
Na ulicy Skorupskiej (to już jedna z ostatnich brukowanych ulic w mieście) coś się dymiło z komina. Była to lokomotywa.
- Co znaczy Heise Maroni? – zapytałem.
- Pieczone kasztany – odparł Pan Grzegorz, właściciel owej lokomotywy – Od 16 lat sprzedaję je w Niemczech. na Oktoberfeście, na Weihnachtmarkcie i Winterfest. Potem przyjeżdżam do Polski. Właśnie wracam z autogiełdy. W soboty jestem też na giełdzie przy Andersa.
- I białostoczanie kupują kasztany?
- Biznes na razie się rozkręca. Jeszcze nie ma u nas tej tradycji jedzenia kasztanów. Chce Pan trochę na spróbowanie? Mam lepsze niż na Placu Pigalle!
Dostałem pełną torbę. Zawiozłem do domu, poczęstowałem żonę i dziecko.
- Dobre – powiadają.
Zatem z ręką na sercu zaświadczam – Grzegorz Orzechowski piecze kasztany jak trza!
PS. A takich lokomotyw do pieczenia kasztanów, to jeździ po Europie podobno tylko 13!
(Wojciech Koronkiewicz)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie