Reklama

Banki centralne niszczą tradycyjny rynek pracy



Mimo najlepszej od lat sytuacji na rynku pracy nie słabną lęki przed tym, że pewnego dnia nasze miejsce zastąpi maszyna. Strach przed postępem technicznym jest stary jak świat, co jednak w niczym nie łagodzi naszych lęków.

Przez ostatnie kilkadziesiąt lat zniknęło wiele zawodów, które dla naszych antenatów stanowiły oczywisty element codzienności. Dziś coraz trudniej o introligatora, kaletnika, szewca, krawca, kuśnierza, a nawet stolarza, zduna czy zegarmistrza. Tych rzemieślników wyparła tania i zautomatyzowana produkcja przemysłowa, często lokowana w krajach o bardzo niskich kosztach pracy. Często taniej jest zakupić nowy sprzęt niż dokonać nawet niewielkiej naprawy starego.

Współcześnie lista zawodów zagrożonych wydłuża się nie tylko za sprawą postępu technicznego i organizacyjnego, ale też ze względu na zerowe lub wręcz ujemne stopy procentowe w krajach rozwiniętych – tłumaczy Krzysztof Kolany, główny analityk Bankier.pl. – Jeśli kapitał jest dostępny praktycznie za darmo, to opłaca się wdrożyć nawet najbardziej kapitałochłonną technologię, aby zaoszczędzić na kosztach pracy – dodaje Kolany.



Jeśli oczekiwanoby, że realne stopy procentowe będą ujemne w nieskończoność, to prawie każda inwestycja byłaby opłacalna. Na przykład przy ujemnej (lub choćby zerowej) stopie procentowej opłacałoby się wyrównać Góry Skaliste, aby zaoszczędzić nawet niewielkie ilości paliwa zużywanego przez pociągi i samochody, które muszą pokonać górskie przełęcze – napisał na swoim blogu nie kto inny jak sam Ben Bernanke – były prezes Fedu i prekursor "drukowania" pieniędzy w ramach QE.

W ten sposób polityka banków centralnych deklarujących za cel „wsparcie gospodarki” i spadek bezrobocia prowadzi do skutków odwrotnych od deklarowanych. Nikt jeszcze nie zbadał, w ilu miejscach roboty zastąpiły ludzi, ponieważ właściciel fabryki otrzymał tani kredyt dzięki Rezerwie Federalnej czy Bankowi Japonii –podsumowuje Kolany.

Kiedyś na przykład, inna rewolucja – akurat motoryzacyjna – doprowadziła do wymarcia zawodów woźnicy, forysia czy stangreta. A także kowala, bez którego nie funkcjonował transport konny. Konie zostały wyparte przez pojazdy spalinowe, które z kolei potrzebują mechaników, sprzedawców oraz inżynierów i robotników drogowych. Czyli tego wszystkiego, czego nie potrzebowali użytkownicy koni.

Gdy na początku XX wieku w Ameryce Północnej i Europie Zachodniej praktycznie wyeliminowano analfabetyzm, pojawiły się nowe miejsca pracy dla księgarzy i bibliotekarzy. Dziś za sprawą Internetu są to zawody na wymarciu. Każdy może zamówić książkę bez wychodzenia z domu, a dostarczy ją kurier… lub w przyszłości dron czy inny automat.

(Źródło: bankier.pl/ oprac. M. Siewak/ Foto: K.)
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo ddb24.pl




Reklama
Wróć do