
Dwa lata temu Komitet Truskolaskiego dysponował sześcioma głosami w Radzie Miasta. Od wczoraj tych głosów jest już tylko cztery, a wkrótce prawdopodobnie będzie jeszcze mniej. Z prezydentem pożegnał się ostatecznie radny Dariusz Wasilewski, a już rok temu zrobił to Marcin Szczudło.
W tym przypadku śmiało można powiedzieć, że operacja się udała, tylko pacjent nie wytrzymał. Operacja polegała na stworzeniu komitetu wyborczego, niezależnego od partii politycznych, zaś pacjentem byli ci, którzy finalnie się w tym komitecie znaleźli. Dziś odchodzą powoli jeden po drugim. Tadeusz Truskolaski sprytnie próbował wyprowadzić w pole mieszkańców Białegostoku. Wszystko po to, aby zagłosowali na niego w wyborach w 2014 roku, jako na bezpartyjnego kandydata. Przekonywał, że jest niezależny od Platformy Obywatelskiej, która go dwukrotnie do wyborów przecież wystawiała.
Kto zna się na polityce już wówczas doskonale wiedział, że był to typowy zabieg, który miał odebrać głosy przeciwnikom politycznym, zwłaszcza Prawu i Sprawiedliwości. Komitet Truskolaskiego składał się bowiem prawie wyłącznie z osób o poglądach prawicowych lub związanych z takimi środowiskami. Ale wiadomo było i trzy lata temu, a teraz właściwie nie ma już żadnych wątpliwości, że Tadeusz Truskolaski nie istnieje bez Platformy Obywatelskiej, zaś jego apolitycznością można wybrukować drogę do piekła, podobnie jak i dobrymi chęciami. Niektórzy dopiero teraz zauważyli, że z prezydentem dialogu nie ma. Choć dziś otwarcie mówią, że de facto i nigdy nie było. Między innymi z tych powodów Tadeusza Truskolaskiego opuścił już drugi radny – Dariusz Wasilewski.
- Po piątkowym klubie, który trwał trzy godziny oraz po wczorajszym, na którym rozmawialiśmy przez półtorej godziny, podjąłem decyzję, iż występuję z klubu radnych Tadeusza Truskolaskiego – wyjaśnił radny Wasilewski.
Pierwszym radnym, który zdecydował się zakończyć współpracę z Tadeuszem Truskolaskim był Marcin Szczudło. Już rok temu opuścił prezydencki klub. A warto przypomnieć, że był wcześniej przecież jego szefem. Praktycznie po roku od tamtego momentu prezydenta opuszcza kolejny radny i można powiedzieć, że z powodów zbliżonych do tego, o czym dziennikarzom opowiadał wcześniej niechętnie Szczudło. Ale to on jako pierwszy powiedział w kwietniu ubiegłego roku:
- Autonomia jest nie trochę, ale mocno ograniczona. Ja bardziej sobie wyobrażałem, że my jako radni prezydenckiego klubu, będziemy wspólnie siadać do pewnych pomysłów i je wspólnie wypracowywać, zanim one trafią na sesje. A mimo, że byliśmy tym zapleczem, nie mieliśmy możliwości wpływania. Bo jak projekt trafiał pod obrady to trudno jako klub prezydenta krytykować coś, co wypłynęło od prezydenta i w tej kwestii mieliśmy mniejsze nawet możliwości wpływu na ostateczny kształt tych uchwał niż radni klubu Prawa i Sprawiedliwości. Jeżeli chodzi o forsowanie własnych pomysłów w ramach klubu, to nie było to rzeczą prostą – wyjaśniał Marcin Szczudło.
W rzeczywistości ani Marcin Szczudło, ani Dariusz Wasilewski nie są pierwszymi radnymi, którzy nie wytrzymali tak zwanej współpracy z prezydentem. Znacznie wcześniej, bo już cztery lata temu, przecież z prezydentem nie chciała współpracować piątka radnych, która także finalnie pożegnała się z Platforma Obywatelską. To obecni radni: Piotr Jankowski, Katarzyna Siemieniuk oraz Jacek Chańko, a także byli radni: Janina Czyżewska i Mariusz Nahajewski. Oni jako pierwsi nie zgadzali się na dyktat Tadeusza Truskolaskiego, za co zapłacili ostatecznie wyrzuceniem z partii, która dla odmiany na dyktat się zgodziła, a obecnie postawiła warunki – pierwszy raz od 10 lat.
- Jako, że uważam, iż to pan prezydent wystąpił z klubu, zostawił swój komitet, to ja wystąpiłem wczoraj o godzinie 17.30 z propozycją oficjalną, aby klub przekształcił się w klub autentycznie niezależny. I włącznie ze mną cztery osoby się zastanawiały. Wczoraj usłyszałem definitywną informację od dwóch osób, że pozostają w klubie. Wcześniej pani przewodnicząca była za tym status quo, które jest obecnie, więc nie udało się. Stąd moja osobista decyzja o wyjściu z klubu, aby nie brać odpowiedzialności za te podjęte w tajności, w skryciu, decyzje prezydenta – wyjaśniał radny Dariusz Wasilewski.
Te decyzje, o których mówił radny Wasilewski, to oczywiście powołanie na swojego zastępcę Zbigniewa Nikitorowicza, którego wskazała Platforma Obywatelska. Tadeusz Truskolaski sam przyznał, że nie konsultował swojej decyzji w tej sprawie z własnym klubem radnych. Oni o wszystkim dowiedzieli się z mediów. I jak wyjaśniał radny Wasilewski, nie jest to przyjemne, kiedy tak ważne decyzje zapadają po konsultacjach z partią, a nie z własnym zapleczem. I podkreślał, że nie po to wchodził do samorządu, aby firmować działania partyjne. Dodał, że nie zamierza wchodzić do PiS, ani do żadnego z działających klubów radnych, bo chce pozostać radnym niezależnym.
- Na pewno nie wstępuję do PiS-u. Konsekwentnie jestem na swojej drodze życiowej, niezależnej. Chce być radnym niezależnym. I słowo honoru, bo komentarze były różne, ale ta cała informacja zaskoczyła wszystkich członków klubu. Były jakieś przecieki, ale nikt nie myślał, że się stanie w taki sposób, że ta osoba, czyli prominentny lider Platformy został wybrany, jednocześnie z podpisaniem porozumienia partyjnego w sposób tajny, po cichu. Informacja nas zaskoczyła. Ja na to zareagowałem w sposób uczciwy – dodał radny Dariusz Wasilewski.
Komitet Truskolaskiego na swoim facebookowym fanpage wydał oświadczenie w związku z zaistniał sytuacją. Wydaje się, że to robienie dobrej miny do złej gry. Jednak wyraźnie teraz próbuje się odciąć do Wasilewskiego oraz tego, co radny mówił dziennikarzom. Czytamy w oświadczeniu między innymi:
- Pozostali członkowie Klubu Radnych Tadeusza Truskolaskiego nie mają nic przeciwko realizacji ambicji politycznych Radnego Dariusza Wasilewskiego, jednakże sugerowanie przez niego w mediach rozłamu w Klubie, gdy sam chce do tego rozłamu doprowadzić, jest z jego strony niehonorowe, poza tym niezgodne z prawdą, gdyż jest to jego jednoosobowe działanie. W związku z ostatnimi wypowiedziami publicznymi Radnego Dariusza Wasilewskiego przestajemy od dnia dzisiejszego traktować go jako członka Klubu Radnych Tadeusza Truskolaskiego. Jego wypowiedzi od chwili obecnej prosimy traktować wyłącznie jako osobiste zdanie Radnego Dariusza Wasilewskiego.
Z naszych informacji wynika jednak, że próba utrzymania wrażenia monolitu klubu prezydenckiego może nie potrwać długo. Nad odejściem zastanawiają się co najmniej jeszcze dwie osoby. Dziś przy Komitecie Truskolaskiego trzyma je praca, poniekąd zależna od prezydenta Białegostoku. Niemniej, ostatnie zdarzenia pokazują wyraźnie dwie rzeczy – prezydent nie istnieje bez Platformy Obywatelskiej oraz to, że nigdy nie był ani apolityczny, ani wiarygodny politycznie. Poza tym można z nim współpracować tylko wówczas, jeśli się mu przytakuje.
(Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Ha ha ha "trzyma je praca, poniekąd zależna od prezydenta Białegostoku" Serio???? No przecież tak jest!! Temu Truskawa wygrywa wybory bo cała masa ludzi jest od niego zależna! Układ zamknięty! !
Praca jak praca moze i trzyma ale najbardziej łaczy ich strach przed odpowiedzialnoscią za złodziejstwo malwersacje i uklady rodzinno mafijne.Dlatego glosują na ojca by ten wszystko trzymał w garsci i nic nie ujrzało swiatła dziennego.Prosze zobaczyc co dzieje sie teraz odnosnie obsadzania stanowisk kierowniczych w placówkach oswiatowych?KONKURSY? HAHAHHAHAAHAHHAHH