Reklama

Jagiellonia zrąbała Topolę i czeka na Motor. Czego się spodziewać? (WIDEO)

Jagiellonia wróciła z wyprawy na Serbię, gdzie zdobyła solidną zaliczką do awansu do 1/8 finału Ligi Konferencji. Żółto-czerwoni pokonali 3:1 na wyjeździe TSC Baćka Topola i na swoim boisku wystarczy jej nawet remis, aby awansować do następnej rundy, gdzie trafi albo na Cercle Brugge albo Legię Warszawa. Żółto-czerwoni przed rewanżem czeka domowy mecz z Motorem Lublin. Termin tego spotkania przypada na niedzielę na godzinie 17.30 na Chorten Arenie. Nie będzie to jednak spacerek: Motor trzeba uznać za silniejszego rywala niż serbska Baćka Topola, ale Jagiellonia gra na własnym boisku, gdzie czuje się najlepiej.


Tyle, że już w tym sezonie przynajmniej raz twierdza Białystok została już zdobyta. Było to w sierpniu, kiedy Jaga przegrała u siebie 2:4 z Cracovią Kraków i przypominam ten fakt nie dlatego, żebym się spodziewał powtórki. Piszę o tym, bo uważam, że należy dmuchać na zimne. A lubelski Motor nie jest słabszy niż "Pasy", rundę zaczął słabo. A gdzie jest lepiej się zrehabilitować niż na boisku mistrza Polski, który nie zawsze radzi sobie z rolą faworyta. W Mielcu przekonała o tym żółto-czerwonych Stal. Białostoczanie grając u siebie i zajmując 2 miejsce w tabeli, broniąc mistrzowskiego tytułu i będąc jedną nogą w szesnastce najlepszych zespołów Ligi Konferencji muszą uchodzić za faworyta. Ważne jednak, aby trener Adrian Siemieniec i jego zawodnicy pamiętali, że meczów nie wygrywa się na papierze. 

Białostoczanie w tym sezonie zrobili już naprawdę dużo. Trener Siemieniec na konferencji prasowej wspomniał, że jego zespół w zasadzie to... zakończył już jeden sezon. Dlaczego? Bo Jagiellonia w połowie lutego ma już za sobą 35 rozegranych oficjalnych meczów, z czego aż 13 spotkań w europejskich pucharach. Co więcej na żadnym froncie nie przestała liczyć się w walce o końcowy sukces. Duma Podlasia rozegrała pierwsze mecze piłkarskiej wiosny pomimo sporych osłabieni: brak Tarasa Romanczuka i Adriana Diegueza był naprawdę widoczny. Jeśli dodać do tego uraz Dušana Stojinovića, a w Baćkiej Topoli wymuszoną pauzę Michala Sacka za kartki to naprawdę można mówić o pełnej dekompletacji graczy odpowiedzialnych za jagiellońską obronę i drżeć przed meczem z Motorem Lublin. Na szczęście Sacek, Stojinović i Romanczuk mogą w niedzielę przeciw Motorowi zagrać, a przynajmniej Adrian Siemieniec może brać ich pod uwagę przy ustalaniu podstawowego składu. Cała trójka przyda się bardzo, bo Motor nie jest dostarczycielem punktów. W tym sezonie celuje w miejsce w czołowej szóstce, choć na grę o podium jest chyba jeszcze dla tego zespołu za wcześnie. Beniaminek wiosnę zaczął od falstartu, najpierw zaliczając w Lublinie remis 1:1 z Lechią Gdańsk, a potem przegrywając na wyjeździe 0:1 z nie najsilniejszą Koroną Kielce.

Jagiellończycy z Serbii wrócili w znakomitych nastrojach. 

- Ostatnia bramka stawia nas w bardzo dobrej sytuacji przed rewanżem oraz daje nam spore szanse na grę w następnej rundzie. Jest bardzo dobrze - powiedział po meczu Jesus Imaz, napastnik Jagiellonii.

- Czuję dumę. Za moimi bramkami stoi mnóstwo wykonanej przeze mnie pracy. W piłce nożnej zawsze przychodzą trudniejsze momenty. Chodzi o to, żeby się nie poddawać i podążać za marzeniami - to słowa Afimico Pululu.

- Dobrze mi się grało, a na swojej stronie miałem gościa, który widać, że umie grać w piłkę. Dwa razy mnie "skręcił", ale generalnie myślę, że za mną dobry mecz. Myślę, że dobrze wyglądaliśmy, choć oczywiście było kilka mankamentów, które można poprawić. Na pewno Mateusz Skrzypczak trochę podpowiadał nam obu, więc ta defensywa wyglądała nieźle i jakoś tego rywala powstrzymaliśmy - to z kolei Norbert Wojtuszek. 

Optymizm i zadowolenia oraz poczucie własnej wartości jest bardzo ważne, ale jeszcze ważniejsze jest, aby nie uwierzyć we własną wspaniałość i potknąć się na pozornie słabszym rywalu. Bo jak widać wystarczy kilka kontuzji i żółto-czerwona jakość znacznie się zmniejsza. Nic dziwnego, że kibice bardzo uważnie śledzą co zrobi Łukasz Masłowski. A dyrektor sportowy Jagiellonii ciągle szuka czwartego transferu. Wedle niepotwierdzonych jeszcze informacji ma być nim znany w polskiej ekstraklasie Edi Semedo. To zawodnik, który w poprzednim sezonie grał w Radomiaku. Kibice określili go jako "chudy, szybki wiatrak", a występuje na skrzydle pomocy. W lidze cypryjskiej nie poradził sobie zbyt dobrze, a Jagiellonia ma go wypożyczyć z możliwością wykupienia. Jest to zawodnik na odbudowanie, bo w tym sezonie jedynie raz wyszedł w wyjściowej jedenastce i po I połowie pozostał w szatni. Potem kilka razy wchodził z ławki zaliczając jedną asystę. Ponieważ okienko powoli się zamyka (w Lidze Konferencji już się zamknęło) to wygląda, że jest to wzmocnienie last minute na uzupełnienie. Czy to jednak koniec poszukiwań Masłowskiego? Pojawiało się wiele nazwisk zawodników, ale zaraz po wypłynięciu plotki okazywało się, że klub macierzysty nie jest zainteresowany transferem lub oczekuje od Jagiellonii dużo więcej niż żółto-czerwoni są gotowi zapłacić. 

Dodatkowo ciągle jeszcze składane są kolejne oferty - coraz większe - za kolejnych graczy Jagiellonii: Pululu, Abramowicza, Fadigę. Wraca temat wytransferowania Kristoffera Hansena, któremu z końcem sezonu wygasa kontrakt. Norweg jeszcze negocjuje nowe warunki, ale porozumienia nadal nie widać. 

Jagiellonię czeka pracowita wiosna i sporo grania. Ale jak mawia trener Siemieniec "najważniejszy jest najbliższy mecz". A ten przyjdzie w niedzielę o 17.30 z Motorem. I trzeba go wygrać jeżeli mistrzostwo kraju ma być w zasięgu białostoczan. 

Przemysław Sarosiek 

Aktualizacja: 14/02/2025 18:30
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama
Reklama
Wróć do