Reklama

Chili w Wanilii: Teściowo, ty...



 

Teściowa jedzie rowerem.

- A dokąd to mamusia jedzie? - pyta zięć.

- Na cmentarz.

- A kto mamusi rower odprowadzi?

Na jednej ze stron z dowcipami kawałów o teściowych jest ponad 200. Nawet Chuck Norris został w tyle. Każdy z nas zna ich przynajmniej kilka i zbudzony w nocy wyrecytuje szybciej niż „Inwokację“ Mickiewicza. Dobrze, my tu śmichy-chichy, ale jedna rzecz mnie zawsze zastanawia przy tej okazji - dlaczego, do jasnej Anielki, zawsze te kawały są o teściowych i zięciach? Że biedni panowie, ofiary krwiożerczych matek swoich żon?

Mogę pochwalić się kilkunastoletnim stażem synowej i nie kupuję tego. Obserwowałam to, jak mojego męża traktuje jego teściowa, czyli moja matka. O, tak to mogłabym sobie żyć na jego miejscu! A to pełne troski pytania, czy mu wygodnie w tym miejscu, gdzie siedzi (na kamieniu nie siedział), a to znów pytanie, czy chce kolejną kawę i czy ze śmietanką, a może kolejny kawałeczek ciasta, a to, a tamto. Rozumiem matczyne szczęście z tego powodu, że pyskata córa znalazła sobie jednak dobrego męża i wozów konnych z posagiem nie trzeba było w dodatku wyprawiać, ale bez przesady. Patrzyłam tak na te ich relacje i cały czas zastanawiałam się, kto wymyśla te kawały i dlaczego?

Czy ktoś zna jakiś dowcip o synowej i teściowej? Jeśli tak, to proszę o treść w komentarzu, chętnie poznam, bo mnie jakoś omijały przez te cztery krzyżyki życia.

Uściślijmy, bo czasem funkcjonuje pojęcie „świekra“, co oznacza matkę męża (teraz rzut oka na stronę z dowcipami... nie ma nic), teściowa to matka żony.

Pewnie każdy z nas mógłby stać się gawędziarzem i snuć bardzo długie opowieści na temat własnych doświadczeń ze świekrą czy teściową. Jest różnie, jak to w życiu. To, jaką jest się teściową, zależy od tego, jakim się jest człowiekiem. Po prostu.

Niedawno siostra opowiadała mi, jak to jej znajoma mówiła, że jej synowa będzie musiała robić w domu WSZYSTKO. Moja siostra, pamiętając, że tamta ma też córkę, zapytała:

- Czyli uczysz swoją córkę wszystkiego, żeby w przyszłości to umiała i robiła?

Znajoma popatrzyła jakby zobaczyła stado surykatek tańczących makarenę i odrzekła:

- Moja córka??? Ona NIC nie będzie robić!

Matce „gratuluję“ podwójnych standardów a przyszłej synowej serdecznie współczuję. Mam nadzieję, że jej mąż - syn tamtej, znajdzie bardzo dobrą pracę w Australii, wyjadą i będą mogli spokojnie żyć, bo szybciej uwierzę w kosmitów mówiących płynnym angielskim (filmy s-f) niż w to, że „mamusia“ się zmieni.

Kocham swoje dzieci i często myślę o ich przyszłości, dlatego ciągle, jak ten Syzyf, mniej lub bardziej cierpliwie, uczę prania własnych skarpetek i gaci, sprzątania po sobie, mycia naczyń itp. Również w trosce o ich przyszłość mam hobby, które pielęgnuję, dzięki czemu mniej będę wściubiać nos w ich sprawy. Pępowina odcinana jest stopniowo od maleńkości. Nie mam pojęcia jaką będę świekrą czy teściową, ale mam nadzieję, że nie stracę wyobraźni i pamięci i dam im sporo przestrzeni do życia.

Różnie w tym życiu bywa i często młodzi nie mają swojego dachu nad głową. Mieszkałam przez pierwsze 2 lata po ślubie w domu z teściową. O 2 lata za dużo. Chociaż jest ogólnie w porządku, to cieszę się, że mam ją na dystans.

Nasze babki i prababki miały kiedyś przekichane. Najczęściej w zwyczaju było wprowadzanie się do domu rodziny męża. Matka kobiety mieszkała oczywiście oddzielnie i  miała mało do powiedzenia a w domu rządziła matka męża. Och, ile nasłuchałam się historii rodzinnych o świekrach z piekła rodem! Może rodziny wielopokoleniowe pod jednym dachem są świetne, ale chyba zdarza się to w mikroskopijnych procentach. Spotkanie i wspólne mieszkanie ludzi z różnych pokoleń i środowisk, którzy mają dobrą wolę życia w spokoju, bez tornad przetaczających się przez rodzinę i zagarniających przy okazji rodzeństwo obu stron i okoliczne wujostwo, jest jak spotkanie zmierzchu ze świtem - rzadko i tylko na niektórych, okołobiegunowych szerokościach geograficznych.

Życie dwóch niespokrewnionych kobiet korzystających z jednej kuchni jest jak chodzenie po brzytwie nad basenem z piraniami. Chyba, że jedna jada na mieście, ale i tak może jej się zdarzyć, że nie umyje filiżanki lub zostawi okruszki na stole. Dwie gotujące baby w kuchni nie dogadają się i tyle. Mówcie sobie co chcecie, ale nawet jeśli na zewnątrz wszystko wygląda w porządku, to jest to zjawisko jakie wulkanolodzy obserwują od lat w Yellowstone - na wierzchu zielono a pod powierzchnią wrze.

Panie, ręka w górę, które znały lub znają tzw. mamisynków. Smutne jest to, że często bywa to powodem rozwodów. Taka mamusia, nie dość, że wisi od urodzenia nad synem to potem nie umie odpuścić i chociaż niby chce, by ten jej syn się ożenił, to jego wybranka, w skrytości serca, zostaje rywalką - wrogiem nr 1. Wtedy to tylko małżeństwo może uratować Australia i to bez podawania adresu, bo zawsze jest ryzyko, że mamusia z tęsknoty za synem powędruje na Antypody.

I śmieszno, i straszno.

O, w temacie śmiesznych, przed chwilą trafiłam na zdjęcie Arnolda S. niosącego trumnę na ramieniu i podpis „Dobry zięć swoją teściową na rękach nosi“. Gdybym była magikiem photoshopa, piorunem wstawiłabym na miejsce Arnolda S. np. Angelinę J. (ale inne opcje są dozwolone w zależności od wyobraźni) z taką trumną na ramieniu i odpowiednim podpisem. Zabawne jest to, że na stronie z darmowymi zdjęciami, wpisując frazę „teściowa“ dostałam zdjęcia samych kaktusów. Szacun! Ktoś tam miał poczucie humoru.

Z takich mało śmiesznych prawd jest jedna taka, że bardzo rzadko zdarza się by matka męża traktowała synową jak córkę. Prawdopodobieństwo jest porównywalne do trafienia szóstki w lotto. A nie zawsze synowa jest tą... no... samicą psa, która ukradła ukochanego syna. Niektóre chcą tworzyć kochającą się rodzinę obejmującą nie tylko męża i dzieci. Rozumiem, że córki kocha się z marszu, mają przewagę nad synową tych 20, 30 lub więcej lat, ale warto tym drugim dać szansę, okazać serce a może szybciej odpowiedzą podobnie. Tak, wiem, z synowymi bywa też różnie, ale jednak jest wiele dobrych, mądrych kobiet, młodych mężatek i warto dać im szansę zostania córką jeśli tylko chcą.

Temat rzeka.

Jako, że z programów graficznych ogarniam dobrze tylko painta i kilka podstawowych funkcji do poprawiania zdjęć w odpowiednim do tego programie, memy o synowych i świekrach pozostawiam Wam a sama idę cieszyć się swobodą w kuchni i mieszkaniu. Jeśli przestawię solniczkę albo jakiś gar w miejsce bardziej poręczne to przynajmniej nie napotkam pełnego dezaprobaty spojrzenia. I nie muszę słuchać tekstów typu „a bo ja to robię tak i tak, ale widzę, że ty robisz to inaczej“ i znów TO spojrzenie, jakbym regularnie załatwiała potrzeby fizjologiczne na wycieraczce sąsiadów.
Może uda mi się przy okazji wymyślić jakiś zgrabny kawał o świekrze i synowej.

Pyskata, ale dobra synowa

(Basiek May-Chang/ Foto: pixabay.com)
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo ddb24.pl




Reklama
Wróć do