Reklama

Biaform chce wysokich bloków. "Inaczej zamiast jubileuszu stulecia firmy, będzie stypa"



Pracownicy boją się, że zakład padnie, bo władze Białegostoku zwlekają z decyzjami. Fabryka sklejek chce przenieść się w nowe miejsce, poza miasto, by móc się rozwijać. Ale by było to możliwe, obecny teren firmy musi być sprzedany deweloperowi jak najdrożej. Tyle że ze strony miasta proces dotyczący wydania warunków zabudowy trwa już kilka lat. Do tego załoga twierdzi, że magistrat obiecuje zgodę na osiedle ze zbyt niskimi blokami. To zaś może być gwóźdź do trumny Biaformu.

Zakład dokładnie od pięciu lat czeka na decyzję władz Białegostoku o możliwości zbudowania na swoim terenie osiedla mieszkaniowego. Uzyskane w ten sposób pieniądze miałyby być przeznaczone na przeniesienie fabryki w nowe miejsce oraz jej unowocześnienie. Dzięki temu produkcja miałaby wzrosnąć nawet dwa razy, zwiększyłoby się też zatrudnienie.

Piotr Kisielewicz z zakładowej Solidarności (na zdj.) tłumaczy, że pracownicy mają już dość milczenia i czekania. Firma jest już u kresu swoich możliwości produkcyjnych, bo w mieście nie ma szans, by się rozwijać. Przeniesienie w nowe miejsce musi nastąpić więc jak najszybciej. W obecnej lokalizacji na Dojlidach przedsiębiorstwo nie otrzyma bowiem odpowiednich pozwoleń na wysoką zabudowę, by postawić np. nowe hale. Zdaniem Kisielewicza na przeniesienie zakładu potrzeba 85 - 100 milionów złotych.

Problemem jest wysokość budynków mieszkalnych, jakie miałyby stanąć na 10 - hektarowym terenie obecnie należącym do Biaformu. Im wyższe, tym więcej pieniędzy firma mogłaby wziąć od potencjalnego dewelopera. Optymalna byłaby tu możliwość budowy bloków ośmiopiętrowych. Na to jednak nie ma szans, bo średnia zabudowa wokół jest zbyt niska.

Pracownicy narzekają, że magistrat raz obiecuje osiem pięter, potem schodzi do sześciu, potem jest mowa o czterech.

- Tutaj pracuje 300 osób, ich nikt nie uwzględnia. A nikt z tak zwanych obrońców Dojlid nigdy do nas nie przyszedł porozmawiać o istocie problemu, zobaczyć w czym rzecz. Wielu pracowników także mieszka po sąsiedzku. I z mediów się dowiadują, że ktoś ich broni i próbuje na siłę uszczęśliwiać - grzmi Piotr Kisielewicz. - Pięć lat czekaliśmy spokojnie i liczyliśmy, że urzędnicy są odpowiedzialni i podejmą słuszne dla naszego zakładu decyzje. Teraz zaczynamy głośno krzyczeć, bo mamy dość.

Prezes Białormu Bartosz Bezubik obawia się, że jeśli decyzja o warunkach zabudowy będzie wskazywała możliwość budowy czterokondygnacyjnych bloków, firma nie pozyska odpowiedniej ilości pieniędzy ze sprzedaży terenu. Zgoda na sześć kondygnacji byłaby już satysfakcjonująca.

- Doskonale znam temat związany z osiedlem. Sytuacja prawna jest tego typu, że potencjalny inwestor złożył wniosek o wydanie warunków zabudowy na ten teren, a następnie o zawieszenie postępowania. Z tego co wiem, propozycje w tych warunkach mogą być niesatysfakcjonujące inwestora. Ale są to prawne działania Departamentu Urbanistyki, które wynikają z analiz i mają się ostać w dalszej procedurze odwoławczej. Jednocześnie przygotowywany jest plan zagospodarowania przestrzennego, który daje większe możliwości, jeśli chodzi o zagospodarowanie tego terenu. Dlatego też jesteśmy gotowi na styczniowej sesji rady miasta taki plan postawić i radni mogą zadecydować o przyszłości tego terenu - podkreśla Tadeusz Truskolaski, prezydent Białegostoku.

Na sugestię, że Biaform liczy na decyzję o możliwości budowy na tej działce bloków o sześciu piętrach, Truskolaski odpowiada, iż procedury nie są decyzją jednoosobową, a analizy to nie jest widzimisię.

- Decyduje sąsiedztwo, a z analiz nie wynika, że można wydać decyzję na sześć pięter. W przypadku planu to decyzja radnych i w takim wypadku te decyzje planistyczne mogą być bardziej korzystne - dodaje prezydent.

Oto list otwarty pracowników Biaformu do prezydenta Białegostoku

"Bardzo dziękujemy, że znalazł Pan czas, by odwiedzić nas w Zakładzie i porozmawiać o tym, co nas niepokoi i martwi. Jest to dla nas niezwykle ważne, że możemy liczyć na wsparcie władz Białegostoku i zrozumienie naszych problemów.

Za Biaformem stoi prawie 100 lat historii tego miasta. Kiedyś była to mała lokalna firma. Dziś jeste­śmy handlowym ambasadorem Białegostoku w Europie i na świecie. Każdego dnia z naszych magazynów wyjeżdżają transporty do Niemiec, Francji, Hiszpanii, Austrii czy Włoch, mamy również kontrahentów z Australii, USA czy Azji. Ponad 60 proc. naszej produkcji wysyłamy za granicę. Jesteśmy dumni z Zakładu, w którym pracujemy. Ponad 80 proc. naszej załogi jest związana z tym miejscem od lat. Wielu też tu miesz­ka. Chcielibyśmy, żeby nasza fabryka mogła się jednak dalej rozwijać, zwiększać produkcję, zatrudnienie i zdobywać kolejne rynki. W tej lokalizacji to niemożliwe. Doszliśmy bowiem już do „ściany”.

Fabryka przez lata powiększała się, przybywało nowych hal. Budowano je jednak tam, gdzie się dało, a nie tam gdzie było to wskazane, biorąc pod uwagę logistykę produkcji. Teraz nasza stara fabryka nie nadaje się już ani do rozbudowy, ani do modernizacji. Jako zakład potrzebujemy nowej, dużej hali, zaprojektowanej pod nasze potrzeby. Hali, gdzie będą nowoczesne maszyny i odpowiednie warunki pracy dla ludzi.

Szanowny Panie Prezydencie, po raz kolejny zwracamy się o pomoc. Biaform i my, pracownicy, od kilku lat żyjemy w zawieszeniu. Pozytywna decyzja o możliwości wybudowania na terenie fabryki osiedla mieszkaniowego, pozwoliłaby zarządowi na pozyskanie środków finansowych na przeprowadzenie zakładu w nowe miejsce. Mijają kolejne lata, konkurencja rozwija się, konsoliduje i poszerza produkcję. Z każdym rokiem maleją nasze szanse na pozyskanie funduszy unijnych na rozwój zakładu. Nie możemy już dłużej milczeć, stąd nasz apel.

Nie chcemy iść drogą PMB i Chłodni Białystok, którym miasto też kiedyś obiecywało wsparcie. Po obu zakładach została tylko historia i wyblakłe szyldy. Zależy nam, by tak jak Instal SA czy Bison Bial z przychylnością włodarzy miasta móc się dalej rozwijać. Tam, gdzie do tej pory były uciążliwe dla białosto­czan fabryki, są nowoczesne osiedla z wysokim budownictwem, z 8- i 12-piętrowymi budynkami. My, choć na Dojlidach byliśmy pierwsi, teraz już tu nie pasujemy. Zdajemy sobie sprawę, że jesteśmy uciążliwym sąsiadem i w każdej chwili mieszkańcy osiedla również mogą powiedzieć dość!

Dojlidy powinny być zieloną „perłą” naszego Białegostoku. Ze swoim pięknym parkiem, stawami, zalewem czy zabytkowymi pałacykami są doskonałym miejscem do życia i odpoczynku. Nasze hale pofabryczne mogłyby być dodatkową atrakcją, gdyby np. stworzyć w nich urokliwy bazar z kawiarniami wzorowany na tych działających w Europie, hale targowo-wystawowe czy centrum z usługami i małych handlem, którego na osiedlu Dojlidy tak bardzo brakuje.

W Białymstoku trudno o stabilną posadę. A w Biaformie umowy o pracę ma 320 osób. Każdy z nas ma rodzinę: mężów, żony, dzieci, rodziców. I zwyczajnie boimy się o swoją przyszłość. O to, czy będziemy mieli za co zapłacić rachunki, czy kupić dzieciom buty. Wierzymy, że włodarzom miasta zależy na rozwoju lokalnej przedsiębiorczości i potrafią perspektywicznie patrzeć w przyszłość.

Panie Prezydencie wierzymy, że potrafi Pan docenić firmę, która tu chce się rozwijać, tu płacić podatki i tu dawać nowe miejsca pracy. Nasza przyszłość jest w Pana rękach.

(Piotr Walczak)
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo ddb24.pl




Reklama
Wróć do