Reklama

Obywatel Gie Żet: Miłość to miłość

Dochodzę do wniosku, że mielibyśmy mniej problemów z dogadaniem się, gdybyśmy posługiwali się jaśniejszym, jednoznacznym językiem. Nierzadko stoją naprzeciw siebie rozwrzeszczane grupy, obie używają znanych pojęć, ale każda rozumie je inaczej. Szkoda proszę państwa śliny! Wystarczy dobrać bardziej precyzyjne słowa, żeby spór od razu przenieść na wyższy poziom – na przykład szybko zrozumieć, że jest się solidnie obrażanym i zamiast kłapać bez końca ozorem, zacząć się już prać po gębach.

Początek batalii proaborcyjnej, jeszcze w ubiegłym wieku, upłynął pod hasłem „moje ciało, moja sprawa”. Publiczna dyskusja rzadko wychodzi ponad proste hasła, dlatego są ważne. Wydawało się, że środowiska lewicowe zrobiły krok naprzód, bo w pewnym momencie hasło znikło, ale nie! obserwuję powrót na tektury noszone z upodobaniem przez nieustannie dumną z czegoś młodzież. Zatoczyliśmy błędne koło. Jeśli uznamy, że kobieta ma prawo do swego ciała i może się go w imię tegoż prawa fragmentami pozbywać, sporną ustawę trzeba by przemianować na ustawę o prawie do amputacji i pozwolić wycinać też i inne kawałki. Mogłaby na przykład niejedna lokatorka wyższych pięter w starym budownictwie zechcieć lżej wchodzić po schodach i usunąć zbyteczne ciężary. Nic tam, że i powabu ubędzie. No i wtedy, rad nierad, lekarz nie mógłby oglądać się na żadne klauzule sumienia, tylko rzetelnie urżnąć jej w publicznej placówce zdrowia, co tylko zażąda. Warto również przy okazji zalegalizować rynek handlu narządami. Bardziej odpowiedniej realizacji postulatu „moje ciało, moja sprawa” nie widzę.

Na pewno nie mniej obarczony niedomówieniami wydaje się inny zestaw zwrotów. „Miłość nie wyklucza”, „miłość nie wybiera”, „miłość to miłość”, zwyczajowo okraszone dla zwrócenia uwagi wybranymi kolorami tęczy. No i tak, elgiebetańczycy pisząc je, mają na myśli zupełnie coś innego niż one literalnie znaczą. Jest to przyczyną niezliczonych pokładów, całych wręcz hałd społecznej frustracji oraz niesnasek.

Pedofile z nadzieją spoglądają na sztandary z bogatymi w treść, acz krótkimi napisami, bo skoro „miłość to miłość”, to znaczy, że będzie od czego zacząć krucjatę zrozumienia dla „miłości” w ich wykonaniu. (następuje pauza na moment oburzenia elgiebetańskich elit, że nigdy nie pozwolą przecież krzywdzić dzieci, nie ma zgody na wykorzystywanie nieletnich i takie tam. Dobra, koniec czasu)

Zaraz znajdą się ludzie o bardzo pojemnych sercach, którzy żywią głębokie uczucie do kilku osób naraz. „Miłość nie wybiera” – powiedzą i zażądają małżeństw zbiorowych, żeby ksiądz im błogosławił na wspólną drogę życia w powiedzmy piątkę. Dwóch facetów, dwie babki i jedno takie coś pośrodku. Naprawdę, zalet życia w komunach wyliczyć można całkiem sporo. Nie wątpię, że działacze spod znaku kolorowego pasiaka wezmą się za redagowanie postulatów z tą myślą, żeby nie wykluczać i nieujawnionych przez żadną fundację potrzeb.

„Miłość nie wyklucza” – wyzna zaraz przed urzędnikiem USC rodzeństwo. Obaj bracia ze smutnymi minami, że są tak nierówno traktowani przez prawo. Pełnoletnie rodzeństwo oczywiście, na wykorzystywanie małoletnich nie ma absolutnie pozwolenia! Cóż, nie sposób się nie zgodzić. Co oni biedni są winni? Albo brat z siostrą i wujkiem, córka z ojcem? Nadmienię wyprzedzająco, że na ewentualne problemy z genetyką chowu wsobnego w sukurs przychodzi niezawodna powszechna antykoncepcja oraz prawo do adopcji – temat obcykany przez lewicę. Można powiedzieć, że rozwiązania prawne mają już teraz w małym paluszku.

Tylko dajmy im w końcu szansę, żeby mogli porządzić i wreszcie wszystko uczynić – stricte według głoszonych haseł – normalnym.

(Obywatel Gie Żet/ Foto: pixabay.com/ love)

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo ddb24.pl




Reklama
Wróć do