Reklama

Stołek ważniejszy od rodziny



Są na świecie tacy ludzie, którzy sprzedadzą ojca, matkę i własne dzieci, aby tylko samemu się ustawić. Ale, że Polska włącznie z Białymstokiem mieści się w pojęciu „świat” okazało się, że takich też mamy u siebie. I to na dodatek w urzędach.

W poniedziałek musiałam pojechać do swojej byłej firmy odebrać rzeczy. Dla tych, którzy nie wiedzą – 10 lat pracowałam w Miejskim Ośrodku Pomocy Rodzinie. Zostałam wyrzucona z pracy po takim czasie, ponieważ śmiałam donieść o nieprawidłowościach. Takie tam drobne rzeczy jak antydatowanie dokumentów, wypłata świadczeń bez decyzji, mobbing, podpisywanie dokumentów przez osoby do tego nieuprawnione i inne zupełnie nieistotne sprawy. Tak więc ja nie pracuję, ten kto przestępstwa czynił, nadal pozostaje na swoim stanowisku i ma się świetnie. Ba! Nawet niektórzy mają na sobie wyroki sądu karnego za przestępstwa i nadal pełnią funkcje kierownicze. Wiadomo – u nas wszystko na poziomie i zawsze czysto i przejrzyście. A prezydent dobiera sobie współpracowników najlepiej jak umie. Jak wybrał, tak i ma.

Ale wracając do sedna sprawy. Zajechałam, aby odebrać pozostawione rzeczy. Nie zrobiłam tego wcześniej, bo nie ciągnęło mnie do MOPR – u. Chyba w tym miejscu pominę powody, dla których nie pałałam szczególną chęcią zobaczenia co niektórych twarzy. Ale nie każdy kto tam pracował lub pracuje był przeze mnie nie najlepiej postrzegany. Bo w gruncie rzeczy pracuje tam spore grono bardzo fajnych ludzi. I szkoda mi ich tak po ludzku. Niemniej wiadomo jak to jest, kiedy wpada się na chwilę po dłuższym czasie… „A co słychać”, „Jak ci idzie”, „Tęsknisz za nami”, „Schudłaś”, „Przytyłaś”, „Aga wracaj do nas” i inne takie.

Wracać nie zamierzam. Nie ma takiej sumy wynagrodzenia, która przekonałoby mnie do powrotu do tak chorego miejsca. Nawet cała wysokość budżetu miasta nie skłoniłaby mnie do podjęcia na powrót zatrudnienia z niektórymi osobami. Zwłaszcza z szefostwem. Takie osoby na swojej drodze należy przeżegnać lewą ręką i splunąć przez lewe ramię po ominięciu, tak na wszelki wypadek. Ale jak mówiłam, porozmawiałam, pośmieliśmy się, chwilę powspominaliśmy dane czasy. Zabrałam swoje rzeczy i pojechałam do swoich obowiązków obecnych.

Tak się składa, że moja była szefowa w trakcie kampanii wyborczej wspierała kolegów. Tymi kolegami okazali się: Tadeusz Truskolaski i Adam Poliński, prywatnie sąsiad mojej byłej szefowej. Zresztą o tym, że dyrektorka bądź co bądź dużego zakładu pracy zamiast pracować w ciągu dnia, wolała wziąć urlop i pomagać kolegom, pisałam kilka tygodni temu. No cóż, różni ludzie, różne priorytety. Ale to jeszcze można by było przełknąć. Gdyby nie jeden drobny niuansik. Tak się składa, że z prezydenckiego komitetu startowała również rodzona i osobista córka dyrektorki MOPR – u. Ale ona, najlepsza matka na świecie wolała pomagać kolegom niż własnemu dziecku. Oczywiście wolno jej. Jak pisałam, każdy ma własne priorytety.

W tym miejscu jednak zastanawiam się. Jak osoba, która w ten sposób postępuje w życiu prywatnym może służyć pomocą tysiącom rodzin z Białegostoku? Przecież oni nie są kolegami! Jeśli z takim zaangażowaniem pomaga się kolegom, a nie własnemu dziecku, co można myśleć o jakości świadczonej pomocy ludziom, którzy często nie z własnej winy znaleźli się w trudnych sytuacjach? Przecież większość tych ludzi nie jest kolegami! I być może to ja przesadzam nie widząc w tym czegoś normalnego. Na dodatek widzę same nienormalności i do tego jeszcze poniżanie się dla stanowiska. Olanie własnego i zresztą jedynego dziecka. Ale takie już mam kompletnie skrzywione spojrzenie na życie i nie ogarniam pewnych zachowań. Niemniej może znajdzie się ktoś, kto mnie kiedyś wyprowadzi z błędu, że to właśnie ja źle myślę i powinnam postępować wyłącznie uczciwie do szpiku kości, jak dyrektorka, która w obowiązkach służbowych ma powierzoną opiekę na tysiącami obcych rodzin naszego miasta.

Na koniec jeszcze taka sytuacja. Wczoraj zadzwoniła do mnie koleżanka i mówi: „Aga, włącz Telewizję Trwam, szybko”. Włączam i co widzę? Dyrektorkę w programie katolickim. Dzień wcześniej była dla odmiany, jako wierna sługa kościoła i swoich kolegów, w Radiu Maryja. Miała okazję pozdrowić kogo tylko chciała. Może ja do tej pory źle słuchałam innych ludzi. Bo jeśli ktoś miał okazję pozdrawiać kogokolwiek za pomocą mediów, to słyszałam zazwyczaj o rodzinie, narzeczonym, mężu, żonie, mamie, tacie, dziadkach, rzadziej o kolegach z pracy. A pozdrowienia z ust dyrektorki powędrowały do duchownych z Białegostoku oraz do kolegi – Tadeusza Truskolaskiego. Córka kolejny raz była dla rodzonej matki nieistotna. Polecam pamiętać o tym, kiedy ktoś z Was będzie szedł do MOPR – u po pomoc.

(Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska/ Foto: K.)
Reklama

Komentarze opinie

  • Awatar użytkownika
    uj - niezalogowany 2014-12-04 17:42:30

    Jeżeli chodzi o panią dyrektor, to ona jest zawsze niewinna.

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis
  • Awatar użytkownika
    gj - niezalogowany 2014-12-04 01:51:37

    Oglądałam, tak, oglądałam. Także słyszałam pierwszy telefon od widza :) Taki zupełnie inny w klimacie niż cała rozmowa o pieczy zastępczej. I tłumaczenie, że chyba to zbieżność nazwisk (i imion chyba) na tym stanowisku, że pani dyrektor niczego takiego nie zrobiła, nie zadecydowała ... To był przysłowiowy grom z jasnego nieba

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo ddb24.pl




Reklama
Wróć do