Nie wiem czy wiecie, że kury nioski są perfidnie oszukiwane. Dajmy na to – ptak składa jedno jajko dziennie. Niektórych biznesmenów nie cieszy taka ilość. Dlatego przebiegli hodowcy zamykają je w pomieszczeniach bez okien i włączają i wyłączają światło częściej niż wynika z cyklu dobowego. Nierozumne stworzenie, niezaopatrzone przez naturę w precyzyjny zegarek, daje się nabrać i znosi jajka w rytm automatu gaszącego i zapalającego żarówki. Durne stworzenia, prawda?
Nie wiem też czy wiecie, dlaczego w galeriach handlowych, mimo mody na ekologię i wykorzystywanie zasobów naturalnych, mimo nawet intuicyjnie pojmowanej ekonomii, w samych sklepikach nie ma nigdy okien, a w niektórych przypadkach, to i w całych budynkach w ogóle nie ma przeszkleń wychodzących na zewnątrz. Wszechobecne jest za to sztuczne oświetlenie. Okazało się mianowicie, że do kur jesteśmy w możliwości oszukiwania niebezpiecznie podobni.
Kiedy nie widzimy okien, a za nimi ciemniejącego nieba – co w naszym klimacie nie jest niczym wyjątkowym i za dnia – bardziej jesteśmy skłonni szwendać się, nie patrzeć na zegarek. Wiąże się to z nieświadomym uznawaniem, że czas aktywności jest w dzień, a dzień jest wtedy gdy jest jasno. Jak kurom dobę się skraca, tak nam rzesze specjalistów od marketingu starają się ją pozornie rozciągnąć. A nuż im dłużej będziemy wystawiani na pokusy zakupów, tym więcej wpadnie nam w oko i zostawimy kolejnych kilka... stówek. Tak właśnie jesteśmy sterowani. Przebiegli... biznesmeni? hodowcy? eksploatatorzy? dbają więc, byśmy znosili więcej jajek niż chcemy.
Jeszcze nie tak dawno nie wiedziałem co to jest szafka impulsowa. Znałem zasilacze impulsowe, ale szafki?! Czy one kopią, a może skrzeczą albo emitują błyski światła? O co chodzi? Chodzi o coś innego. O to, żeby wywołać w człowieku impuls. Stoją one najczęściej przy kasach. Czekając w kolejkach i nudząc się, odruchowo szukamy zajęcia i rozglądamy wokół siebie. Specjaliści zauważyli, że umieszczając w zasięgu wzroku i ręki cokolwiek, co nas chwilowo zainteresuje, bardziej jesteśmy gotowi, żeby dojść do przekonania lub czegoś nieokreślonego, co nam przekonanie w tym momencie zastępuje, że może nam się ta rzecz przydać. Ręka zaczyna świerzbić i nie spostrzegamy się, gdy upatrzona błyskotka ląduje w koszyku albo na kasowym taśmociągu. Nie myślimy zanadto, działamy wiedzeni odruchem. Bo zadaniem psychologów na usługach biznesu jest jak najwięcej w nas wpakować i ze swojego zadania wywiązują się, nawet jeśli nie perfekcyjnie, to na pewno z sukcesami.
Przywodzi mi to na myśl przemysłowe karmienie gęsi. Gęsi karmi się, wkładając im do gardzieli lejki i wrzucając bezpośrednio do przełyku, a może i żołądka, dwa razy więcej pożywienia niż one same dałyby radę zjeść. Żeby szybciej utuczyć. Tyle że na ptakach właściciele używają siły, a na ludziach podprogowej perswazji, która nie budzi oporów nieświadomych najczęściej klientów.
I choć stosowanych socjotechnik nie można jednoznacznie potępić, nie są złe same w sobie, to i tak uważam, że granica człowieczeństwa, ta subtelna nić, która oddziela działanie przemyślane – zależne od woli, od postępowania nieuświadamianego – poddającego się sterowaniu, we współczesnym handlu jest mocno nadwyrężana. A tam właśnie, w tym krytycznym punkcie na granicy między samostanowieniem i tresurą, rozgrywa się walka o naszą godność. Z rozczarowaniem obserwuję akty dokonywania zakupów i mam niekiedy obawy, że nie każdy ją wygrywa.
(Grzegorz Żochowski/ Foro: sxc.hu/ Obywatel Gie Żet)
Komentarze opinie