
Nie ma się co oszukiwać, że Polska jest krajem zdominowanym przez ludzi religijnych. Choć na dobrą sprawę, z punktu widzenia XXI wieku i cywilizacji łacińskiej, te kilkadziesiąt procent, które można podejrzewać o aktywną pobożność, to może nie jest mało. Większość Polaków jednak od kościoła stroni.
Nie uzyskamy co prawda przez prostą analizę frekwencji informacji o wewnętrznie wyznawanych przekonaniach. Dotyczy to również ograniczonej możliwości porównania z przeszłymi czasami (nie wiemy, czym na przykład kierowali się Polanie i Wiślanie w Średniowieczu, nawet jeśli wszyscy brali udział w nabożeństwach). Ale nawet wśród stałych bywalców mszy i procesji dostrzegam częściej symptomy osłabienia przywiązania do „wiary ojców” niż wzmocnienia.
Najczęściej w domach na najbardziej honorowym miejscu umieszczany jest telewizor. Wszystkie fotele i krzesła są tak ustawiane, żeby cudo techniki było zawsze w zasięgu wzroku. Życie domowników koncentruje się na jego ekranie. Gdzież te ołtarzyki z wiejskich chałup, po których można było szybko poznać, co jest dla domowników najważniejsze? Teraz krzyże i święte obrazy bardziej zmieniły się w estetyczne ozdoby i element sentymentalnej tradycji, niż codzienne, żywe wspomnienie duchowej rzeczywistości. Nie twierdzę, że u wszystkich, nie – do tego jeszcze daleko. Co czwarta osoba póki co poważnie podchodzi do religii. Niemniej oznacza to 75% tych, co nie zwracają uwagi, czy krzyż jest w domu na wyróżnionym miejscu, czy schowany za telewizorem.
Nagminne jest lekceważenie zasad religii. Trudno przypuszczać, że aż tylu uczestników niedzielnych mszy nie może zrobić zakupów w sobotę, a co piątek do nieszczęśliwym zbiegiem przypadków do jedzenia pozostają tylko parówki.
Mi ten stan za mocno nie przeszkadza. Jestem katolikiem, lecz nie dbam o niczyją opinię i moja osobista religijność w małym stopniu zależy od mody i duchowej kondycji narodu. Są jednak ludzie, których wiara w laickim świecie słabnie – ci potrzebują silnej wspólnoty i społecznego nacisku, który neutralizowałby naturalne lenistwo. Chcę Was pocieszyć – jest nadzieja dla takich „letnich”. Wystarczy tylko zagłosować na odpowiednich ludzi podczas którychś z następnych wyborów do sejmu i senatu. Co ciekawe, chodzi o zwyczajowych antyklerykałów.
Ludzie ci zajmą się tym, żeby zasilić Polskę zastępami naprawdę pobożnych, wierzących w jedynego Boga przybyszów. Nowi mieszkańcy będą go zwali Allachem, ale przecież nie ma to większego znaczenia. Znów zaczną powstawać świątynie, a ludzie nieskrępowanie modlić się w miejscach publicznych. Takiego przykładu zdaje się potrzebujemy.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Trzy razy przeczytałem ten tekst i nadal nie wiem , czy autor pisze o religii, czy o PO , czy o telewizorach , a może jest to tekst historyczny o Polanach.Panie autorze dałem panu drugą szansę po żałosnym artykule o komunikacji miejskiej i co zamiast napisać coś sensownego kolejny pseudo artykuł, zlepek pańskich przemyśleń i dziwnych insynuacji.Trzeciej szansy Panu nie dam.
Dokładnie. Autor tekstu jak zwykle pisze dużo ale nie koniecznie z sensem . To są jakiś bełkotliwe pseudo przemyślenia z domieszką polityki. Takie bzdety można gadać po litrze na jakiejś imprezie osobom , którym jest i tak obojętne co ktoś mówi.