Lubię czasami pobujać się po mieście swoim małym bączkiem. Nie to, że jeżdżę bez celu, ale po prostu – kręcę się to tu, to tam – zawsze w jakiejś sprawie. A jeszcze na dodatek lubię obserwować, co się dzieje. W trakcie przychodzą mi do głowy różne myśli, które w szybkim czasie układają się w ciąg myślowy. Ot, taka przypadłość. Tak też było dosłownie wczoraj… na Krakowskiej.
Zazwyczaj omijam tę ulicę, bo w ciągu tygodnia jest piekielnie zakorkowana. Ale w niedzielę spokojnie da się jechać. Więc pojechałam. Uliczka w sumie niewielka, ale przy niej za to znajduje się wielki budynek. I to właśnie wokół tego budynku narósł mi ciąg myślowy wiodący do innego dużego obiektu – na Słonecznej.
Tak się składa, że dzięki Bogu zaraz minie już szósty rok od dnia radości wielu członków organizacji pozarządowych. W październiku 2009 roku ówczesny wojewoda, który akurat jest społecznikiem i rozumie co to znaczy działać społeczne lub na rzecz innych ludzi, przekazał pokaźny budynek na potrzeby organizacji pozarządowych. Radości nie było końca. Ale potem się zaczęło… to może tam jeden z departamentów urzędu miasta wsadzić, może dwa, a może coś innego. I gdyby nie stanowczość wojewody, budynek być może byłby dziś urzędem, hotelem, pływalnią lub czymkolwiek innym. Ale po prawie sześciu latach nadal jest tylko budynkiem. Na dodatek nie dość, że z niedokończonym remontem, to jeszcze z błagalnym widokiem już o kolejny remont.
Ja rozumiem, że był nierzetelny wykonawca, że dał ciała – jak to się mówi. Ale może nie przesadzajmy. Bo co stoi na przeszkodzie, aby ogłosić kolejny przetarg i remont dokończyć? Co? Pogoda? Prezydent się zmienił? Może urzędnicy? A może jakiś nowy zastępca nie daje rady? Rzecz to jak dla mnie zupełnie niepojęta. I od takich pytań, w tym miejscu dokładnie, rozpoczął się mój ciąg myślowy wędrujący aż na Słoneczną.
Kiedy budowano stadion, jaki miał być gotowy na mistrzostwa Euro 2012, to pęd był taki, że aż dymiło. Ale kiedy wykonawca nie dawał rady, dało się zrobić coś innego. Mianowicie: rozwiązać umowę, pójść z tym do sądu, ogłosić kolejny przetarg, wyłonić dwa razy droższego wykonawcę robót i zakończyć budowę obiektu z dwuletnim poślizgiem. W przypadku kamienicy dla pozarządówek umowa rozwiązana już jest, wniosek w sądzie leży i nie umiem znaleźć żadnego argumentu za tym, dlaczego nie stało się tak, jak w przypadku stadionu. Bo co? Kibice nie przychodzą po pomoc? Może Jagiellonii nie jest po prostu potrzebny taki obiekt? Ewentualnie nie da się z tego zrobić żadnej nowej spółki? Bo gdyby coś się z tego nadawało, to pewnie już od co najmniej 3 lat wewnątrz działoby się tyle, że nawet Bundesliga by nam zazdraszczała.
A ponoć to wszyscy mieszkańcy wybierali prezydenta, który dobiera najlepszą we wszechświecie i okolicach kadrę urzędniczą. Ona ze swoim szefem służy, pomaga, działa zawsze w dobrze pojętym interesie wszystkich mieszkańców. Ale kolejny raz można się przekonać, że i owszem, działa, tylko nie do końca. Członkowie organizacji pozarządowych to tacy tam cisi, spokojni ludzie. Rac nie palą, ustawek pod miastem nie robią i nie krzyczą do sędziego co mu i gdzie wsadzą. Ludzie siedzą jeden na drugim, ustalają dyżury, kombinują gdzie położyć dokumenty, jaki i gdzie posadzić człowieka, który przyszedł po pomoc. A budynek stoi sobie pusty już prawie szósty rok. Kogo to obchodzi?
Mnie obchodzi i podejrzewam znacznie więcej osób też to obchodzi. Możliwe, że obchodzi to więcej osób, niż chodzi na mecze. I żeby nie było – nie mam nic przeciwko kibicom, ani Jagiellonii. Cieszę się z sukcesów. Ale bądźmy uczciwi. Skoro jednym można było dogodzić, to dlaczego innym nie? Bo protestów nie robią na mieście? A może wśród członków wszelkich stowarzyszeń brakuje członków jedynie słusznej rodziny? Albo może promocji miastu nie zrobią z logo na koszulkach?
I tu pojawił się kolejny ciąg myślowy. Wojewody, który budynek przekazał, nie ma już na urzędzie. Teraz jest inny. O jego poglądach na działalność stowarzyszeń i projektów przez nie realizowanych, można by było napisać drugi felieton, więc w tym miejscu, przemilczę. Ale, żeby się nie okazało, że nowy wojewoda zgodzi się budynek sprzedać. Może zgodzi się by przerobić go na coś innego, np. hotel na miarę atrakcji turystycznej pod Jeżewem. Mam jeszcze taki pomysł, że mógłby się tam mieścić kolejny klub do gry w golfa dla kilkudziesięciu osób. Jest to też idealne miejsce na nową galerię handlową. Pewnie jeszcze kilka innych pomysłów dałoby się tam zrealizować. A organizacje sobie poczekają, albo niech robią sobie, co chcą. Ciekawe dlaczego stadion nie czekał i nie niszczał, i dlaczego za wszelką cenę zbudowano go praktycznie dwa razy drożej?
I mam dwa na to pomysły. Po pierwsze taki budynek stał już w naszym mieście od lat i żadna tam atrakcja chwalić się nim w folderach. Remont to przecież nie to samo, co nowa inwestycja, która nie jest w stanie zapełnić się ludźmi nawet na połowie swojej powierzchni. Po drugie, co wolno kibicowi, to nie społecznikowi. I tak sobie jeszcze myślę – jak to dobrze, że wszyscy mieszkańcy w tym naszym Białegostoku są tu traktowani tak samo równo…
(Specjalnie dla naszych czytelników mamy również wersję dźwiękową felietonu. Czekamy na Wasze opinie - czy podoba się Wam taka forma wypowiedzi)
Uroda radiowa, ale głos gazetowy.