Reklama

Lecą Wióry: Jak pięknie jest w leśnej rodzinie

Pewnego dnia nadleśniczy nadleśnictwa K., uświadomił sobie, że przez swoją uległość w stosunku do władzy zwierzchniej, siedzi dosłownie na beczce prochu, do której prowadzi krótki lont, zresztą już zapalony.

Uświadomienie przyszło w chwili, kiedy napotkawszy na korytarzu nadleśnictwa jednego ze stażystów, udzielił mu surowej reprymendy za używanie otwartego ognia w budynku (stażysta palił papierosa). Olśnienie, o raczej ponurym charakterze, przyszło w momencie, kiedy stażysta spojrzał na niego z podobną pogardą z jaką patrzą muzułmanie i Żydzi na wieprzowinę: stażysta był bratankiem inspektora Budźki z Regionalnej Derekcji i nadleśniczego miał w głębokiej dupie. Papierosa nie zgasił, a burknął coś w rodzaju „bujaj się”.

Potem nadleśniczy stwierdził, że dawno nie udzielił nikomu nagany. Nie przez to, że nie miałby powodów, tych znalazłoby się multum, ale kiedy przychodziło co do czego, okazywało się, że nagany, a nawet upomnienia dawać nie wypada. Wszyscy podleśniczowie mieli znajomości w Derekcji. Część z nich była dodatkowo spokrewniona czy nawet spowinowacona z licznymi babami z biura (a baby zaraz płaczą przy takich przykrych okazjach). Leśniczowie również mieli znajomości w Derekcji, a nawet i w Kurii, znaczna część z nich była w nader zażyłych stosunkach z babami z biura i w urzędzie w gminie, a jeden był nawet mężem Głównej Księgowej, ta zaś dostała kilka Kordelasów i medal od papieża, więc jej pozycja była jak głaz narzutowy w Bisztynku: nie do ruszenia. Zresztą znała słodką tajemnicę kilkunastu dziwnych faktur, co nadawało jej pozycji cech żelbetu. Co do samych bab z biura to ich zatrudnienie też nie było dziełem przypadku, ale wielu telefonów z Derekcji.

Kilku pośród leśniczych było nawet bliską rodziną pana nadleśniczego. Zwłaszcza syn Jerzy. Sekretarz nadleśnictwa był protegowanym samego pana Derektora. Zresztą był on bratem ciotecznym zastępcy nadleśniczego, który miał poważnych znajomych w Derekcji Jeneralnej. Inżynier nadzoru obnosił się ze swoimi koneksjami w Ministerstwie, gdzie wuj był podsekretarzem stanu.

Najgorsze, że wszyscy byli pozapisywani do jakiejś partii i to w taki chytry sposób, że zawsze mieli dojścia do władzy, niezależnie od wyniku wyborów. Słowem była to jedna, wielka leśna rodzina i jeśli nadleśniczy chciał komuś wygarnąć to mógł zrobić jedynie rankiem, przed lustrem.

Zły jak szerszeń wybiegł w końcu z gabinetu, mijając po drodze sekretarkę, (kuzynka behapowca z Derekcji) i natknął się na sprzątaczkę, która spokojnie siedząc na parapecie, pałaszowała szproty w oleju.

- Czy to czas na przerwę śniadaniową?! – zawołał w sprawiedliwym gniewie – Brud gdzie nie spojrzeć, a tu się pikniki urządza!

- Czego mordę piłujesz? – spokojnie odparła sprzątaczka – Jak ci brudno, to sam bierz szmatę i szoruj. Znalazł się hrabia, patrzajcie! Brud mu przeszkadza! Nikomu nie przeszkadza, a ten nosem będzie kręcił! Wielki mi pan nadleśniczy! I jak ty się do ciotki odzywasz!? Wstydu nie masz?

(http://lecawiory.blog.pl/2016/09/14/jak-pieknie-jest-w-lesnej-rodzinie/ Foto: pixabay.com/ cleaning-lady)

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo ddb24.pl




Reklama
Wróć do