Reklama

Słowo po niedzieli: Kolos runął



Kiedy sportowiec zdobywa złoty medal nikt nie patrzy na to jakie w trakcie zmagań popełniał błędy. Nikt nie roztrząsa tego czy można było zrobić lepszy wynik. Liczy się zwycięzca i radość ze zdobytego medalu. W polityce mogłoby być podobnie, ale nie jest, bo to nie zawody sportowe tylko żywy organizm.

Dziś wszystkie media i komentatorzy będą odnosić się do zwycięstwa Tadeusza Truskolaskiego w wyborach prezydenckich. Wygrał je i będzie realizował dotychczasową politykę. Nie dlatego, ze takiej chcą mieszkańcy, ale dlatego, że innej prowadzić nie umie. Kiedy jeszcze dziś kręciłam się po mieście rozmawiając z różnymi ludźmi najczęściej słyszałam, że wybrane zostało mniejsze zło. Owszem wielu jest takich, którym nowy chodnik lub droga jest wyznacznikiem sukcesu. Budowa kolejnej estakady – pomnikiem nowoczesności. Niemniej należy zauważyć, że ponad 60% obywateli w ogóle nie poszło do urn. To żółta kartka zarówno dla prezydenta jak i głównego kontrkandydata. Choć nie można zapominać o tych, którzy stanęli w szranki w pierwszej turze wyborów prezydenckich.

Mogę powiedzieć, że przyszłe wybory na gospodarza miasta nie zostaną wygrane po raz kolejny nowymi drogami i inwestycjami, za które płacimy słono. Jeszcze cztery lata temu to właśnie to, co było widoczne gołym okiem, zaważyło w zdecydowanej większości na ostatecznym wyniku wyborczym. Obecnie nowe inwestycje oraz planowane remonty i budowy – grały odległe miejsce w całej kampanii politycznej. Dominującą rolę miało zupełnie co innego. Tym czymś było powszechne przeświadczenie, jeszcze przed rozpoczęciem wyścigu politycznego, o tym że i tak się nic nie zmieni. A nawet gdyby miało się zmienić, to Prawo i Sprawiedliwość nie mogło być gwarantem zmian. Na pewno nie z Janem Dobrzyńskim jako twarzą nowoczesnego i otwartego na zmiany PiS.

Kolos jednak runął. Mówię tu o komitecie prezydenckim i samym Tadeuszu Truskolaskim. Cena, za jaką okupione zostało zwycięstwo, na pewno przekroczyła najśmielsze szacunki przeciętnego mieszkańca Białegostoku. Jeszcze nigdy w historii białostockiego samorządu nie mieliśmy do czynienia z takim ogromnym nakładem finansowym, jak i rozmachem prowadzonej kampanii, szczególnie w przestrzeni publicznej. W tym zresztą kandydat PiS wcale nie ustępował. Ale kolos runął jeszcze z innego powodu. Cały sztab urzędników i wszystkich najważniejszych osób w mieście zdołał wypracować zaledwie niecałe 24% poparcia wśród wszystkich mieszkańców Białegostoku. Dziś oczywiście zarówno Tadeusz Truskolaski jak i Jan Dobrzyński mogą operować znacznie wyższymi liczbami odnoszącymi się do ostatecznych wyników drugiej tury. Ale to nie zmienia faktu, że w rzeczywistości poparcie całości mieszkańców wyniosło odpowiednio 24% oraz 14%. Cały sztab dobrze zorganizowanych struktur urzędu miejskiego oraz innych podległych pracowników między innymi w straży miejskiej, osób zatrudnionych w spółkach i w innych miejscach wypracowało niecałe 24 % poparcia. Z tego na dodatek bardzo wielu głosowało na mniejsze zło, którym okazał się urzędujący prezydent. Jan Dobrzyński okazał się kompletnie nie do przyjęcia.

Kolos runął także dlatego, że przynajmniej na razie nie będzie miał większości w Radzie Miasta. Rozprowadzenie, choć tak naprawdę trzeba powiedzieć, zniszczenie Platformy Obywatelskiej, SLD oraz środowisk prawosławnych, nie przyniosło dodatkowych głosów. Jeśli Prawo i Sprawiedliwość pozostanie monolitem – Tadeusza Truskolaskiego będzie czekała najtrudniejsza kadencja w historii. Do tej pory to on dyrygował jak chciał i kiedy chciał głosami Rady. Jeśli PiS pozostanie w opozycji w całości, role zdecydowanie się odwrócą i skończy się wyłącznie brylowanie na salonach, a zacznie się ciężka praca i w końcu może nawet merytoryczna. Radni, którzy obecnie znaleźli się w ławach miejskich, w większości są ludźmi młodymi, nie skażonymi typową retoryką głównych twarzy PiS. To zresztą dało im dobry wynik wyborczy. Nie wiadomo tylko czy po drodze nie zmarnują tego, co udało im się zdobyć. Zwłaszcza czy nie dadzą się podzielić i mówić językiem Jarosława Kaczyńskiego oraz Antoniego Macierewicza. Natomiast prezydenccy radni, jeśli nie zrealizują wraz ze swoim szefem głównych punktów programu, za cztery lata mogą się pożegnać z samorządem na dobre. A realizacja programu może być trudna z uwagi na to, że większości nie mają nawet dołączając do tego radnych PO.

Zdecydowanie kolos runął także wizerunkowo. To, czego chwytał się zwłaszcza w ostatniej fazie kampanii Komitet Truskolaskiego świadczy wyłącznie o tym, że gra szła o przetrwanie jeszcze tej kadencji. Widzieliśmy prezydenta nie jako męża stanu, ale jako polityka, który nie cofnie się przed niczym, aby osiągnąć swój cel. Zawiadomienie o kradzieży teczki, której to kradzieży policja, ani prokurator nie znaleźli, ustawianie debat, zbratanie się Platformą Obywatelską, od której przez całą kampanię się odsuwano – to wszystko raczej wskazuje na to, że mamy ostatnią kadencję prezydentury Tadeusza Truskolaskiego.

Co będzie potem? Bardzo możliwe, że w przyszłych wyborach znacznie większą rolę odegrają ruchy społeczne. Ludzie są zmęczeni tymi samymi twarzami, politykierstwem, kłótniami , bitwą o stołki. A kiedy przyjdzie spłacać długi zaciągane na inwestycje, które nie wpływają na poprawę gospodarki Białegostoku, ludzie być może zechcą wziąć sprawy we własne ręce. Wówczas kolos już się nie pozbiera.

(Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska/ Foto: BI-Foto)
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo ddb24.pl




Reklama
Wróć do