Dziwiłam się kiedyś swojemu mężowi, że woli jeździć rowerem do pracy na drugi koniec miasta. Jeśli musiał korzystać z komunikacji miejskiej, to wracał chory. Może określenie „chory“ jest na wyrost, ale mąż wracał wyraźnie rozbity i rozdrażniony.
Jak to tak?! Żeby tłuc się w niepogodę rowerem zamiast wygodnie pojechać autobusem? W głowie mi się to nie mieściło. Wtedy tylko okazjonalnie korzystałam z komunikacji miejskiej, bo miałam zwinne, miejskie autko, które bardzo ułatwiało mi życie jako matce małych dzieci. Owszem, czasem trzeba było pojechać tu czy tam, ale na szczęście takich przypadków było niewiele. Na szczęście, bo wtedy jeszcze autobusy niskopodłogowe były luksusem, więc wdrapywanie się z wózkiem i potomkiem w środku do takiego pojazdu, było i fizycznie i psychicznie dość męczące.
Dzieci podrosły, nie tylko stanęły na nogi, ale zaczęły być samodzielne a my postanowiliśmy spróbować żyć bez auta. I się zaczęło…
Miałam pracę, również daleko od domu, więc wyrobiłam karty miejskie, kupiłam miesięczny, wspominając z nostalgią czasy studiów, jak też zastanawiając się, dlaczego nie mogę załadować dekadówki na imienną kartę miejską (takie tam nasze absurdziki rodem z niedoszłej metropolii) i się zaczęło.
Po niecałym miesiącu codziennego jeżdżenia sprawdziłam stan konta w banku i wybierałam swój przyszły rower. Do roweru dokupiłam fachowy płaszcz, bo wiedziałam, że nawet w niewielki deszcz, wolę korzystać z roweru niż z naszych autobusów.
Gdy czytam na portalach miejskich o kolejnych nowych autobusach, super hiper ekologicznych, oszczędnych tak, że czytając ma się wrażenie, że jeżdżą na wodę i pachną fiołkami, to muszę odejść od komputera i wziąć głęboki oddech. Doskonale wiem, jak trzeba jeździć ekonomicznie, bo mając przez tyle lat tzw. benzyniaka, uważnie przypatrywałam się licznikom i uczyłam się tego na własnej kieszeni. Płynna, spokojna, co nie znaczy, że wolna, jazda skutkowała nie tylko oszczędnościami na paliwie, ale też mniejszym zużyciem hamulców i całej reszty. Oprócz tego dawała satysfakcję, bo na własnej skórze przekonałam się, że można i taniej i dobrze prowadzić. Dlatego właśnie przeżyłam szok po przesiadce do autobusu miejskiego.
Gaz – hamulec. W rurę – pisk opon i trzeszczenie ABS-u! „Człowieku, ty wieziesz ludzi, czy worki kartofli?!“ – taki tekst był często używany przez współpasażerów. Ludziom po prostu puszczają nerwy i wcale im się nie dziwię, bo sama mam ochotę jakieś 3/4 kierowców komunikacji miejskiej wysłać ponownie na kurs jazdy. Dlatego muszę zdystansować się szukając rozpaczliwie swojego, wewnętrznego ZEN, po każdej entuzjastycznej wiadomości, jaki to mamy ekologiczny tabor.
Owszem, może i tabor jest taki, ale ci, którzy nim kierują, są tego przeciwieństwem. Komentowałam na bieżąco takie newsy, doskonale wiedząc, że to przysłowiowe rzucanie grochem o ścianę.
Miewacie chorobę lokomocyjną? Wiem, że to głównie przypadłość dziecięca, ale zdarza się też dorosłym. Mam dla Was złą wiadomość – wsiadając do połowy autobusów, możecie mieć pewność, że wysiądziecie chorzy. I tu okazało się, że jednak określenie „chory“ nie musi być na wyrost. Wiele razy wysiadałam nawet po kilku przystankach blada, jeśli nie zzieleniała, samopoczucie nawet z najlepszego zjeżdżało do strasznego. Trafiał mnie po prostu szlag! Powrót do normalności kosztował sporo cennego czasu i nerwów.
O, jaka wrażliwa – powiecie. W takim razie, dlaczego nie zawsze tak jest? Dlaczego czasem udaje się wysiąść, nawet po przejechaniu całego miasta, w dobrym zdrowiu i nastroju? Ano dlatego, drodzy kierowcy i sceptycy, że jazda na ostrym gazie i hamulcu wywraca do góry nogami nasze żołądki, a czasem i całą osobę. Dlaczego nasze dzieci źle się czują jadąc jakąkolwiek komunikacją? Przyjrzyjcie się stylowi jazdy kierowcy.
A do jasnej Anielki, jesteśmy pasażerami, czy NASA potajemnie testuje kolejnych kandydatów do programów kosmicznych?! Zapewniam, że nie chcę być kosmonautką, ani pilotem myśliwca. Chcę wsiąść, przejechać tyle, ile mi trzeba do celu i wysiąść w dobrym zdrowiu i nastroju.
Rozumiem, że taki kierowca czuje się jak pracownik w PRL-u, nie jego sprzęt, więc co go to obchodzi, jak go używa? Hamulce siadają po krótkim czasie? Wymienią. ABS trzeszczy jak drewniana chałupa przy wichurze? A co mnie to obchodzi, po to jest. Myślałam, że takie rzeczy mają pomagać w razie nieprzewidzianych okoliczności drogowych, a nie być ciągle wykorzystywane na suchej jezdni i przy dobrych warunkach. Co tam, miasto zapłaci za naprawę. Miasto zapłaci za wymianę tego czy tamtego. Miasto... zaraz, zaraz, a jakie miasto? Kto temu miastu daje pieniądze? Może my, z naszych najróżniejszych podatków i opłat? A gdzie szefowie tych kierowców, włodarze miejscy? Oj, zapomniałam, oni raczej nie korzystają z komunikacji miejskiej, bo mają służbowe auta, więc skąd mają wiedzieć, że jazda takim autobusem daleka jest od jakiegokolwiek komfortu a często zagraża zdrowiu? Podsuwam pomysł na kolejny projekt unijny – szkolenie kierowców miejskich z ekologicznej jazdy. UE ma, nie powiem brzydko co, na punkcie wszelkich haseł z określeniem „ekologiczny“ w nazwie, więc może uda się wyrwać jakieś pieniądze, przy okazji robiąc coś dla pasażerów.
Chociaż nie wiem, jaki jest system rozliczania kierowców ze spóźnień, ale mieszkam obok pętli autobusowej i często obserwuję pogaduszki tychże, bezstresowe, wręcz na luzie... i z kilkuminutowym opóźnieniem wyjazdu. Oczywiście po włączeniu silnika luz się kończy i zaczyna nerwowa jazda na wyścigi z czasem i innymi. A żołądki wariują, kolana i barki stojących pasażerów trzeszczą wyrywane ze stawów. Czy ważne jest to, że ktoś upadnie? Niezdara! Niech uważa. Są tacy kozacy, którzy powodują wciskanie człowieka w oparcie siedzenia! Panowie, spokojnie, nie mamy w mieście lotniska, a co dopiero marzyć o F-16?
Wylałam swoje (myślę, że nie tylko swoje) żale, więc czas przejść do myślenia konstruktywnego. Co możemy zrobić z tym fantem? Wydeptywać ścieżki do poszczególnych spółek komunikacyjnych i apelować do... kogokolwiek? Ścigać w magistracie osoby odpowiedzialne za te spółki? Mam wątpliwości. Tak więc, co możemy zrobić? Zmienić perspektywę.
Jesteśmy klientami, a miasto świadczy nam usługę przewozu, za którą płacimy jak za przysłowiowe zboże. Przypomnę, że mamy obowiązek zakupienia i skasowania biletu nawet wtedy, gdy chcemy przejechać jeden przystanek. Zwykły bilet oznacza, że nasz portfel będzie lżejszy o 2,8 zł. Koszt wycieczki rodziny (standardowe 2+2), bez przesiadek (w obie strony) to już niecałe 17 zł! A spróbuj rodzicu zapomnieć legitymacji szkolnych dzieci, to w razie kontroli stracisz sporo nerwów i czasu, bo aby uniknąć mandatu, trzeba przejechać się na Składową i błagać, by zamiast kilkuset zł można było zapłacić 10 (chyba, że coś się zmieniło od czasu moich doświadczeń w tym temacie).
Nie da się ukryć, wymagają od nas. A my? Też wymagajmy właściwego świadczenia usługi. Kierowca jedzie agresywnie? Podejdźmy i zwróćmy mu spokojnie uwagę (wiem, że czasem nerwy ponoszą, ale róbmy to jednak bez nich, bo efekt często lepszy), a jeśli nie zrozumie, to spisujmy numer autobusu i dzwońmy lub piszmy w odpowiednie miejsca. Wiem, że jedna reakcja nie wystarczy, ale kropla drąży skałę. Wyobraźmy sobie, że ciągle bombardujemy ich apelami i żądaniami odpowiedniej jazdy.
Pewnego razu podziękowałam kierowcy za świetną, płynną jazdę. Zmieszany odpowiedział, że wie o stylu kolegów, ale on jest jeszcze nowy i może dlatego jeszcze tak prowadzi. Paranoja. Dobry kierowca staje się z czasem złym kierowcą, a ja dziękuję dobremu, że wykonuje swoją pracę tak, jak powinien. Korona mi z głowy nie spadła, lubię doceniać dobrą robotę i mam cichą nadzieję, że ten pan nadal prowadzi autobus w dobrym stylu. Co ciekawe, kobiety-kierowcy są pod tym względem znacznie lepsze od swoich kolegów. Prowadzą spokojnie i płynnie, czuję się z nimi znacznie bezpieczniej, nie mówiąc o spokoju ze strony żołądka.
Nie wstydźmy się dziękować. Może połechcemy tym ambicję, a może po prostu damy sygnał, że zauważamy. Nie bójmy się wymagać. Płacimy i chociażby dlatego mamy prawo. Wymagajmy, bo dlaczego mamy płacić za złą jazdę nie dość, że pieniędzmi to jeszcze własnym samopoczuciem i zdrowiem?
Wymagajmy, dziękujmy, reagujmy, wymagajmy, dziękujmy, reagujmy, wymagajmy, dziękujmy... A jeśli trzeba to krzyknijmy na cały autobus „Panie, co pan, worki z kartoflami wieziesz, czy ludzi?!“
Zirytowana, bo zima się zbliża i wisi widmo jazdy BKM
Żenujący jest ten portal i marne pseudodziennikarstwo. Usuwane są jakiekolwiek krytyczne komentarze na ten temat. Wstyd!
odpowiedz
Zgłoś wpis
I - niezalogowany
2016-08-26 19:27:12
Na tym portalu same bzdury praktycznie, albo wypociny małostkowych pismaków. Dojeżdżam codziennie godzinę do pracy w jedną stronę dwoma autobusami od 7 lat i nigdy jeszcze nie zastanawiałam się nad tymi pierdołami, które są opisane w artykule. Owszem, wiadomo, że wyższy jest standard jazdy własnym samochodem ale doprawdy czy warto marnować czas na taki artykuł? Na stękanie i narzekanie? Nie rozumiem tego. Jak mi głośno w autobusie to wkładam słuchawki. Jak brzydko pachnie to otwieram okno. A jak jazda niekomfortowa to PRZEWAŻNIE O TYM NIE MYŚLĘ - BO SĄ SPRAWY WAŻNIEJSZE DO ROZMYŚLANIA I ANALIZOWANIA LUB ZWYCZAJNIE CIEKAWSZE! Współczuję autorce tego artykułu bo musi mieć strasznie ubogie życie i to nie w sensie materialnym.
To nie ABSy tylko poziomowanie trzeszczy. Poza tym - stan autobusów w naszym mieście to jest dramat. W większości wozów nie działają retardery i hamulce. Poza tym powolna i stonowana jazda w komunikacji nijak ma się do rozkładów i czasów przejazdów. My trzymamy się rozkładów - pasażerowie cierpią. Jeździmy powoli i spokojnie - cierpią nasze portfele. Ja mam rodzinę do wykarmienia - przygarnę każdą ilość premii. Ważniejsze jest dla mnie dobro mojej rodziny.
odpowiedz
Zgłoś wpis
zły kierowca - niezalogowany
2016-08-26 09:35:01
Źeby wiedzieli o co chodzi to by głupot nie pisali..
Zapewne Pani "redaktor" to jedna z tych rowerzystek odważnie przemieszczających się pomiędzy chodnikiem jezdnią ścieżką rowerową... przez które m.in. ów niesławne autobusy muszą co chwilę hamować...
Droga Autorko! Będzie długo, więc na wstępie serdecznie podziękuje. Właśnie miałem wypić małą czarną, ale po przeczytaniu powyższego tekstu ciśnienie tak skoczyło do góry, że kawa okazuje się być zbędna. Jestem kierowcą komunikacji miejskiej. Ba, przez wiele lat byłem, podobnie jak TY, szanowna Autorko pasażerem. Wydaje mi się, że moja ocena będzie bardziej obiektywna. Jesteśmy narodem który lubi narzekać, chyba każdy z nas to musi przyznać. Narzekam i ja, bo pogoda , bo zarobki, bo ludzie. W dodatku jesteśmy bardzo roszczeniowi, zwłaszcza kiedy musimy płacić " jak za zboże" ( chociaż jak wiadomo miasto dokłada ogromne pieniądze do komunikacji - ale o tym później ). Dlatego też, nauczony doświadczeniem,tak jak moi koledzy kierowcy, przestałem tłumaczyć ludziom czemu jeżdże tak, a nie inaczej - dzisiaj jednak zrobię wyjątek. "Gaz – hamulec. W rurę – pisk opon i trzeszczenie ABS-u!" - Droga Felietonistko. Czy naprawdę tak jest? Otóż nie! A jeżeli nie dowierzasz, zapraszam, zróbmy eksperyment. Po pierwsze autobusy naszego kochanego BKMU, są wyposażone w auotomatyczne skrzynie biegów, a co za tym idzie, przyśpiesznie zredukowane jest do takiego stopnia, że ów pisk opon jest niemożliwy. To fakt. Co do ABSU - być może, są kierowcy którym się on włącza. Jednak gro, w tym ja, "nie zaznało jego smaku". Piszesz również : "Chociaż nie wiem, jaki jest system rozliczania kierowców ze spóźnień, ale mieszkam obok pętli autobusowej i często obserwuję pogaduszki tychże, bezstresowe, wręcz na luzie… i z kilkuminutowym opóźnieniem wyjazdu". Po pierwsze, czy w takim razie podczas postoju kierowcy nie powinni ze sobą rozmawiać, żeby takiego obserwatora jak Ty nie zirytować? :-) Rozumiem, że chodzi o opóźnienie wyjazdu. Zapewniam, że to, o ile to się dzieje rzeczywiście, to wyjątek od reguły. Owszem, czasami zdarza się sytuacja, że prowadzący pojazd BKMU faktycznie wyjeżdża po czasie. Dlaczego? Wynika to z kodeksu pracy, który nakłada na kierowcę obowiązek zachowania odpowiednio długiej przerwy, nawet w przypadku kiedy kierowca przyjechał opóźniony. "Nie da się ukryć, wymagają od nas. A my? Też wymagajmy właściwego świadczenia usługi. Kierowca jedzie agresywnie? Podejdźmy i zwróćmy mu spokojnie uwagę" - Droga Autorko! Jakie to swojskie! Uwierz, że jeżeli kogoś niechcący ( tak niechcący - bo można kogoś nie zauważyć ) przytnę drzwiami, uwaga zostaje zwrócona, Często w bardzo kulturalny sposób, zaczynając od kur..., ewentualnie zapytaniem czy nie jestem ślepy :). Ponadto "uwielbiam też" często powtarzającą się sytuację. Autobus przyjeżdża punktualnie na przystanek, a ja w lusterku widzę starszą kobietę biegnącą do drzwi. Czekam. Minuta opóźnienia. Kolejny przystanek, sytuacja analogiczna. I tak jeszcze ze trzy razy. W końcu, z minuty robią się 4 minuty opóźnienia. Wreszcie wsiada jakaś starsza pani i bardzo grzecznie pyta, czy mam zegarek, bo powinienem być na tym przystanku 4 minuty temu :). W końcu płaci i wymaga. Mógłbym jeszcze długo polemizować z Twoimi uwagami Droga Autorko, ale wiem, że to bezcelowe. Ty będziesz wiedziała swoje, a ja swoje. Pewnie każdy z nas lubi sobie ponarzekać. Jednak czasami, warto się zastanowić, jak sytuacja wygląda z innej perspektywy :)
odpowiedz
Zgłoś wpis
- niezalogowany
2016-08-26 06:35:21
Ta pani to takie głupoty pisze ze szok moja rada wes jedz swoim samochodem po takiej trasie jak autobus i zatrzymuj się jeszcze na każdym przystanku w godz szczytu i zobaczysz królewna jak jest wspaniały czas przejazdu i na pętli masz tylko 3 m postoju przez parę godzin
odpowiedz
Zgłoś wpis
Kierowca - niezalogowany
2016-08-26 04:27:57
Ty chora kobieto jesteś,i to pdychicznie chora.
odpowiedz
Zgłoś wpis
Jan Kowalski - niezalogowany
2016-08-25 23:58:52
Jak takie bzdury można pisać. Wsadzać wszystkich kierowców do jednego wora. Pani szanowna nie wytrzymała by jednego dnia pracy. Zobaczyła by jaki to ciężki chleb.
odpowiedz
Zgłoś wpis
taki4 - niezalogowany
2016-08-25 23:39:27
Złej baletnicy przeszkadza i rąbek spódnicy...
odpowiedz
Zgłoś wpis
Podziel się swoją opinią
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Żenujący jest ten portal i marne pseudodziennikarstwo. Usuwane są jakiekolwiek krytyczne komentarze na ten temat. Wstyd!
Na tym portalu same bzdury praktycznie, albo wypociny małostkowych pismaków. Dojeżdżam codziennie godzinę do pracy w jedną stronę dwoma autobusami od 7 lat i nigdy jeszcze nie zastanawiałam się nad tymi pierdołami, które są opisane w artykule. Owszem, wiadomo, że wyższy jest standard jazdy własnym samochodem ale doprawdy czy warto marnować czas na taki artykuł? Na stękanie i narzekanie? Nie rozumiem tego. Jak mi głośno w autobusie to wkładam słuchawki. Jak brzydko pachnie to otwieram okno. A jak jazda niekomfortowa to PRZEWAŻNIE O TYM NIE MYŚLĘ - BO SĄ SPRAWY WAŻNIEJSZE DO ROZMYŚLANIA I ANALIZOWANIA LUB ZWYCZAJNIE CIEKAWSZE! Współczuję autorce tego artykułu bo musi mieć strasznie ubogie życie i to nie w sensie materialnym.
To nie ABSy tylko poziomowanie trzeszczy. Poza tym - stan autobusów w naszym mieście to jest dramat. W większości wozów nie działają retardery i hamulce. Poza tym powolna i stonowana jazda w komunikacji nijak ma się do rozkładów i czasów przejazdów. My trzymamy się rozkładów - pasażerowie cierpią. Jeździmy powoli i spokojnie - cierpią nasze portfele. Ja mam rodzinę do wykarmienia - przygarnę każdą ilość premii. Ważniejsze jest dla mnie dobro mojej rodziny.
Źeby wiedzieli o co chodzi to by głupot nie pisali..
Zapewne Pani "redaktor" to jedna z tych rowerzystek odważnie przemieszczających się pomiędzy chodnikiem jezdnią ścieżką rowerową... przez które m.in. ów niesławne autobusy muszą co chwilę hamować...
Droga Autorko! Będzie długo, więc na wstępie serdecznie podziękuje. Właśnie miałem wypić małą czarną, ale po przeczytaniu powyższego tekstu ciśnienie tak skoczyło do góry, że kawa okazuje się być zbędna. Jestem kierowcą komunikacji miejskiej. Ba, przez wiele lat byłem, podobnie jak TY, szanowna Autorko pasażerem. Wydaje mi się, że moja ocena będzie bardziej obiektywna. Jesteśmy narodem który lubi narzekać, chyba każdy z nas to musi przyznać. Narzekam i ja, bo pogoda , bo zarobki, bo ludzie. W dodatku jesteśmy bardzo roszczeniowi, zwłaszcza kiedy musimy płacić " jak za zboże" ( chociaż jak wiadomo miasto dokłada ogromne pieniądze do komunikacji - ale o tym później ). Dlatego też, nauczony doświadczeniem,tak jak moi koledzy kierowcy, przestałem tłumaczyć ludziom czemu jeżdże tak, a nie inaczej - dzisiaj jednak zrobię wyjątek. "Gaz – hamulec. W rurę – pisk opon i trzeszczenie ABS-u!" - Droga Felietonistko. Czy naprawdę tak jest? Otóż nie! A jeżeli nie dowierzasz, zapraszam, zróbmy eksperyment. Po pierwsze autobusy naszego kochanego BKMU, są wyposażone w auotomatyczne skrzynie biegów, a co za tym idzie, przyśpiesznie zredukowane jest do takiego stopnia, że ów pisk opon jest niemożliwy. To fakt. Co do ABSU - być może, są kierowcy którym się on włącza. Jednak gro, w tym ja, "nie zaznało jego smaku". Piszesz również : "Chociaż nie wiem, jaki jest system rozliczania kierowców ze spóźnień, ale mieszkam obok pętli autobusowej i często obserwuję pogaduszki tychże, bezstresowe, wręcz na luzie… i z kilkuminutowym opóźnieniem wyjazdu". Po pierwsze, czy w takim razie podczas postoju kierowcy nie powinni ze sobą rozmawiać, żeby takiego obserwatora jak Ty nie zirytować? :-) Rozumiem, że chodzi o opóźnienie wyjazdu. Zapewniam, że to, o ile to się dzieje rzeczywiście, to wyjątek od reguły. Owszem, czasami zdarza się sytuacja, że prowadzący pojazd BKMU faktycznie wyjeżdża po czasie. Dlaczego? Wynika to z kodeksu pracy, który nakłada na kierowcę obowiązek zachowania odpowiednio długiej przerwy, nawet w przypadku kiedy kierowca przyjechał opóźniony. "Nie da się ukryć, wymagają od nas. A my? Też wymagajmy właściwego świadczenia usługi. Kierowca jedzie agresywnie? Podejdźmy i zwróćmy mu spokojnie uwagę" - Droga Autorko! Jakie to swojskie! Uwierz, że jeżeli kogoś niechcący ( tak niechcący - bo można kogoś nie zauważyć ) przytnę drzwiami, uwaga zostaje zwrócona, Często w bardzo kulturalny sposób, zaczynając od kur..., ewentualnie zapytaniem czy nie jestem ślepy :). Ponadto "uwielbiam też" często powtarzającą się sytuację. Autobus przyjeżdża punktualnie na przystanek, a ja w lusterku widzę starszą kobietę biegnącą do drzwi. Czekam. Minuta opóźnienia. Kolejny przystanek, sytuacja analogiczna. I tak jeszcze ze trzy razy. W końcu, z minuty robią się 4 minuty opóźnienia. Wreszcie wsiada jakaś starsza pani i bardzo grzecznie pyta, czy mam zegarek, bo powinienem być na tym przystanku 4 minuty temu :). W końcu płaci i wymaga. Mógłbym jeszcze długo polemizować z Twoimi uwagami Droga Autorko, ale wiem, że to bezcelowe. Ty będziesz wiedziała swoje, a ja swoje. Pewnie każdy z nas lubi sobie ponarzekać. Jednak czasami, warto się zastanowić, jak sytuacja wygląda z innej perspektywy :)
Ta pani to takie głupoty pisze ze szok moja rada wes jedz swoim samochodem po takiej trasie jak autobus i zatrzymuj się jeszcze na każdym przystanku w godz szczytu i zobaczysz królewna jak jest wspaniały czas przejazdu i na pętli masz tylko 3 m postoju przez parę godzin
Ty chora kobieto jesteś,i to pdychicznie chora.
Jak takie bzdury można pisać. Wsadzać wszystkich kierowców do jednego wora. Pani szanowna nie wytrzymała by jednego dnia pracy. Zobaczyła by jaki to ciężki chleb.
Złej baletnicy przeszkadza i rąbek spódnicy...