Reklama

Obywatel Gie Żet: Białystok – miasto, w którym żyje się najlepiej



Tekst Studium – tej nie uchwalonej od paru lat strategii przestrzennego rozwoju Białegostoku – zaczyna się wytłuszczonymi literami „BIAŁYSTOK – MIASTO, W KTÓRYM ŻYJE SIĘ NAJLEPIEJ”. Optymistyczne życzenie zbiorowy autor wyłuszcza na następnych stronach, gdzie następują wyjaśnienia szczegółów. Można się przekonać, że proponowany dokument jest spisaniem planów Magistratu, bo na przykład wśród radosnych, przychylających białostoczanom nieba punktów czytamy, że ustala się PRIORYTET dla „uzupełnień zabudowy istniejącej oraz intensyfikację jej parametrów w obszarze wewnętrznym, w tym w szczególności w obszarze centrum śródmiejskiego”.

Że zaglądanie sobie w okna, pomiędzy ustawionymi na odległość boiska do badmintona blokami, nie jest szczytem marzeń – pisałem, nie będę powtarzał. Ale posłużę się tym faktem, żeby wyjaśnić coś innego. Zaraz do tego dojdę.

Innym aspektem życia w mieście, podnoszonym przez Studium, jest hałas. Że go nie lubimy, nie chcemy, że jest bardzo, bardzo be. Tylko – proszę ja Was – w jaki sposób urzędnicy mogą dbać o to, żeby Białystok był miastem, w którym żyje się najlepiej? Urzędnik przyjdzie z sonometrem i sprawdzi, czy zgiełk mieści się w państwowych normach. Jeżeli normy nie są przekroczone, to dbałość w mniemaniu Miasta zostaje zaspokojona.



Będzie tak, dopóki osoby decyzyjne same nie pomieszkają w wieżowcu, przy ulicy, przy rynku, koło Ratusza, koło szkoły, przy dworcu, nie oddadzą dzieci do żłobka przy obwodnicy, na własnej skórze nie doświadczą uciążliwości, nie odczują i nie zrozumieją... czego nie zrozumieją? Nie zrozumieją, dlaczego marzeniem mieszkańców miasta (zwłaszcza tej zagęszczonej części) jest mieć domek w lesie, na wsi, gdzieś, gdzie jest spokojniej i luźniej. Nie zrozumieją tego osoby decyzyjne, bo same już w takich domkach od dawna mieszkają.

Przeciętny człowiek z bloku całe życie „dorabia się” i myśli, jak by tu się pobudować. Owe senne rojenia towarzyszą mu dlatego, że szuka ukojenia. Czy nie znacie ludzi, którzy przenieśli się poza Białystok? Wcale rzadkim zjawisko nie jest. Dlatego, chcąc nie rozlewać miasta, nie wolno go nadmiernie zagęszczać. Kryje się w tym paradoks. Luźniejsze i cichsze osiedla, z większa ilością zieleni, to prognostyk ku pozostawaniu jego mieszkańców do końca życia.

Dlatego weźcie pod uwagę tę zależność, że żeby mieszkańcy pozostawali w betonowych mieszkalniach, jakie się nam z fascynacji ekonomią od dekad serwuje – należy tak kształtować podatki, koszty i wynagrodzenia, żeby tych ludzi nigdy nie było na domek stać. Wtedy zostaną.

Ja jednak „miasto, w którym żyje się najlepiej” wyobrażam sobie tak, że skoro „żyje się najlepiej”, to nikt nie będzie chciał uciekać. Nie powinien chcieć. Wierzę, że jest to do zrobienia... przynajmniej gdzieniegdzie. Chyba że pozwolimy sobie tu i tam na wyburzenia, zwężanie ulic i odjechany transport publiczny, to wtedy może wszędzie.

(Grzegorz Żochowski/ Obywatel Gie Żet)
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo ddb24.pl




Reklama
Wróć do