Reklama

Mimośrodowo: Spod chmurki do Sky – Boxa



Pierwszy mecz Jagi obejrzałem z wielkiej rury na rzece, bo tam milicja nie ganiała. Staliśmy z chłopakami i najbezczelniej w świecie pluliśmy smażonymi pestkami do Białki.

Potem oglądało się z dachów budek sklepikarskich, albo uczepionym się wisiało do tych kolumienek podtrzymujących wejściową wiatę. Z pogardą plwaliśmy czarną łupiną na zganiających nas ochroniarzy. Czasem, jak kwadrans przed końcem odjechały małe fiaty służące za kasy, tośmy szli do nich rozkładając ręce, że biletów nie ma i wpuszczali nas gratis.

Następnie oglądałem mecze na żużelku za autem na stadionie przy Słonecznej. Przychodziło tam czasem 40 tysięcy osób. To dwa razy więcej niż pojemność obecnego stadionu, który stoi przecież w tym samym miejscu. No cóż to były czasy, kiedy nie istniały jeszcze słowa "impreza masowa", ""droga ewakuacyjna", "strefa krótkiego wywiadu",  a pojęcie bezpieczeństwo stosowało się głównie w kontekście wyrębu lasu lub detonacji niewybuchu. W kontekście stadionu używano tylko pojęć "przyjemność" i "pojemność" Trzeba było tam przyjść cztery godziny przed czasem, ale jak się miało pestki od babci spod fary i karty, to dało się wytrzymać: tnąc w karcięta, spluwając peszczęta i klnąc przebrzydle.

Z czasem awansowałem na betonowe schody. Zimno w dupę nie bywało, bo pestkolubna wiara zawsze wyścieła teren grubą warstwą łupin. Zimą coś się tliło w koksownikach, płonęły race, skakało się i izolowało stopę warstwą "Kuriera Podlaskiego"

Mijały mecze, a ja przysiadywałem już coraz częściej na ławce, z dwóch desek zbitej. Wtedy z dumą szurałem nogami w łupinach, na których jeszcze niedawni siedziałem.

Potem jakoś tak wziąłem rozbrat z kibicowaniem na dziesięć albo i dwadzieścia lat. Doceniałem cały czas te plemienne zachowania, które zawsze wzmacniają jednostkę i dodają ducha, ale coraz mniej ich potrzebowałem. Jakoś raźniej mi się zrobiło w pojedynkę.

Aż wreszcie w ostatnią sobotę wróciłem na stadion do tak zwanego skyboxa. Były tam miękkie skórzane fotele, grzeczny kelner z kaczką, wódką i tatarem, szatnia, a nawet prywatny prysznic. I tylko ten napis „Zakaz łuszczenia pestek” nie pozwalał mi wrócić do pięknych wspomnień sprzed lat.

(Krzysztof Szubzda/ Foto: Tomasz Jastrzębski)
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo ddb24.pl




Reklama
Wróć do