Kiedy mowa jest o Jadłodzielni w Białymstoku, słyszymy: „Pomysł spodobał się mieszkańcom miasta, którzy chętnie dzielą się żywnością. Darczyńców jest coraz więcej, są to osoby prywatne, firmy i inne organizacje” – tak widzą to urzędnicy białostockiego magistratu. Mieszkańcy widzą natomiast puste półki, brak jedzenia do dzielenia się i tak naprawdę niewypał tego projektu.
W zaklinaniu rzeczywistości białostoccy urzędnicy mogliby wystartować w mistrzostwach świata i z pewnością zajmowaliby czołowe miejsca. Bo tak jak zaklinają tę rzeczywistość w różnych aspektach życia miejskiego, tak zaklinają ją w przypadku projektu, który został uruchomiony całkiem niedawno, bo zaledwie w lipcu 2018 roku. Mowa tu o Jadłodzielni, jaka miała służyć osobom ubogim, których nie stać jest na kupno jedzenia.
Informowaliśmy już miesiąc temu, że w Jadłodzielni widać jedynie puste półki (patrz TUTAJ). Osoby, które przychodzą odebrać żywność, najczęściej wychodzą z pustymi rękami. W założeniu miało przecież być zupełnie inaczej. Obecnie wydaje się, że nikt nie umie wskazać, co jest powodem, iż mieszkańcy Białegostoku nie chcą dzielić się jedzeniem – mimo, że sama idea jadłodzielni przypadła im do gustu. Na pewno nie jest tak jak piszą urzędnicy na oficjalnych nośnikach Miasta Białystok, że mieszkańcy chętnie dzielą się jedzeniem, bo już od dawna nasza redakcja otrzymuje sygnały, że ludzie, którzy przychodzą po pomoc, wychodzą z pustymi rękami. Jadłodzielnia jest pusta, co też nie znaczy, że pusta pozostanie
- Półroczna działalność Jadłodzielni w naszym mieście pokazała, że jej zorganizowanie było dobrym pomysłem. Ta inicjatywa umożliwiła mieszkańcom niemarnowanie żywności i pomaganie osobom w trudniejszej sytuacji życiowej. Dlatego postanowiliśmy kontynuować w 2019 roku działanie tego punktu bezpłatnej wymiany żywności – powiedział prezydent Tadeusz Truskolaski.
Prezydent Białegostoku właśnie rozstrzygnął otwarty konkurs ofert dla organizacji, która poprowadzi Jadłodzielnię w Białymstoku. Wygrała go fundacja Spe Salvi. I to co trzeba będzie natychmiast poprawić, to promocja tego miejsca oraz inny sposób przekazywania i wydawania żywności. Niestety, nie jest tak jak przekazał prezydent Tadeusz Truskolaski, że otwarcie Jadłodzielni było dobrym pomysłem. Dobrym pomysłem byłoby wtedy, gdyby Jadłodzielnia działała i spełniała swoją funkcję. A tej funkcji zwyczajnie nie spełnia, skoro w okresie poświątecznym, w lodówkach placówki powinien być nadmiar jedzenia do rozdania ubogim, to wewnątrz znajdziemy jedynie puste półki.
Czy to oznacza, że Jadłodzielnia nie jest potrzebna? Z pewnością jest potrzebna, bo przecież wciąż marnujemy sporo żywności. Należy tylko zastanowić się nad zmianą formuły jej działania. Warto też rozważyć możliwość odbierania żywności od osób, które nie mogą jej przywieźć na miejsce. Ma to większy sens od czekania aż ktoś tę żywność łaskawie przyniesie.
(Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska/ Foto: bialystok.pl)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Problemem jest to, że jadłodzielnia przyjmuje tylko nowe, fabrycznie zapakowane jedzenie. Podczas gdy jadłodajnie warszawskie przyjmują np. potrawy świąteczne i inne produkty przygotowane samodzielnie. To jest problem. Nikt nie będzie specjalnie jechał do sklepu aby kupić produkty dla jadłodzielni. Bo łatwiej zapłacić na caritas niż korkować miasto wożąc nowe, zapakowane produkty do tego niewypału zwanego jadłodzielnią.
Szkoda że nie można przekazać np.zrobionego w domu dżemu czy konfitur, są przecież zamknięte.
Dobrym pomysłem myślę byłoby zorganizowanie akcji promującej Jadłodzielnie np. w sklepach przy sobocie. Każdy chętny mógłby podarować coś ze swego koszyka potrzebującym, może w ten sposób półki nie świeciłyby pustkami.
Kiełbasa wyborcza
zmieńcie to coś na wymianę ubrań. Zima, kurtka potrzebna. Rada za free. Dziwne, że mądre głowy w CAS na to jeszcze nie wpadły. Nie będzie przecież się gryzło z zapaczkowanym jedzeniem.
Rozszerzcie to coś na wymianę ubrań. Zima, kurtka potrzebna. Rada za free. Dziwne, że mądre głowy w CAS na to jeszcze nie wpadły. Nie będzie przecież się gryzło z zapaczkowanym jedzeniem.
Kilka lat temu na Zielonych Wzgórzach w budynku w którym jest bank Pekao był sklep spożywczy Na rampie. Pani rano wystawiała do pudła stojącego przy wejściu towary, których termin przydatności skończył się wczoraj. Kto chciał mógł wziąć. Bez żadnej reklamy, dotacji z kasy miasta. Oby więcej takich pudełek na każdym osiedlu, w każdym sklepie.