
Nasze miasto wypiękniało. Nasze miasto stało się nowoczesne. Jest się czym pochwalić. Dłuższy czas zajęło mi wytłumaczenie samemu sobie, czemu tak wierzgam, gdy słyszę podobne zwroty.
Odrobinę prawdziwe, odrobinę naciągane lub zupełnie bzdurne – zależy czy porównamy Białystok 2017 do Białegostoku 1990, Białystok 2017 do Wrocławia 2017, czy też Białystok 2017 do powiedzmy Kopenhagi, a niechby nawet z 2013 roku. Nie było łatwo odnaleźć ten ulotny pierwiastek, niematerialną, niewidzialną wartość, która jest przy okazji dynamicznych zmian niszczona. Znam przecież ludzi, którzy również się buntują, ale nigdy nie usłyszałem od nich wytłumaczenia – dlaczego? Takiego wytłumaczenia, które mogłoby wiarygodnie wyjaśnić zajęcie zdecydowanej pozycji w kontrze do prowadzonej polityki miejskiej. Być może i oni bardziej odczuwają to intuicją niż logiką.
Nie mogę zaprzeczyć, że dla wielu ludzi zmiany wydają się dobre i odbierane są jako wartościowe. Mam na myśli przede wszystkim równanie z ziemią tego co stare i niskie, wznoszenie w tym miejscu tego co nowe i wysokie; oranie tego co zielone, a następnie zalewanie betonem – tak pokrótce wygląda generalna strategia rozwoju Białegostoku. Oczywiście wizualnie następuje metamorfoza: starego gospodarstwa z gumnem nieutwardzonym na zagrodę z polbrukiem i piętrowym domem. Gospodarz się szczyci, mieszkańcy cieszą, bo jest w ich mniemaniu nowocześniej, mimo nawet tego, że gdzieś w świecie już odkryto, że goła ziemia może jednak jest korzystniejsza. Póki co nie sposób dyskutować ani udowodnić, że postąpiono jakkolwiek niewłaściwie.
Jednak z tej posiadłości odjechało niegdyś jedno z dzieci. Wydoroślawszy wraca czasem do rodzinnego domu. Kiwa głową, że rzeczywiście ładnie, że czysto, sto razy lepiej niż kiedyś. Ale daremnie szuka tego co znało za młodu. Nie ma obórki, nie ma sadu, nie ma drewnianego koryta, dom wyremontowano marmurem, ale z dziecinnego pokoju znikły wszystkie pamiątki. I to jest dom wspaniały, lecz już nic w nim nie trzyma. Dziecko pojedzie do Warszawy pracować i żyć, bo niby dlaczego miałoby wracać, skoro tu zniszczona została cała jego materialna przeszłość. Z ludźmi jeszcze jest sentymentalnie związane i dlatego od święta wpada, ale z miejscem już nie.
Tak właśnie robią dzieci Białegostoku i tak robią jego ojcowie. Natomiast my, pozostali na miejscu, chcielibyśmy większego szacunku do przeszłości, do tego co od dekad znamy, żebyśmy wiedzieli skąd jesteśmy, żebyśmy mogli powiedzieć, iż to jest NASZE miasto, a nie zupełnie nowy, pachnący lakierem wyrób urbanistyczny. Nie oznacza to rezygnacji ze zmian, ale robienie ich z większą ostrożnością i nie tak bezpardonowo.
Skupienie na agresywnej renowacji przestrzeni, wyjaławianiu ziemi i samoocenie tylko w skali zgodności z przepisami, uznaję za bardzo, bardzo, bardzo małostkowe i krótkowzroczne.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie