Już myślałem, że zakończę temat oszustów, którzy dzwonią i zapraszają a to na pokazy, a to na badania, ale znów dostałem propozycję uczestniczenia. Hmmm... badanie termograficzne? Tego szwindla jeszcze nie znam.
Połączenie z pierwszym telemarketerem, który uraczył mnie propozycją bezpłatnego badania na wszystko, nagle się zakończyło, kiedy zacząłem dopytywać się cóż to za placówka medyczna mieści się w Białymstoku przy ul. Włókienniczej 5. Dzwoniący facet odpowiadał uparcie jak katarynka, że na miejscu wszystkiego się dowiem. „Czy to jakaś przychodnia?” – dowiem się na miejscu; „czy pod tym adresem jest gabinet?” – dowiem się na miejscu; „lekarze jakiej specjalności będą prowadzili badanie?” – dowiem się na miejscu. Jedyne co wyciągnąłem, to to, że spotkanie potrwa godzinę.
Ostatecznie przesądziło chyba zastanawianie się, czy będę miał czas żeby przyjść, bo w tym właśnie momencie rozmowę przerwano. Już pisałem, że niektóre agencje wydzwaniające do ludzi szkolą personel, żeby rozłączali się natychmiast, gdy uznają, że pogawędka nie przekuje się na zdobycz dla nich.
Całe szczęście są przede wszystkim namolni i za 3 godziny znów ktoś zadzwonił. Tym razem zapewniono, że spotkanie potrwa maksymalnie 1,5 godziny, oraz że termografia jest bezpieczna i mogę z niej na pewno skorzystać. Zaś miejscem będzie "mobilny punkt medyczny" przy ul. Włókienniczej 5. Dałem się namówić na termin niedzielny. Było to 30 sierpnia o 20:41 (środa). W czasie całego procesu dostałem od nich 16 połączeń z 6 różnych numerów, z czego chyba 12 było z przypomnieniem o terminie „badania”, z czego przynajmniej 4 wykonane przez automat recytujący. Do tego 2 SMS-y. Gdy zapytałem raz, dlaczego tak często dzwonią ludzie i roboty, dowiedziałem się, że mają awarię systemu. Nieprawda. Półtora miesiąca wcześniej wyglądało to identycznie.
Jakież było moje rozczarowanie, gdy w sali bankietowej hotelu Villa Tradycja przy Włókienniczej zobaczyłem znane z poprzedniego razu twarze niektórych prowadzących oraz wyćwiczony sprzęt do losowania schorzeń, który dla niepoznaki daje do trzymania w rękach mosiężne tulejki. Żadne tam prześwietlanie podczerwienią. Kolejny kant.
Ale postanowiłem poświęcić się, stracić 3 godziny (tyle trzeba liczyć) i dać jeszcze raz „przebadać” tą metodą, żeby dla śmiechu porównać dwa losowania chorób. Niestety tym razem ktoś dopatrzył się, że w formularzu nie postawiłem parafki przy zgodzie na używanie danych osobowych do marketingu, a było to konieczne. Uparłem się, żeby papieru nie podpisywać i ostatecznie towarzystwo bez żalu pożegnałem.
Zbieram teraz dane, żeby tym razem naskarżyć na nich do jakiejś izby medycznej albo przynajmniej UOKiK. Będą mi tu hochsztaplerzy po mieście ludzi naciągali...
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie