Reklama

Smolik z echem i kartonem



To, że z echem i kartonem wcale nie oznacza, że artysta z głośnym hukiem oznajmił, że zamieszka na zimę w kartonie. Oznacza to dokładnie tyle, że sala Opery w ogóle nie nadaje się na koncerty muzyczne.

Słychać albo echo, albo dźwięki jakby się siedziało w kartonowym pudle, a nie poważnym gmachu operowym. - Takie głosy padały po poniedziałkowym koncercie Smolika. Mimo, że artysta dał z siebie wszystko, publiczność była zawiedziona tym, co usłyszała na żywo. I nie chodziło tu bynajmniej o twórczość muzyka, a wyłącznie o jakość dźwięku.

- Nie polecamy Smolika na żywo – mówi Piotr, który był ze swoją dziewczyną na poniedziałkowym wydarzeniu. – A przynajmniej nie w budynku Opery.

W identycznym tonie wypowiada się kolejny z uczestników koncertu Smolika – Tomasz Madura, który próbował zmieniać miejsce na sali. Niestety jak mówi, nic to nie dało.

- Pierwsze wrażenie po wejściu na salę to istne wow! Przestrzeń, loże, podświetlane schody, jakieś rzeźby na ścianach, przyjemny półmrok. Rozpoczął się koncert Smolika i czar prysł. W najdalszym miejscu od sceny dźwięk dosłownie kartonowy, zupełnie bez duszy, jak z MP3. Zbliżając się do sceny dociera następny babol, echo – komentuje Tomasz. – Co ciekawe echo wysokich tonów, wszelkie syczenie, cykanie i piski. Generalnie uważam, iż akustyka jest gorsza niż w starym Gwincie – kończy zniesmaczony całym występem.



Najgorsze jest to, że na budowę Opery i Filharmonii Podlaskiej poszły grube miliony złotych, a skarg na akustykę nie sposób zliczyć. Nawet kontrola z urzędu marszałkowskiego potwierdziła wady sali koncertowej. To karygodne przeoczenie ze strony projektantów i osób odbierających niby gotowy obiekt.

Cezarion/ Foto: BI-Foto
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo ddb24.pl




Reklama
Wróć do