
Jedynym punktem październikowej specjalnej sesji Rady Miasta Białegostoku było uchwalenie stanowiska w sprawie protestów. Pomimo wielkich słów, grobowych min, ponurych wizji, patrząc obiektywnie debata miała charakter satyryczno-rozrywkowy. Można powiedzieć, że błazenada jak zwykle, kiedy w grę wchodzi polityka i wizerunki partii.
Radna Kisielewska-Martyniuk zwierzyła się ze strachu jaki odczuwała podczas protestu, w którym uczestniczyła wraz z córką oraz inną radną, kiedy w tłum wpadły race. Przypomnijmy – pochód białostockiej dzieciarni (dorośli byli w nim mniejszością) został zaatakowany środkami pirotechnicznymi przez osoby prawdopodobnie będące wcześniej koło Fary. Damskie towarzystwo nie ucierpiało co prawda, ale doznało stresu. Niewykluczone, że pierwszego w życiu, co rzeczywiście zjednuje dla marszu sympatię jednostek wrażliwych i współczujących i wzbudza niechęć wobec napastników.
Żart kryje się w tym, że kolumna hałaśliwej gówniarzerii codziennie, z niesłabnącym impetem zasuwała ulicami miasta, pokazując faki, „jebiąc” wszystkich bardziej znanych pisowców i powinowatych, których nazwiska mają odpowiednią do skandowania liczbę sylab oraz energicznie manifestując nastawienie rewolucyjne, popierane tekturowymi hasłami i okrzykami „to jest wojna”. Niemniej kiedy padł pierwszy wystrzał, mało brakowało, żeby na balkonach w ramach feministycznej solidarności dzieciaki setkami wieszały mokre spodnie. Nagle silne kobiety stały się słabymi ofiarami. Zaczęły zaraz po internetach szukać męskiej ochrony.
Festiwal potępienia wobec agresorów doprowadzony został podczas debaty do tonów tak wysokich, że słyszalnych wyłącznie dla nietoperzy. Radny Biernacki dorwał się do języka polskiego, do najgłębszego zakamarka z przymiotnikami, żeby ekstremalnie dobitnie uzmysławiać innym osobistą pogardę dla czynu. Przyznaję się, że także wyrażam niesmak wobec incydentu. Co nie łagodzi ostrożności w sądach, bo dotychczas nie zostało wyjaśnione ani kto zaczął, ani jaki był faktyczny początek.
Bardzo obraźliwym tonem odezwała się następnie pani Chudzik. To znaczy słów używała przyzwoitych, ale wulgarna była chrypka, jak zaznaczyła – efekt czterech dni protestów. Ponieważ przez kilka wieczorów z rzędu na ucho 80% skandowanych haseł było podłych, mam prawo zakładać, że wychodziły one również z gardzieli pani radnej. Filigranowa dziewczyna opowiedziała wieść z pierwszej ręki, że młodzież wyraża swoje emocje i głębokie oburzenie. Dobra, wrażliwa młodzież. W dalszej części również pan Truskolaski senior skupił się na stanięciu po stronie szlachetnych, „wkur****ych” protestujących, zmuszonych najwyraźniej poczynaniami PiSu do sięgnięcia po brzydkie słownictwo. Jeśli to prawda, jeśli przekleństwa były na rząd, to dzieciaki muszą się w środku nieustannie gotować z nerwów na polityków i Trybunał Konstytucyjny, bo spora część ich rozmów typu „cześć, co robisz jutro, ale dziś chłodno” przed godziną startu, w czasie przemarszu i podczas rozchodzenia się, była językowo tak samo obrzydliwa. Jeszcze niech politycy powiedzą, że zdejmowanie maseczek w tłumie, palenie w pochodzie papierosów, w ogóle palenie, buchanie kłębami nikotynowych aerozoli, plucie dziewcząt na chodniki to też wyraz niechęci wobec PiS, a nie brak wychowania. Szkodliwą robotę robią usilni, bezkrytyczni obrońcy demonstracji, bo za jednym zamachem niesłusznie usprawiedliwiają rynsztokowy język i chamskie zachowania dzieci i młodzieży.
Dotychczas bardzo ceniłem radną Jowitę, jest kobietą z silnym charakterem i budzącymi podziw pokładami męstwa. Cieszyłbym się, gdyby moi przeciwnicy w poglądach mieli właśnie jej poziom. Chciałbym nie zmieniać zdania i będę rad, jeżeli chrypkę zadowalająco wyjaśni.
Na omawianą sesję wprosił się też Krzyś Truskolaski. Chłopiec po kilku dniach gimnastyki ulicznej nieco stępiał ze zmęczenia, wybaczyć więc można, że zapomniał się podczas przemowy gdzie jest, że to Stadion Miejski w Białymstoku (sesja odbywała się na stadionie), a nie sala sejmowa i z pasją wołał z przyzwyczajenia, mimo że naprzeciw siedzieli wyłącznie radni Koalicji Obywatelskiej: „Prezesie Kaczyński!”, „wyprowadzacie ludzi na ulicę”, „rząd PiS-u nie radzi sobie”. Żar słów był tak gorący, że myślę, iż radni KO z pierwszych rzędów wyszli ze spotkania solidnie opaleni.
Najwięcej śmiechu miałem podczas wystąpienia prezydenta. Facet ma taką manierę, że kiedy chce wykazać diametralną różnicę między jego partią, a partią przeciwną, która ma wypaść jak najgorzej, a ma za mało argumentów lub są one słabe, używa do podkreśleń mimiki. Wydaje mu się, że zarazi słuchaczy pogardą dla PiSu, jeśli podczas mówienia porobi grymasy. Tym razem zarzucił na przykład, że rząd wyprowadza wojsko i policję na Polaków. Kłamstwo ordynarne i powinienem nawoływać do wyalienowania oszusta, ale te miny! Są potwornie rozśmieszające.
Nie dam rady gniewać się za odrobinę kabaretu.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Nie dość że tęczowy to jeszcze za klauna może robić. Powinien się zbratać z M. Lempart - to dopiero byłaby dobrana para. Ot i cały Tadeusz Truskolaski.
To kadr z filmu "Głupi i głupszy"?