Akcję sceniczną umiejscawiamy w ciągu nowowybudowanej części Trasy Generalskiej, konkretnie na wlocie ul. Kapralskiej w ul. Sulika. Jedna „osiemnastka” (autobus komunikacji miejskiej) chce wyjechać, druga chce wjechać. Nie dadzą rady zrobić tego jednocześnie, bo projektanci nie uwzględnili, że ul. Kapralską poruszają się autobusy i wlot zrobili „na ostro”, bez stosownych łuków. Tak samo jest gdy autobus chce wyjechać na ul. Sulika. Musi poczekać na zwolnienie na niej przynajmniej dwóch pasów, bo inaczej nie wykręci.
Powyżej opisane zdarzenia widuję dość często i nie są one jedynymi w skali miasta. Wytłumaczyć je potrafię gdy chodzi o stare jezdnie, wyliczone na dorożki konne, Trabanta, ostatecznie poczciwego Żuka, ale mówię o nowych, świeżych. Osiedle Sybiraków, przecież względnie nowe, XXI wiek, gości linię nr 28, a ul. Andrukiewicza nie jest przystosowana nawet do krótkich pojazdów komunikacji miejskiej. Dopóki ruch jest mały, dają radę, ale nie wydaje mi się, że filozofia „jakoś się da” sprawdzi się długodystansowo.
Problem powstaje chyba z braku globalnego, kompleksowego planowania. Szacuje się ŚREDNIE obciążenie ruchu i tworzy siatkę jezdni dostosowaną do niego. Z deski kreślarskiej schodzi plan, jest realizowany, a BKM dostaje później zadanie zagospodarowania komunikacyjnego i wciska się w za małe uliczki. Przyznaję, że bronię zazwyczaj przed nadmierną rozbudową ulic, teren ten uważam za stracony, ale jednocześnie wspieram komunikację publiczną i dla niej uważam za stosowne pójść na rękę, bo jest to pójście na rękę pasażerom.
Po raz kolejny dochodzę do wniosku, że dobrym pomysłem jest powstanie dokumentu – konstytucji białostockiej urbanistyki – w którym zebralibyśmy dobre praktyki i wytyczne do tego, jakie miasto byśmy chcieli mieć. Zanotowalibyśmy w nim na przykład, że planowanie osiedli, czy jakakolwiek budowa, powinny uwzględniać przebieg tras komunikacyjnych, rodzaj przewidywanych dla nich pojazdów oraz adekwatne rozwiązania konstrukcyjne. I żaden projekt nie skonsultowany formalnie z BKM, nie trafiłby do wykonania. Przy okazji, tak się zastanawiam, że swój głos powinny mieć także firmy oczyszczające. Również dysponują gabarytowymi pojazdami, które do bezpiecznego manewrowania potrzebują określonych warunków. Wydawanie decyzji budowlanych trwa i tak długo (temat na oddzielne zastanowienie, czy musi tyle trwać), więc dodatkowy tydzień nikogo nie uratuje. Jeżeli powyższy scenariusz ma miejsce, to coś nie za bardzo działa, co winno znaleźć się pod lupą urbanistów, żeby znaleźć i wyeliminować przyczynę.
Wiele mówiło się (ostatnio temat przycichł) o zrównoważonym transporcie. Modne hasło warto dozbroić w taki styl planowania, aby rosnące i przeobrażające się miasto dostosowywać systematycznie do pożytecznej skądinąd idei, i myśleć o niej, realizując wszystkie inne, odgrzebane w archiwach Urzędu Miejskiego projekty. Bo jak na razie dominuje (udzielane przez huczne inwestycje) wsparcie dla komunikacji indywidualnej. Myślenie także o autobusach, jako koniecznego i ważnego elementu miejskiego organizmu, na pewno przyniesie dobre efekty i – w dłuższym czasie – oszczędności.
Brawo Panie Grzegorzu trafił Pan w sedno sprawy