Reklama

Druga strona sztucznie wywołanego kryzysu migracyjnego. Ta dobra

Od ponad roku nasza redakcja, tak samo jak wiele innych redakcji w Polsce, podaje dzienne liczby interwencji Straży Granicznej na granicy polsko – białoruskiej. Wojna hybrydowa prowadzona przez Białoruś przeciwko Polsce i pozostałym krajom Basenu Morza Bałtyckiego wcale nie dobiegła końca. Jest jednak w tym wszystkim coś, co opinii publicznej umyka, a nie powinno.

Pisaliśmy i podawaliśmy w związku ze sztucznie wywołanym kryzysem migracyjnym wiele różnych informacji. Bo między innymi informowaliśmy o skali przemytu ludzi, o siermiężności propagandy białoruskiej niesionej niestety dalej przez niektóre polskie media i aktywistów, kosztach ponoszonych przez nielegalnych migrantów w ich wyprawie do Europy, bajkach wyssanych przez nich z palca na potrzeby chwili, jak i licznych dziwnych zachowaniach aktywistów działających pod granicą polsko – białoruską i samych służb granicznych Białorusi.

Mało kto jednak zwrócił uwagę na inne rzeczy, które się w międzyczasie zadziały w tym sztucznym kryzysie. A warto, ponieważ mimo ciągłego narzekania w kółko tych samych środowisk i pojedynczych osób odnośnie braku pomocy państwa polskiego i nieludzkiego traktowania nielegalnych migrantów, jakich nazywają uchodźcami, są rzeczy przemilczane całkowicie. Jak choćby to, że polskie służby graniczne przeszły największy test działania w ekstremalnie trudnych warunkach w historii swojej formacji. Strażnicy graniczni są teraz o wiele skuteczniejsi w zabezpieczaniu polskich granic, niż byli kiedykolwiek wcześniej.

- Zostaliśmy doposażeni w sprzęt, jakiego nie było na placówkach. Jak choćby tarcze ochronne. Ważnym było też zmienienie przepisów prawa, które dały nam możliwość używania środków przymusu bezpośredniego. Pojawił się też nowy sprzęt w postaci samochodów czy choćby okularów ochronnych, kiedy jesteśmy oślepiani. To niby jakieś drobne rzeczy, ale pozwalają nam lepiej wypełniać obowiązki – mówi naszej redakcji jeden ze strażników granicznych, z którym rozmawialiśmy.

Co równie istotne, w zabezpieczaniu granicy państwowej polskie służby mundurowe wypracowały system współpracy. Początkowo panował mniejszy lub większy chaos, bo nie było wiadomo, kto i jak ma działać. Dość szybko uskuteczniono system wymiany informacji, odpowiedzialności za poszczególne działania. I nie tylko z policjantami czy żołnierzami, bo ze strażnikami granicznymi zaczęli z czasem współpracować też strażnicy kolejowi, leśnicy i strażacy.

- To myślę jest jedna z lepszych rzeczy, jakie wynikły z kryzysu na granicy z Białorusią. Bo choć każdy teoretycznie robi swoje, to jak trzeba, to już wiemy jak współpracować, żeby wszystko chodziło jak w zegarku. W kontekście tego co się dzieje na Ukrainie i co mam nadzieję nie będzie nam dane oglądać w Polsce, to jednak ważna sprawa, żeby umieć wykonywać swoje obowiązki i jednocześnie współpracować z tymi służbami mundurowymi, z którymi trzeba. My już wiemy jak to robić, bo testowaliśmy to w praktyce, od tylu miesięcy przecież – dodaje nasz rozmówca.

Co równie istotne, wszystkie służby mundurowe zaangażowały się na tyle, ile to możliwe w zwalczanie fake newsów. To także potężna broń, niekiedy bardziej potężna od czołgów. Właściwy przekaz może budować morale służb mundurowych, może wprowadzać dezorientację u przeciwnika, choć poprzez zwalczanie fake newsów buduje się także zaufanie społeczeństwa do służb. Przez co społeczeństwo chętniej współpracuje w sytuacji zagrożenia ze służbami mundurowymi. Kryzys na granicy z Białorusią przyczynił się też do lepszego postrzegania wszystkich formacji mundurowych. Mimo, że początek był zgoła odmienny.

- Na początku to był szok, jak nas wyzywano od różnych, od bandytów, czy czego tam jeszcze. Aż ciężko było w to uwierzyć, że można tak ludźmi manipulować. Dezinformacja i parę niepowiedzianych, a tak naprawdę głupich głosów sprawiły, że ludzie sami zaczęli nas bronić. Akcja #MuremZaPolskimMundurem postawiła nas wszystkich na nogi. Myślę jednak, że chyba na tym najbardziej skorzystali policjanci, bo to oni mieli najgorszą opinię. Mocno się odbudowali wizerunkowo. Chociaż tak naprawdę, wszyscy żeśmy się wzmocnili. Teraz już jest mniej zainteresowania tym co robimy, ale wyrazy wsparcia cały czas mamy od ludzi, i w internecie, i na żywo. To akurat bardzo ważne, żeby społeczeństwo miało zaufanie do służb, które pełnią obowiązki by zapewnić im bezpieczeństwo – opowiada strażnik graniczny.

Nie podajemy danych naszego rozmówcy, bo zależało nam na opinii zwykłego strażnika granicznego, który nie jest rzecznikiem prasowym, wyćwiczonym w tym co i jak ma mówić. Chcieliśmy poznać opinię ludzi, którzy po prostu wypełniają swoje obowiązki, a przy tym mają też i swoje przemyślenia wobec całej tej sytuacji. Choć to akurat jego słowa postanowiliśmy zacytować, to nasza redakcja przeprowadziła podobne rozmowy z kilkoma jeszcze strażnikami i ich spostrzeżenia są niemal identyczne, a przynajmniej bardzo podobne.

Jest jeszcze jedna rzecz, o której mundurowi mówią niechętnie. Są już nieco zmęczeni całą tą sytuacją. Wielu chciałoby, aby sytuacja wróciła do tej sprzed sztucznie wywołanego kryzysu migracyjnego. Dużą nadzieję wiążą z budową zapory na granicy polsko – białoruskiej, która odciąży ich od codziennych patroli pełnionych przecież w każdą pogodę i często kosztem ich bliskich.

- To też jest trochę tak, że człowiek idzie czy jedzie na tę służbę już niejako rutynowo. A trzeba pamiętać i się staramy, że jesteśmy w stanie wojny hybrydowej. Musimy uważać na wszelkie prowokacje i cały czas musimy też obserwować co się dzieje na Ukrainie. To wszystko dzieje się zbyt blisko, żeby zlekceważyć obowiązki. Wiemy o tym, ale po tylu miesiącach trudnej służby, czekamy najbardziej aż zapora będzie zbudowana. Myślę, że wszystkim nam będzie łatwiej. To dobra sprawa i cieszę się, że ten płot się buduje. Wart jest każde pieniądze – dodaje nasz rozmówca.

Warto zauważyć, że sytuacja na granicy polsko – białoruskiej pozwoliła też i żołnierzom nauczyć się nowych rzeczy. W siłę urosły wojska obrony terytorialnej, do której chętniej niż do tej pory wstępują młodzi ludzie. Nie brakuje i starszych, ale to przede wszystkim młodzi są zainteresowani wstąpieniem w szeregi terytorialsów. Mniej kłopotów z rekrutacją ma też Policja i Straż Graniczna, które mogły sobie choć częściowo odbudować powstałe luki w etatach, więc niektóre wakaty po prostu zniknęły. Mundurowi w końcu też zarabiają lepiej niż przed kryzysem migracyjnym, co też nie jest bez znaczenia dla potencjalnych chętnych w którejś formacji mundurowej.

(Cezarion/ Foto: SG)

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo ddb24.pl




Reklama
Wróć do