
Centra handlowe i galerie nie zwalniają tempa. Po tym, gdy udało im się niemal całkiem zdominować handel w dużych miastach, na celowniku pojawiły się mniejsze miejscowości. Nowych sklepów wielkopowierzchniowych należy się zatem spodziewać także i na Podlasiu.
Mieszkańcy dużych miast, takich jak Białystok, już powoli mają dość galerii handlowych. Coraz częściej zwracają się ku mniejszym osiedlowym sklepom czy innym punktom handlowym. Choć trzeba przyznać, że wciąż w galeriach nie wieje pustką. Niemniej mocno się przerzedziło w ostatnich dwóch latach. Jest to spowodowane mniejszą ilością klientów zza wschodniej granicy, ale także i większą liczbą sklepów wielkopowierzchniowych w naszym mieście.
Kiedy białostoczanie mieli do wyboru dwie, trzy, czy nawet cztery galerie, wydawało się, że jest bardzo tłoczno. I w zasadzie było. Bardzo szybko jednak pojawiały się kolejne odbierając klientów dotychczasowym monopolistom. Obecnie ceny w takich punktach handlowych nie odbiegają jakoś znacząco od handlu detalicznego, więc mieszkańcy też i częściej zaglądają do mniejszych sklepów osiedlowych. Wielcy gracze na polskim rynku widzą ten trend nie tylko w naszym mieście i potrafią błyskawicznie wyczuć zmieniającą się koniunkturę. Dlatego w najbliższych latach centra handlowe będą powstawały w mniejszych miastach i miasteczkach, w których do tej pory takich punktów handlowych nie było.
- U nas jest Lidl, a przynajmniej tam właśnie robię zakupy. Nie mamy takich galerii z prawdziwego zdarzenia. Co jakiś czas jeździmy z mężem na zakupy do Białegostoku, chodzimy też w galerii z dziećmi do kina – mówi Joanna z Moniek.
- W Supraślu nie ma żadnej galerii. Na szczęście blisko jest Białystok, to tam się jeździ. Pewnie jakby jakaś była na miejscu, tak często byśmy nie jeździli – mówi Marek mieszkający w Supraślu.
I właśnie takie głosy dotarły do sieci handlowych, które upatrują dużych szans w lokowaniu obiektów poza większymi miastami. Zresztą Polacy obecnie są bardziej zamożni niżeli na początku galeriowego bumu inwestycyjnego. Coraz częściej bogatsi mieszkańcy przenoszą się na obrzeża miast i do mniejszych miejscowości. Tam budują domy, realizują przydomowe zacisza, ale po zakupy muszą jeździć niekiedy po 40 lub więcej kilometrów.
Z analiz ekspertów Grupy Real2B wynika, że migracja odbywa się z centrum miasta na obrzeża lub wręcz do pobliskiego powiatu, gdzie dominuje niska zabudowa domów jednorodzinnych. Doskonale widać to na przykładzie Poznania, gdzie największym zainteresowaniem cieszą się miejscowości leżące przy granicy z miastem. W ciągu ostatnich pięciu lat największy przyrost mieszkańców odnotowała gmina Komorniki. Według danych starostwa w latach 2011-2015 przybyło jej 4682 zameldowanych osób, co łącznie daje ponad 25,5 tys. mieszkańców.
– To tego typu miejsca zgodnie z procesem nieuchronnych zmian demograficznych staną się doskonałą bazą dla budowy regionalnych hybrydowych centrów handlowych – mówi Jarosław Fijałkowski, prezes Grupy Real2B.
W Białymstoku i najbliższych okolicach dzieje się podobnie. Wystarczy popatrzeć jak rozbudowała się Grabówka, Sowlany, Wasilków, czy Juchnowiec Kościelny. Warto dodać że powstawaniu galerii w mniejszych miejscowościach pomaga też Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad, która buduje wygodne drogi dojazdowe. Powiększenie mapy drogowej zatrzyma z pewnością mieszkańców mniejszych miejscowości, zaś ułatwi odpływ do nich ludności z centrów większych miast.
(Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska/ Foto: BI-Foto)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie