Znane są już wyniki końcowe drugiej tury wyborów prezydenckich. Przewagą 63,86% do 36,14% wygrał Tadeusz Truskolaski. To on będzie ponownie zarządzał Białymstokiem. Od dziś zaczyna się zatem trzecia kadencja dotychczasowego prezydenta.
Kampania samorządowa w tym roku była bardzo zacięta. Niemal od samego początku była pełna zwrotów akcji. Na początek, jeszcze przed oficjalnym ogłoszeniem powstania Komitetu Truskolaskiego u boku prezydenta znaleźli się przedstawiciele opozycji. Po wielu latach krytyki, to właśnie oni stali się największymi piewcami sukcesów prezydenta i propagatorami jego programu wyborczego. U boku Tadeusza Truskolaskiego znalazła się także cała masa urzędników oraz osób pozostających z nim w zależności służbowej, co miało też swoje plusy i minusy. Największą zaletą była dobra organizacja pracy sztabu oraz sam start kampanii. Bowiem to właśnie Komitet Truskolaskiego wystartował pierwszy. Inni musieli już tylko gonić rywala.
W tym samym czasie Prawo i Sprawiedliwość postanowiło wystawić przeciwko Truskolaskiemu Jana Dobrzyńskiego. I od razu posypały się bardzo nieprzychylne komentarze. Bowiem dla wielu osób był to kandydat nie do przełknięcia z uwagi na decyzje, które podejmował jako wojewoda podlaski, ale także jako jeden z członków niegdysiejszego zarządu miasta. Łatwo na pewno nie było, choć należy dodać, że kampania Prawa i Sprawiedliwości była prowadzona z dużym rozmachem. Finalnie PiS, choć walczył jak nigdy, przegrał najważniejszą batalię.
Bardzo dużą niespodzianką był w tym wyścigu Robert Żyliński. Pojawił się nagle z bezpartyjnym komitetem i deptał po piętach wszystkim, którzy mieli za sobą ogromne fundusze i sztaby zorganizowane z zaufanych osób. Żyliński wyglądał na tym tle jakby występował z przypadkową zbieraniną osób, ale zrobił trzeci wynik w wyścigu do fotela prezydenta. Pokonał nawet kandydata SLD oraz Kongresu Nowej Prawicy, które to partie mają swoich przedstawicieli w polskim lub europejskim parlamencie.
Słaby wynik zrobił Krzysztof Bil – Jaruzelski, choć to on jako pierwszy zapowiedział walkę o fotel na Słonimskiej. Z kampanią jednak wystartował praktycznie jako ostatni. Końcówka jego wyścigu należała do niefortunnych, ponieważ został skrytykowany przez kolegów, którzy woleli stanąć u boku Platformy Obywatelskiej. W kuluarach można było usłyszeć, że listy zostały stworzone kompletnie bez pomysłu i że skończy się to porażką. I o ile porażka przyszła, to przyszła na całe SLD, także w Polsce. Co w naszym mieście, o korzeniach prawicowych, mogło już tylko oznaczać, że będzie jeszcze gorzej. Tak też się stało.
Pozostali kandydaci byli prawie niewidoczni. Jeszcze coś próbował zorganizować Tomasz Szeweluk z Kongresu Nowej Prawicy. Jednak było widać po działaniach marketingowych sztabu, że sukcesu to nie przyniesie. Sami członkowie mówili, że dopiero się organizują i że to pierwszy start, w którym przecierają dopiero szlaki. Przed drugą turą wyborów KNP pozostawało kompletnie niewidoczne, choć można było i w tym względzie udzielić poparcia jednemu z dwóch głównych rywali, którzy zmierzyli się w drugie turze wyborów.
Komentarze opinie