Afera z transparentami wywieszonymi przez białostocką Ultrę w meczu Jagiellonii z Rakowem dalej elektryzuje nie tylko kibiców Ekstraklasy. Zamiast - jak pewnie oczekiwał tego sędzia Paweł Raczkowski, jego koledzy i PZPN - oburzenia wobec kibiców i wsparcia dla środowiska arbitrów - popłynęły pytania o podwójne standardy i hipokryzję. A dyskusja nad niskim poziomem sędziowania polskich arbitrów jeszcze bardziej się rozpaliła.
Przypomnijmy: w niedzielę sędzia Raczkowski podjął decyzję, przerywając grę na kilkanaście minut. Był to krok bez precedensu w polskiej lidze, bo arbiter zażądał zdjęcia obraźliwych transparentów, w których padły poważne oskarżenia o korupcję wobec jego kolegi Bartosza Frankowskiego. I choć można zrozumieć motywację sędziego (Adrian Siemieniec uznał to za zrozumiały znak solidarności zawodowej) to pytania o to, dlaczego sędzia zaczął walkę ze stadionowym hejtem akurat od obrony swojego kolegi posypały się jak lawina. Zwłaszcza, że o ile nikt nie neguje konieczności walka z nienawiścią to tak twarda reakcja arbitra w Białymstoku przy jednoczesnej zadziwiającej pobłażliwości (lub ślepocie) w sytuacji hejtu wobec innych zespołów (na krakowskim Hutniku kilka dni wcześniej), działaczy (liczne wyzwiska na transparentach wobec prezesów klubów - np. Dariusza Mioduskiego z Legii), piłkarzy czy innych osób aktywnych w futbolu stwarza wrażenie, że sędziowie uważają się za lepszych niż reszta. Dodatkowa kwestia to ta, że działania władz sędziowskich są dalekie od transparentności, a ich członkowie nawet nie deklarują, że zamierzają to zmienić. A zarządzenie tą sytuacją - zamiast oczekiwanej poprawy atmosfery i zwrócenia uwagi na problem hejtu - przyniosło pogorszenie sytuacji. Sędziów bronią niemal wyłącznie inni sędziowie (nawet jeżeli chwilowo obsadzeni w innej roli jak Michał Listkiewicz czy Adam Lyczmański). Nie mają oni wsparcia nawet wśród tych dziennikarzy, którzy dotąd często starali się ważyć ich racje.
"Afera transparentowa" wywołała dodatkowe pytania o niekonsekwencję sędziów, pogłębiając i tak już głęboki spór między środowiskiem arbitrów a klubami i kibicami. Kwestie te podnoszą nawet bardzo zdystansowani do sporu trenerzy jak Adrian Siemieniec, który pyta o konsekwencję w przyszłości.
Emocje sędziów wywołuje nie to, że transparenty Jagiellonii uderzały bezpośrednio w sędziego Bartosza Frankowskiego ale sugestia , że "obstawiał mecz" i "Jagiellonię przekręcił", co nosi znamiona zniesławienia i sugerowania czynu nieuczciwego i karalnego. Raczkowski zareagował z pełną stanowczością, a jego decyzja stała się precedensem. Rzecz w tym, że zarzutów o tzw. "matchfixing" nikt nie zdementował. PZPN nie wyjaśnił, że monitoruje to czy sędziowie są sprawdzani pod tym względem. W przeszłości zdarzały się już przypadki odsuwania arbitrów za obstawianie zawodów. Także w regionie podlaskim były w przeszłości kary dyscyplinarne (akurat dla zawodników) za obstawianie rywalizacji w rozgrywkach, w których brali udział. I choć nikt nie oczekuje od Frankowskiego składania akurat takich deklaracji, to oświadczenie PZPN, że sprawdził ten wątek i wyklucza takie przypadki mogłyby ostudzić atmosferę.
Rzecz w tym, że takich deklaracji nikt nie składał, co wzmogło podejrzenia kibiców, którzy dawali temu świadectwo w komentarzach w sieci. Być może związkowy rzecznik etyki lub dyscypliny, które to stanowiska obsadzają ludzie zasadniczo spoza środowiska piłkarskiego mogliby to zbadać.
Dlaczego akurat oni? Bo deficyt zaufania wobec arbitrów i federacji jest faktem, zaś brak działań mających na celu wyjście kryzysu. A po ostatniej niedzieli zmniejszenie emocji wokół tematu poprzez jego "zamilczenie" raczej nie grozi. Nie zdziwię kiedy kolejne środowiska kibiców z polskich klubów będą kontynuował akcję "transparentową", bo argumenty Raczkowskiego nie znalazły posłuchu wśród fanów. I nie chodzi tu tylko o tych najbardziej zaangażowanych...
Decyzja Raczkowskiego, choć zyskała poparcie w środowisku sędziowskim (uznano ją godny naśladowania akt solidarności) wciąż poddawana jest ostrej krytyce z powodu braku podobnej stanowczości w innych, równie nagannych sytuacjach. Wielu obserwatorów pyta: dlaczego sędziowie nie reagowali w ten sposób wcześniej?
Najbardziej jaskrawe przykłady niekonsekwencji w spotkaniach, które prowadził sam Raczkowski to choćby zignorowanie rasistowskiego ataku w poprzednim sezonie, kiedy to na stadionie Rakowa obrażany był nie tylko Afimico Pululu ale i Enzo Ebosse. Mecz wtedy nie został przerwany. Fakt ten jest gorzkim przypomnieniem, że walka z mową nienawiści nie zawsze była priorytetem, gdy dotyczyła zawodników. A to stawia arbitra i broniących go kolegów w ogniu krytyki, sugerując, że stanowczość jest stosowana przede wszystkim wtedy, gdy atak dotyka bezpośrednio sędziów. Inna rzecz, że sędziowie z niższych lig od lat alarmujący o rosnącej fali przemocy (w tym fizycznej) w rozgrywkach amatorskich nie spotkali się z solidarnością ich kolegów ze szczebla centralnego.
Incydent w Białymstoku ma niestety szerszy kontekst, bo nie chodzi tylko o podwójne standardy. Od kilku sezonów forma sędziów Ekstraklasy jest coraz bardziej krytykowana. Liczne kontrowersje, błędy techniczne, niekonsekwencja w interpretacji przepisów i zbyt częste interwencje VAR budują wrażenie chaosu i braku kontroli nad meczami. Zwłaszcza, że nawet eksperci wspominają, że sędziowie coraz częściej nie prowadzą zawodów samodzielnie zdając się na VAR. Paradoksalnie: częściej niż poprzednio zdarzają się sytuacje, gdy sędziowie wierzą w oceny kolegów z VAR zamiast podbiec do ekranu aby obejrzeć sytuacje osobiście. To właśnie ta niestabilność poziomu sędziowania pogłębia frustrację kibiców i działaczy, która finalnie przełożyła się na transparenty w Białymstoku. Dodatkowo bez odpowiedzi pozostają pytania czy i jaką odpowiedzialność ponoszą sędziowie za swoje błędy oraz brak transparentności jeżeli chodzi o ich dobór (awanse i spadki oraz wyznaczanie na zawody). PZPN odpowiada, że UEFA i FIFA również nie wyjaśnia takich spraw. Tyle, że nikt nie kwestionuje aż tak bardzo poziomu sędziowania na szczeblu międzynarodowym. Tymczasem w Polsce padają odpowiedzi, że nasi sędziowie są wysoko cenieni i prezentują wysoki poziom. Takie deklaracje wystarczyłyby gdyby był choć minimalny poziom zaufania wobec władz Kolegium Sędziów i PZPN. A z tym jest równie słabo co z poziomem sędziowania. A i komunikowanie się z resztą środowiska piłkarskiego (kibicami, piłkarzami, trenerami, klubami piłkarskimi) też zostawia bardzo wiele do życzenia. Jedyne co jest niezmiennie wysokie to samoocena i przekonanie o własnym profesjonalizmie.
Sędzia Raczkowski tłumaczył swoją decyzję troską o całe środowisko sędziowskie:
„Przykład idzie z góry. Obraźliwe i wulgarne hejtowanie transparentami w Ekstraklasie kończy się napaściami i biciem sędziów w niższych klasach. Trzeba z tym skończyć” – powiedział sędzia Raczkowski.
Taka postawa, choć słuszna, stawia sędziów w kontrze do reszty środowiska. Były sędzia z wieloletnim stażem w ligach centralnych (obecnie obserwator) stwierdził, że
Przerwanych meczów, nawet w Ekstraklasie, może i powinno być więcej jeżeli kibice będą dalej kontynuowali obrażanie sędziów.
Tyle, że ta droga nie odbuduje ani zaufania do sędziów ani też atmosfery. A władze PZPN oczekując, że sprawę załagodzi krążący po redakcjach Marcin Szulc (nowy szef Kolegium Sędziów), który po Zabrzu zamiast uspokoić sytuację tylko ją zaognił, przeliczą się w swoich kalkulacjach. Przerywanie meczów spowoduje, że na stadiony powróci dawny kibicowski hymn "PZPN, PZPN, je..ć PZPN!". Bez szerokiej akcji informacyjnej i jawnych działań poprawiających poziom sędziowania nie ma szans na zmniejszenie napięcia. Nawet czas nie przyciszy sporu, bo ewentualna cisza potrwa tylko do następnego sędziowskiego wielbłąda. A - przypominam - zdarza się on w każdej kolejce regularnie.
Ekspert sędziowski Canal+ Adam Lyczmański poparł Raczkowskiego, skupiając się na poważnym charakterze zarzutów:
"Ja się akurat solidaryzuję z Pawłem Raczkowskim. Duży szacunek dla niego, że to zrobił. Gdyby to były epitety, a one się zdarzają, na pewno takiej reakcji by nie było. Ale tu mamy coś więcej niż epitet. Chodzi o umyślne sugerowanie przestępstwa. Nie wiem, jak inaczej nazwać treść, że sędzia obstawił mecz w zakładach bukmacherskich i go potem prowadził."
Decyzja Raczkowskiego to z pewnością otwarcie puszki Pandory. Chociaż sędzia podkreślił, że decyzja została podjęta "w trosce o poszanowanie wartości, które powinny towarzyszyć piłce nożnej na każdym poziomie rozgrywek" (dziękując zawodnikom Jagiellonii za zrozumienie i pomoc w zdjęciu transparentów), teraz na władzach sędziowskich i Komisji Ligi spoczywa obowiązek ustalenia jasnych i przede wszystkim konsekwentnych reguł.
Jak napisał Raczkowski w swoim oświadczeniu:
„Nie zgadzamy się na mowę nienawiści, hejt ani jakiekolwiek formy wulgarnego obrażania. Takie zachowania nie mają nic wspólnego ze sportową rywalizacją i zasadami fair play, które są fundamentem futbolu.”
Bez jawnego i konkretnego ujednolicenia standardów i jasnej deklaracji że sprawy w Kolegium Sędziów będą uporządkowane oraz w jaki sposób to każda kolejna decyzja sędziego o przerwaniu meczu będzie podważana i będzie wywoływać zarzuty o stronniczość i brak konsekwencji.
Sędziowie muszą udowodnić, że walka z hejtem dotyczy wszystkich, a nie tylko ich samych. No i przede wszystkim muszą zacząć od tego, że zaczną porządkowanie w swoich szeregach odsuwając w cień (choćby czasowo) tych z nich, którzy formą nie dojeżdżają do poziomu prezentowanego przez najlepszych z nich. Wszak i gwiazdy czasem lądują w rezerwach jeżeli mają problem z formą. Czemu zatem nie miałoby to dotyczyć sędziów?
Przemysław Sarosiek
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie