Reklama

Chili w Wanilii: Wolność, kocham i rozumiem (?)

Wyprasowana flaga czeka na wywieszenie. Cieszę się z niecodziennej playlisty jaka czeka w mojej ulubionej stacji radiowej z okazji Święta Niepodległości. Będą marsze (oby spokojne), uroczystości, mowy, śpiewy. Próbuję wyobrazić sobie to, co działo się prawie wiek temu. Chyba rzadko zastanawiamy się nad takimi rzeczami. My już znamy ich przyszłość, a naszą przeszłość. Chyba nikt nie potrafiłby się teraz tak bardzo ucieszyć jak nasi pradziadowie, bo my jesteśmy wolni. Dostaliśmy to, urodziliśmy się w takich czasach. Oni musieli to sobie wywalczyć.

Mówimy po polsku, myślimy po polsku. Mamy własną walutę, prawo, rząd (jakikolwiek by był, ale jest jednak swój). W tle cień protestów pewnego komitetu, którego namiot stoi (czytałam, że brakuje chętnych do protestowania, więc może już nie stoi) przed kancelarią premiera, mordowanie demokracji, marsze czarnych parasolek i ogólny lament, widmo płonących stosów, mordowanych kobiet itp.

Mam fioła na punkcie wolności, więc często myślę nad tym tematem. Wielokrotnie doszłam do wniosku, że ze swoją niewyparzoną buzią, 30-40 lat temu byłabym w sferze zainteresowań pewnych smutnych panów. A teraz mogę mówić, że to mi się nie podoba, tamto. Mogę wyjść, protestować, wyrazić sprzeciw i jeśli nie łamię żadnych praw, nikt nie ma prawa mnie tknąć. Jednak jako pokolenie pamiętające system sprzed '89 i stan zachłyśnięcia się tym, co z zachodu (wszystko było lepsze), żyłam w przekonaniu, że cały zachodni świat ma nadal lepiej niż my. Nie to, że pewien komitet zaszczepił mi przekonanie mordowania demokracji w naszym kraju, ustalmy, że to cień jednego z naszych narodowych kompleksów. Takie tam, wszędzie lepiej gdzie nas nie ma.

- A wiesz, że w Norwegii alkohol jest trudno dostępny, a jeśli kupujesz często, to pytają cię, czy nie masz problemu? – zapytała mnie kilka dni temu koleżanka.

Wiedziałam od lat, że Skandynawowie mają problem z wódką. Jedna z ciotek, którą życie wywiało do Szwecji dawno temu, opowiadała jak pędzili bimber. Alkohol jest tam koszmarnie drogi, ale żeby urzędy się tym interesowały, ile kto pije??? W naszym kraju, szybciej nadużywającym alkoholu zainteresuje się komornik niż jakikolwiek urząd. Powiało Orwellem, więc zaczęłam szukać, czytać i pytać.

Okazało się, że w Norwegii, która jest bardzo bogatym i cywilizowanym krajem, jest coś w stylu komunizmu, tylko w dostatniej wersji. Człowiek nie może sobie ot tak, po prostu pójść kiedy chce do sklepu i kupić zgrzewkę piwa, butelkę wina lub flaszkę wódki. Państwo ma monopol na... monopol. Zabawnie to brzmi, ale w praktyce jest tak, że działa tam jedna jedyna sieć sklepów z alkoholami i jest... państwowa. Dobra, nieważne czyja jest, pomyślimy sobie, ważne, że można iść i kupić zgrzewkę piwa. I tu można mocno się zdziwić. Zapomnij człowieku, że idziesz w niedzielę w odwiedziny i kupujesz wino, bo nikt ci go wtedy nie sprzeda. W artykuły procentowe można zaopatrzyć się w soboty do 18 a w dni powszednie do 20. Jeśli płaci się kartą, ląduje się w systemie. Jeśli ktoś często robi takie zakupy to ma problem, bo państwo zaczyna się nim interesować. Jeśli w dodatku ma dzieci, to ma ogromny problem, bo służba zwana Barne Varne robi mu tzw. wjazd na chatę i ma prawo odebrać te dzieci.

Nie przepadam za alkoholem, więc mogłabym machnąć ręką. Dotarłam jednak do informacji, że artykułem w sprzedaży z największą ilością % jest wódka. I tu mnie zmroziło. Jako osoba od lat robiąca na własny użytek nalewki lecznicze z ziół, miałabym ogromny problem.

Niby żartobliwie mówi się, że jednym z najważniejszych powodów upadku PRL-u było to, że wódka była sprzedawana od 13. Pamiętam z dzieciństwa pewnego pana z mojej rodzinnej wsi, który regularnie, o tej samej porze jeździł rowerem do sklepu. Ludzie mówili, że można nastawiać zegarki według niego. Był punktualniejszy niż PKS. I nawet w tych mrocznych czasach, nikt się nim nie interesował z powodu tego, co tak regularnie kupował.

- A można legalnie pędzić bimber w Norwegii??? – obudziła się we mnie nasza narodowa smykałka do kombinowania, więc wypytywałam dalej osobę tam mieszkającą.

Nie można pędzić bimbru, ale kary są symboliczne – areszt do miesiąca i kara pieniężna. W Szwecji podobnie. Jedynie robienie wina na własny użytek jest dozwolone. Piwa i cydru zresztą też.

O norweskich służbach odbierających rodzicom dzieci z powodu smutnej miny było u nas dość głośno swego czasu. Mało zabawne jest też to, że np. zakładając konto w banku i podając telefon kontaktowy, numer ląduje w systemie i mają go wszelkie służby. Oko Wielkiego Brata patrzy uważnie co robisz, obywatelu norweski. Niby nasze też patrzy, a raczej częściej podsłuchuje, jeśli zajrzy się w raporty o ilości wydanych zgód na podsłuchy, ale mimo wszystko, czuję się z tym swobodniej.

Może wybrałam sobie dziwny przykład na zilustrowanie wolności, ale uważam, że jeśli człowiek po spożyciu napojów wysokoprocentowych nie wsiada za kółko, nie robi krzywdy innym, nie bije żony/męża, dzieci i innych ludzi, może sobie pić, ile chce i żaden urzędnik nie ma prawa mówić mu, ile może kupić alkoholu i wypić.

Jest bardzo wiele „ciekawych“ praw na świecie ograniczających swobodę, ale wrócę do nich innym razem.

Tymczasem pomyślmy o tym, co dostaliśmy, jak to wygląda w naszym życiu, doceńmy to i nie schrzańmy tego. I świętujmy to, z czego tak bardzo cieszyli się nasi przodkowie, bo na szczęście możemy.

(Basiek May-Chang/ Foto: pixabay.com/ adler)

---

Wolność (za słownikiem PWN)

  • 1. «niezależność jednego państwa od innych państw w sprawach wewnętrznych i stosunkach zewnętrznych»
  • 2. «możliwość podejmowania decyzji zgodnie z własną wolą»
  • 3. «życie poza więzieniem, zamknięciem»
  • 4. «prawa obywateli wyznaczone przez dobro powszechne, interes narodowy i porządek prawny»
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo ddb24.pl




Reklama
Wróć do