Reklama

Szkice sprzęgłem: Polskie godowe



To pewne. Ludzkość nie docenia wpływu warunków geograficzno – klimatycznych na charakter i zachowania społeczne. Polski charakter narodowy tłumaczymy sprawami powstań, rozbiorów, orłów w koronie i innych takich. A mnie się wydaje, że większość z naszych cnót i usterek da się wytłumaczyć druzgocącym wpływem na psychikę pięciomiesięcznego okresu permanentnej ciemności w tym szarym kraju.

Dlatego w Polsce takie ważne są nadchodzące święta.

Dzień zaczyna się przed ósmą rano, a kończy w połowie trzeciej po południu. Pozostaje siedem godzin światła w dwudziestoczterogodzinnej dobie. Oznacza to, ni mniej, ni więcej, dwie trzecie części doby pogrążone w ciemnościach. Kiedy w dodatku jest tak szaro i deszczowo jak dzisiaj, trzeba sobie darować nawet rytualny sobotni spacer.

Zbliża się przesilenie zimowe, już niebawem z dnia na dzień dnia słońca będzie coraz więcej. Ponoć zbliżające się Święta Bożego Narodzenia to nic innego, jak współczesna forma pogańskich Świąt Godowych. Tak były nazywane przez Słowian. Rzymianie mieli Saturalia, Persowie czcili w tym czasie Mitrę, a Germanie obchodzili Jul.

Strojenie drzewek to zwyczaj pogański, podobnie jak ogólne nicnierobienie rozpoczynające się od teraz i trwające do święta Trzech Króli to nic innego, jak zastąpione chrześcijańską symboliką pogańskie Święto Zimowego Stania Słońca.

Cóż, każda okazja, aby spotkać się z bliskimi, pobiesiadować i odpocząć od codziennych obowiązków jest dobra. Skoro tradycja powstrzymywania się od roboty, napychania sobie brzuchów, rytualnego pogodzenia i bliźnimi i odpuszczenia win jest uniwersalna, bo głęboko przedchrześcijańska, to najprawdopodobniej istnieje bardzo racjonalne wytłumaczenie funkcji tego corocznego zamieszania.

Podejrzewam przyczyny somatyczne. Chodzi o brak światła. Nie potrafilibyśmy znieść deficytu promieni słonecznych, wywołujących zniechęcenie, agresję i przygnębienie. Ratuje nas ten Godowy rytuał ciągnący się od teraz, przez okres noworoczny i karnawał. Niedobór endorfin dostarczanych przez słońce zastępujemy krótkotrwałymi i doraźnymi przyjemnościami picia, jedzenia i win odpuszczania.

Po raz kolejny okazuje się, że coś na pozór pozbawione racjonalnego uzasadnienia, uzyskuje spójne i trwałe uzasadnienie i uciekający pod naporem dezorientacji chaosem faktów porządek wraca na swoje zasłużone miejsce. To zupełnie tak jak w smutnym żywocie wzmiankowanego przez Pawła Jasienicę  w „Rozważaniach o wojnie domowej„, Nicolasa Sébastiena Chamforta. Ten gorący zwolennik Rewolucji Francuskiej najpierw krzyczał: "bądź moim bratem albo cię zabiję", by następnie nieudolnie targnąć się na własne życie. Spójność poglądów z praktyką została zachowana, rzeczywistość przyszła z pomocą logice – na skutek zadanych sobie okaleczeń Chamfort w końcu wyzionął ducha.

(Radek Oryszczyszyn/ Foto: ASM)
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo ddb24.pl




Reklama
Wróć do