Miniradni (czyli radni osiedlowi, słabsze funkcjonalnie kopie prawdziwych radnych) składali śluby. Zebrano ich w auli, gdzie zaprzysiężono, gdzie zgodzili się bronić ideałów miniradności do ostatniego tchu i ostatniej kropli krwi i potu. Wielkie sorki twórcom pomysłu, ale mnie ten patos ubawił i zaskoczył. Nigdy by mi do głowy nie przyszła myśl, że bez ślubowania ktoś może słabiej, albo i nieuczciwie doradzać w sprawie piaskownic, ulic i skwerków.
Jest to podobny przykład kopiowania znanych z wielkiej polityki schematów, jak podpisy popierających. W sytuacji, kiedy zainteresowanie Radami Osiedlowymi jest liche, powiela się z poważniejszych wyborów wymóg, żeby zebrać ileś tam podpisów. Znaczy, żeby jeszcze przed głosowaniem robić głosowanie. Najpierw mieszkańcy głosują, dając podpis kandydatowi, a później głosują po raz drugi przy urnach. Nie inaczej jest przecież i w przypadku składania projektów do Budżetu Obywatelskiego. Też trzeba zawczasu obejść rodzinę, znajomych, poprosić kolegów z pracy o podpis... Czemu to ma służyć? Tym razem mam pojęcie, jaka jest odpowiedź– niczemu (chyba że liczyć zniechęcanie za cel).
Właśnie odnośnie BO opowiem pewną historię. U styku ulic Mierosławskiego i Lewandowskiego (ale nie Roberta) występuje historycznie ukształtowany układ urbanistyczny, czyli cechujące się polną logiką skrzyżowanie osiedlowych uliczek na planie trójkąta. Odkąd ludzkość zna samochody i zamieszkuje omawiany zakątek, był tam zawsze dziki parking. Jednak w pewnym, nieodległym w czasie momencie czyjeś innowacyjne działania doprowadziły do ucywilizowania krzyżówki. Postawiono na środku metalowe barierki, otoczono krawężnikiem, zasiano trawę.
Niedługo później wyrwano słupki, a z trawnika zrobiono magazyn żwiru i artefaktów na potrzebę rozkopania ulicy pod inwestycję kanalizacyjną. W kolejnych miesiącach znowu ustawiono słupki i – zdaje się – przyrodzie oddano dbałość o florę. Z tym, że znów nastała potrzeba budowy, więc ponownie wykorzystano odrobinę zieleni, żeby urządzić na niej tymczasowy magazyn i postój koparki.
Mało kto spostrzegł, ale wspominany róg ulic był chyba jednym z najintensywniej obłożonych inwestycjami, bo dosłownie za chwilę na chodniku pomysłowy innowator ustawił słupki o niebanalnej w skali światowej funkcji. Łańcuch pomiędzy nimi oddzielał z matematyczną precyzją 1/3 chodnika od 2/3 chodnika. Takie dwa pasy dla pieszych: chudych i grubych. Bodaj miesiąc później nastała kolejna inwestycja, polegająca na wycięciu poprzednio ustawionych rurek.
Teraz zaś jednym z zatwierdzonych projektów do Budżetu Obywatelskiego jest utworzenie w tym miejscu... parkingu. Zanim więc zapiejemy z zachwytem nad narzędziem, dzięki któremu mieszkańcy mogą sobie przegłosować zrobienie czegoś, zapytajmy – DLACZEGO w miejscu, w którym był parking chcą parkingu?
Komentarze opinie