Reklama

Obywatel Gie Żet: Biedroń jest chory cz. II

Wejdę na głębsze wody tematów tabu, których nie porusza się w salonach. Zanim to, przypomnę z przedniej części, że są rzeczy, które nie są spójne, nie pasują do obserwowanej rzeczywistości. Żeby je sprawdzić, trzeba niestety sięgnąć do źródeł i samemu osądzić, nie opierając na sprzecznych wyobrażeniach innych ludzi.

Doświadczenie mam takie, że jeżeli coś nie układa się logicznie, to niestety nie wiem wszystkiego. Pamiętam straszliwy dysonans z PRL-u, w którym jednym z największych historycznych wrogów były Niemcy (okładki zeszytów pełne były batalistycznych scen, jak „Rudy 102” rozwala Tygrysy), a jednocześnie NRD było kreowane na przyjaciela. Zrozumienie po latach zaowocowało przygnębiającym przekonaniem, że społeczeństwa są marionetkami, siłą wytwórczą i mięsem armatnim, sterowanymi przez władzę.

Od wielu lat dręczyło mnie również nie dające się uciszyć zdziwienie, że homoseksualizm nie jest chorobą. Skoro profesorowie i naukowcy tak ustalili, to musieli mieć powód. Ale jaki? Nie znałem go. Zaś argumentacja w debacie publicznej nie istnieje i nie da się logicznie wyjaśnić posunięcia specjalistów.

Przywykłem już, że ludzkość wodzona jest na smyczy nonsensów, zupełnie jawnych i powszechnych, widocznych na każdym kroku. Przykłady: entuzjasta sportowy jest piwoszem (jak nie pije piwa, nie jest PRAWDZIWYM kibicem, nie da się kibicować bez piwa), większość ma rację i zna się na wszystkim (na tym opierają się wybory i referenda), akceptowanie pokazywania na reklamach nieprawdziwych cech produktów (niby chrupiące, pełne czekolady ciastko o terminie przydatności do spożycia 20 lat, które faktycznie jest mącznym kapciem pobrudzonym czymś brązowawym), etc. Nie zdziwiłbym się więc, gdyby podobnie było z aktualnie uznawaną klasyfikacją pociągu do tej samej płci. Ot, kolejna uznaniowa durnota do kolekcji.

Pierwszym bowiem spostrzeżeniem jakie miałem, była konstatacja, że osoby nie czujące popędu do odmiennej płci są niepłodne. Co prawda czynnik niepłodności jest psychologiczny, ale efekt ten sam. Nie mogą mieć dzieci. A tak mi się jakoś wydaje, że zaraz po predyspozycji do trwania w życiu, zdolność organizmu do rozmnażania jest biologicznie następnym stopniem, żeby powiedzieć o nim „zdrowy”. Patrząc bez emocji, dużo dalej w hierarchii dysfunkcji ciała postawiłbym alergie, fobie, a nawet padaczkę. Niepłodność jest smutnym wyrokiem, skazaniem na nie uczestniczenie w jednej z fundamentalnych potrzeb i konieczności gatunkowej – rozciągnięcia swego istnienia poza kres osobistego życia.

W latach bodaj 90-tych pojawiły się wyniki badań, które łączyły homoseksualizm z pewnym genem. Zaobserwowano statystycznie większą jego ekspresję u ludzi z niestandardowymi skłonnościami. Przy czym od początku mowa była wyłącznie o większym prawdopodobieństwie, nie przyczynie i skutku. Od 3 dekad męczę się właśnie niemożnością zdecydowania, czy nieefektywnie ukierunkowany popęd jest wyborem, efektem wprogramowanym przez przeżycia i traumy, czy cechą niezawinioną. Genetyczne podłoże sugerowałoby, że nie ma się wpływu na preferencje. Ale przecież, gdyby to gen decydował, to panowie Biedroń, Raczek, Śmiszek, wymarliby nie przekazawszy go potomstwu. Jeśli gen homoseksualizmu istnieje, to jest on jednym z nielicznych genów autodestrukcyjnych. Homoseksualizm jest niepłodny, więc podłoże dziedziczne wydaje się skrajnie nieprawdopodobne.

Dzięki internetowi prześwietlić można, jak i dlaczego uznano pederastyzm stanem zdrowia. Tak ściśle to też nie do końca zdrowia, ale kto by się tam nad tym skupiał, jeśli jakikolwiek głos przeciwny homopropagandzie jest potępiany. Otóż w latach 60-tych i 70-tych bardzo aktywne w Stanach Zjednoczonych były ruchy gejowskie. Głównym złem za dyskryminację obarczały psychiatrów i robiły co mogły, i jak mogły, żeby wpłynąć na oficjalną postawę organizacji, decydujących co uznać za dewiację a co nie. No i ostatecznie homoseksualizm przestał być chorobą dzięki głosowaniu i 58% głosów za wykreśleniem go z listy, po kilku latach wdzierania się działaczy na konferencje naukowe i łobuzerskiego uciszania głosów przeciwnych promowanej tezie.

Czyjeś głosowanie, w jakimś tam państwie, pod naciskiem lobbujących organizacji, niezadowolenia społecznego i w narażeniu na krzykliwe happeningi nie przekonuje mnie, kiedy rozsądek mówi co innego. Dlatego sunąca Parada Równości, w tej części, która nosi hasła tolerancji dla homoseksualizmu przypomina mi nieco marsze niepełnosprawnych. Kolorowe stroje, wstążki we włosach, baloniki, uśmiechy – wszystkie zewnętrzne atrybuty radości – ale mimo wszystko wzbudza mimowolną litość i szczere współczucie nad usilnie wypieranym kalectwem.

(Obywatel Gie Żet)

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo ddb24.pl




Reklama
Wróć do