Od wczoraj wielu użytkowników Facebooka widzi na swoich monitorach profile znajomych, którzy mają ustawione awatary ze zdjęciami kandydatów na prezydenta Białegostoku. Jedni Tadeusza Truskolaskiego. Drudzy z kolei Jana Dobrzyńskiego. Czyli kampanii część druga.
Kampania po chwili oddechu wchodzi w nowy etap internetowy. Najpierw bardzo brzydką zagrywkę stosowali zwolennicy obecnego prezydenta. Miedzy innymi nasza redakcja był obiektem kpin, drwin i nieustającego szkalowania. Później uaktywnili się zwolennicy kandydata Prawa i Sprawiedliwości. Ale to z czym obecnie mamy do czynienia na Facebooku bardziej przyprawia o mdłości, niż jest prawdziwym elementem kampanii politycznej.
Tadeusz Truskolaski przez ostatnie lata eliminował ze swojego otoczenia ludzi, którzy ośmielali się wyrażać jakiekolwiek krytyczne zdanie. Teraz zawęził swoją ekipę do grona samych pochlebców, do których dołączyli łakomi łatwego zysku byli radni opozycji Rafał Rudnicki i Marcin Szczudło. Można zrozumieć kasowanie nieprzychylnych komentarzy na profilu facebookowym komitetu Truskolaskiego, można – choć ze współczuciem i lekkim niesmakiem zrozumieć podległego Truskolaskiemu asystenta Tuchlińskiego czy dyrektora spółki Lech, że zamieniają swoją twarz na profilach na twarz pracodawcy (w końcu bezrobocie wynosi 13% i po zmianie władzy nie będzie łatwo z robotą), ale poziom lizusostwa radnego Szczudło przekracza granice dobrego smaku. Chociaż inni wcale mu też nie ustępują.
- Obrona swojego miejsca pracy w ten sposób jest smutna i powoduje że zadaję sobie pytanie – co z tym Białymstokiem za rządów Truskolaskiego? Takiego wazeliniarstwa NIGDY w tym mieście nie było – napisała do nas Anna, jedna z czytelniczek.
Niestety, tą samą drogą podążają radni Prawa i Sprawiedliwości zamieniając swoje zdjęcia na zdjęcie Jana Dobrzyńskiego. Takie wizerunki przyprawili sobie również ci, którzy radnymi nie zostali, i nawet i ci, którzy nigdy na radnych nie startowali. Można tylko przypuszczać, że oni robią to, bo nie mają nic do stracenia, a wszystko do wygrania. Jednak podobne działanie budzi wcale nie mniejszy niesmak. Jest zwyczajnie mówiąc niskie, słabe i przede wszystkim odpychające.
Najwięcej jednak na takim działaniu mogą stracić sami kandydaci, na których nie zechcą zagłosować już internauci. Nie dość, że z ulic ciągle na nas patrzą setki wielkich i mniejszych Truskolaskich i Dobrzyńskich, to musimy jeszcze oglądać ich obydwu w internecie rozmawiając ze znajomymi.
Komentarze opinie