
Codziennie widzę kilka aut, które mnie wyprzedzają. Obserwuję ludzi, którzy wbiegają do dopiero co otwieranego z rana sklepu. Patrzę na tych, którzy biegną na przystanek albo przebiegają po przejściu dla pieszych. Kilkukrotnie usłyszałem, że na schodach ruchomych stoi się z prawej strony, bo lewa służy do wchodzenia (wbiegania). A ja Was pytam: dokąd się tak wszyscy spieszycie?
Dziś przed południem byłem na poczcie – w swojej osiedlowej placówce. Byłem trzeci w jedynej kolejce. Mężczyzna przy okienku płacił mandat, który – jak wywnioskowałem – nie był mandatem standardowym. Kobiecina przy komputerze starała się na wszelkie sposoby, aby „system” przyjął płatność (tu zauważyć należy, iż panie z mojej placówki nie pasują do powszechnego obrazu Poczty Polskiej – są bardzo miłe i uczynne). Próbowała każdej możliwości, która przychodziła jej do głowy, a której, mimo szczerych chęci, komputer przyjąć nie chciał. Czasu co prawda z zegarkiem nie kontrolowałem, ale zajęło to w sumie parę minut.
Przez te parę minut obserwowałem panią i pana, którzy stali w kolejce przede mną. Oddychali coraz ciężej, przymykali co chwilę oczy i marszczyli brwi, spoglądając raz na obsługiwanego klienta, a raz na panią urzędniczkę. W pewnym momencie mój wzrok spotkał się ze złowrogim wzrokiem starszego pana z kolejki. W jego oczach widziałem, że oczekuje mojego włączenia się w tą kolejkową dezaprobatę dla działań pani ślamazarnej. Ja jednak pozostałem nieugięty w swoim przekonaniu o dobrych intencjach owej pani i, wzięty zapewne za wariata, odpowiedziałem panu uśmiechem.
Popołudniu, wracając już do domu, przypomniałem sobie, że miałem jeszcze coś kupić. Zawróciłem się i skierowałem swoje cztery kółka w stronę Biedronki – powiedzmy, że też osiedlowej. Wziąłem co trzeba i ustawiłem się w kolejce. Przede mną stał wózek-widmo. To znaczy wózek istniał, istniała też jego zawartość, a brakowało jedynie kierownika wycieczki. Sterowała nim kobieta, która ciągnęła go za sobą, ale – mimo wolnego miejsca na taśmie – nie wypakowywała jego zawartości. Pomyślałem, że przecież każdy ma swoje zboczenia i nic mi do tego. Zaraz jednak znalazł się właściciel zguby – podziękował grzecznie pani, która mu ciągnęła (wózek, rzecz jasna) i wziął się za przekładanie zawartości na kasę.
Gdy jedna trzecia jego zakupów znajdowała się poza sklepowym pojazdem, zapaliła mu się lampka. Odwrócił się nagle w moją stronę, spojrzał na moje zakupy i grzecznie zaproponował, że może mnie wpuścić przed siebie. Uśmiechnąłem się i grzecznie podziękowałem, ale nie czułem silnej potrzeby korzystania z tej okazji – dzieci za mną nie płaczą to co, będę się do domu spieszył? Mężczyzna wrócił więc do swoich zakupów. Gdy ostatni produkt znalazł się na taśmie, podjął drugą próbę negocjacji. Byłem jednak nieugięty, w związku z czym pozostaliśmy w pierwotnym układzie.
Przyszedł wieczór. Zacząłem myśleć o mijającym dniu, który upłynął pod znakiem spieszenia się. Wszyscy dookoła się spieszyli. Wszyscy, oprócz tego mężczyzny w Biedronce. Głowiłem się, dlaczego tak bardzo chciał mi ustąpić tego pierwszeństwa w kolejce. I chyba wiem. To przez ten uśmiech, którym go obdarowałem. Ten sam, którym obdarowałem również mężczyznę na Poczcie. Chyba muszę zmienić ten uśmiech, bo w połączeniu z podwójnym opakowaniem papieru toaletowego prawdopodobnie stworzył wrażenie, że i ja się spieszę…
(Przemysław Kownacki/ Foto: Flickr.com/ ratterrell)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie