
Kuriozalnie tłumaczył się komendant Straży Miejskiej w sprawie nałożenia mandatu za ustawienie przyczepki na miejscu parkingowym, które było opłacone. Stwierdził, że przyczepka była reklamą, a na takie ustawienie na miejscu parkingowym musi być zgoda zarządcy terenu. Za to już jeżdżąca reklama nie jest wykroczeniem. Ale już nie umiał wyjaśnić czy wyklejony samochód, który jest reklamą, narusza czy nie narusza przepisów prawa.
Sprawą nałożenia mandatu przez Straż Miejską na kierowcę, który zaparkował przyczepkę z listą hańby na krótki czas w płatnej strefie parkowania, zajmowała się przed weekendem Komisja Samorządności i Bezpieczeństwa w Radzie Miasta. To co usłyszeli radni z ust komendanta Straży Miejskiej w tej sprawie, jest obrazą rozumu i godności człowieka. Choć komendant starał się, jak tylko się dało, wyszukać przepisy uzasadniające interwencję strażników, całość tłumaczenia jest zwyczajnie żałosna.
Okazało się bowiem, że na zaparkowanie przyczepki z reklamą na miejscu parkingowym w płatnej strefie parkowania, nawet po opłaceniu miejsca postojowego, trzeba mieć zgodę zarządcy terenu. Warto tu wspomnieć, że przyczepka nie była reklamą, a bardziej nośnikiem informacyjnym. Na nim bowiem znajdowała się informacja, kto z radnych głosował za usunięciem majora Zygmunta Szendzielarza Łupaszki z grona patronów ulic Białegostoku. A co więcej, nie jest to informacja tajna, tylko ogólnodostępna i dotyczy osób publicznych.
- Jedna rzecz jest dla mnie niezrozumiała. Skoro art. 63 kodeksu wykroczeń wskazuje, że nie można prezentować treści w przestrzeni publicznej nie mając na to udzielonej zgody, to dlaczego wynika tutaj taka niekonsekwencja? Ponieważ strażnicy miejscy nie kazali nam zdjąć banerów, tylko odjechać przyczepką. Czyli jeżdżąca przyczepka nie prezentuje treści, a stojąca przyczepka prezentuje treść? Mi się wydaje, że chodziło o to, żebyśmy jak najszybciej zabrali się z parkingu, żeby nie było widać, co na niej jest – mówił na posiedzeniu Komisji Samorządności i Bezpieczeństwa mieszkaniec Białegostoku, Kamil Sienicki, ze Stowarzyszenia dla Polski Adama Andruszkiewicza.
Bo to właśnie wiceminister Adam Andruszkiewicz wraz z działaczami tego stowarzyszenia zaprezentowali mediom przyczepkę z umieszczonym na niej banerem na początku tego miesiąca. I w momencie kiedy zaczynała się konferencja prasowa temu poświęcona, na miejsce podjechała straż miejska, która ukarała mandatem kierowcę przyczepki. Bo kierowca nie miał zgody na prezentowanie takich treści.
- Co do kwestii związanych z jeżdżącą przyczepką, no to my w takich sytuacjach nie wszczynamy czynności. Interesują nas tylko te przyczepki, które są zaparkowane i ewidentnie przedstawiają w przestrzeni publicznej pewne treści, wizerunki, reklamy czy też nazwy produktów – bo o tym też należy powiedzieć – bez zgody zarządzającego terenem – tłumaczył się Krzysztof Kolenda komendant Straży Miejskiej w Białymstoku.
Warto przypomnieć, że blisko rok temu przyczepkę z inną treścią postawił Tadeusz Truskolaski, także na miejscu postojowym w płatnej strefie parkowania. I już wiadomo, że za to parkowanie nie była wniesiona żadna opłata. Straż Miejska też nie interweniowała ani razu.
Komendant Straży Miejskiej nie bardzo umiał odpowiedzieć na pytanie, czy auto wyklejone reklamą danej firmy, albo produktu, może parkować w strefie płatnego parkowania, czy nie? No w końcu idąc logiką jego tłumaczenia wszyscy kierowcy takich pojazdów powinni mieć stosowną zgodę zarządcy terenu. Sprawa tego absurdu jest bardzo rozwojowa, więc jeszcze wrócimy do niej niebawem.
(Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska/ Foto: DDB)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Gonić bandytę z masta Białystok!!