
Pierwsza kolejka rundy wiosennej upłynęła pod znakiem trzech wydarzeń. Pierwszym z nich było wymuszenie żółtej kartki przez zawodnika Zagłębia Lubin w celu pauzowania w kolejnym meczu, w którym i tak nie mógłby zagrać. Drugim był niesamowity mecz w Krakowie, gdzie Wisła szybko wyszła na prowadzenie 3:0, aby ostatecznie przegrać 3:4. Trzecim to emocjonalna dymisja Michała Probierza.
Jeśli ktoś nie ogląda naszej Ekstraklasy na co dzień, to może być zaskoczony , że tak dużo istotnych rzeczy dzieje się poza boiskiem. Wspomniane wydarzenia miały bowiem swoje dalsze historie. Zawodnik zagłębia Đorđe Crnomarković, zamiast pociągnąć za koszulkę czy napyskować do sędziego, złamał nogę Piotrowi Pyrdołowi. Po wspaniałym zwycięstwie Piasta Gliwice mówiło się głównie o beznadziejnym sędziowaniu i wymuszeniu rzutu karnego przez Jakuba Świerczoka. Zaś gdy swoją rezygnacje ogłosił trener Cracovii, część ludzi zaczęła mówić o wypaleniu zawodowym w sporcie, a część szybko pobiegła wykorzystać STS kod promocyjny i postawić na to, że Michał Probierz jednak szybko na ławkę treningową Pasów wróci. Jak pokazały późniejsze wydarzenia, lepiej zrobili ci drudzy.
Dla kibiców z Białegostoku nie było to wielkim zaskoczeniem. Podobny manewr zastosował bowiem pod koniec sezonu 2008/2009, gdy po przegranym pojedynku z Lechią Gdańsk oddał się do dyspozycji zarządu. Wtedy to Cezary Kulesza nie przyjął tej decyzji, obwiniając piłkarzy za słabe wyniki zespołu. Czy tym razem miało być podobnie? Tym razem Michał Probierz jako główny powód rezygnacji podał wypalenie zawodowe i konieczność odpoczynku oraz zajęcia się rodziną. Jego wypowiedź pierwszą ogłosił oficjalny portal Warty Poznań, a strona Cracovii milczała jak zaklęta. W kolejnych dniach zaczęły pojawiać się przecieki o tym, że doszło do rozmowy między trenerem Cracovii a właścicielem klubu – Profesorem Januszem Filipiakiem. Nikt nie był w stanie podać szczegółów, lecz wkrótce potem Michał Probierz opublikował oświadczenie, w którym przepraszał wszystkich za zamieszanie i informował o powrocie na ławkę trenerską po kilku dniach urlopu.
Czy więc i tym razem chodziło o wstrząśnięcie zespołem lub wymuszenie na Filipaku deklaracji dalszego poparcia? Tego nie wiadomo. Czy właściciel Pasów „zachęcił” swojego szkoleniowca i wiceprezesa jednocześnie do powrotu, przypominając mu o konsekwencjach finansowych, jakie może wywołać jego dymisja? Jedno jest pewnie. Pod względem wizerunku zagrywka ta wyszła fatalnie. Pod względem podbudowania mentalnego dla zawodników reprezentujących klub z ulicy Józefa Kałuży, także. Sam moment odejścia był mocno nieelegancki, bowiem nowy trener musiałby budować swój zespół bazując na nie swoim przygotowaniu zimowym. Sam Probierz jawi się niczym kapitan tonącego statku, który opuszcza swoją załogę już w pierwszej ratunkowej szalupie i patrzy na dalszą katastrofę, stojąc spokojnie na brzegu.
Tymczasem w kolejnym spotkaniu Cracovia po beznadziejnej grze uległa 0:1 późniejszemu liderowi tabeli – Pogoni Szczecin. Gra zespołu nie napawała nadzieją, co jednak nie było dla kibiców i obserwatorów niespodzianką. Pasy grają bowiem nie od dziś futbol toporny, siłowy i mało efektowny. Jednak nie to martwi najbardziej fanów pod Wawelem. W Szczecinie na boisku wybiegła Cracovia międzynarodowa, w negatywnym tego słowa znaczeniu. W wyjściowej jedenastce znalazł się zaledwie jeden Polak i to młodzieżowiec, który po prostu w składzie znaleźć się musiał. Czy o taką budowę zespołu chodziło więc Probierzowi podczas słynnej konferencji prasowej, na której podlewał roślinkę mówiąc, że na efekty jego pracy należy cierpliwie poczekać?
(Artykuł Partnerski DDB)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie