
Spore zamieszanie w Czerwonym Borze! W minioną niedzielę (6 kwietnia) przed tamtejszym ośrodkiem dla cudzoziemców zjawiło się około pięćdziesięciu osób, głównie młodych mężczyzn. Przyjechali samochodami z białostockimi, kolneńskimi, a nawet mazowieckimi tablicami. Twierdzili, że to spontaniczny "spacer po lesie" w geście solidarności z mieszkańcami, którzy boją się nowych migrantów w okolicy.
- Nic złego się tam nie działo. Część osób została wylegitymowana i byli to mieszkańcy okolicznych miejscowości. Sprawdzaliśmy informację zgłaszane przez aktywistów organizacji zajmujących się pomocą dla imigrantów o pobiciach czy zastraszaniu. Nie znalazły potwierdzenia. W Czerwonym Borze ludzie, którzy przyjechali w niedzielę nie działo się nic takiego co wymagało interwencji policji - mówił Tomasz Krupa, rzecznik prasowy Komendy Wojewódzkiej Policji w Białymstoku.
Ci, którzy przybyli do Czerwonego Boru, głośno mówili o swoich obawach związanych z obecnością nielegalnych migrantów w ośrodku. Podkreślali, że ich akcja to wyraz wsparcia dla zaniepokojonych sąsiadów. Planowany przemarsz przez okoliczne lasy i wsie ostatecznie skrócił się do godzinnego zgromadzenia tuż przed budynkami ośrodka. Policja podkreśla, że nie było podstaw do interwencji, nikt nie był zagrożony ani wobec nikogo nie postawiono żadnych zarzutów.
Zebrani mieszkańcy głośno wyrażali swoje niezadowolenie z faktu, że do otwartego ośrodka dowożeni są nowe osoby i zapowiedzieli, że zamierzają organizować kolejne podobne spotkania w tym miejscu. Ostatecznie cała akcja przebiegła spokojnie i po godzinie protestujący rozjechali się do swoich domów. Jednak zapowiedź kontynuowania zgromadzeń pokazuje, że sprawa migrantów w Czerwonym Borze jeszcze nie została zamknięta i lokalna społeczność będzie uważnie śledzić dalszy rozwój wydarzeń.
- Zgromadziło się tam około 50 osób. Był to obywatelski zryw ludzi zaniepokojonych zachowaniem cudzoziemców, którzy zostali przewiezieni do ośrodka w Czerwonym Borze. Ludzie, którzy byli tam dotąd zakwaterowani zachowywali się spokojnie: nie spacerowali w grupach po okolicznych wsiach, byli spokojnie. To byli Czeczeni z rodzinami, którzy mieszkają tam od dłuższego czasu. Zaniepokojenie wzbudziła grupa ludzi, która została tam przywieziona. Ludzie niepokoili się, głównie przez brak informacji kto i w jakiej liczbie się tam pojawiał. Ani wójt, ani starosta ani mieszkańcy nie są informowani przez władze województwa co się tam dzieje. Może kiedy wreszcie wojewoda zacznie informować o tym co się dzieje w ośrodku emocje opadną. - mówił Marek Komorowski, senator z PiS.
PS
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie