„Ho, ho, ho” – pohukiwał ktoś przez kilka dni w autobusach. Nikt nie wiedziałby kto to jest, ale na szczęście lektor za chwilę objaśnia: „Tadeusz Truskolaski zaprasza 3 grudnia na włączenie światełek” i znów odzywa się ów tajemniczy pohukiwacz – „przybywajcie!”. Wiele mogę o panu prezydencie napisać, ale do głowy by mi nie przyszło, że facet tak potrafi zmienić głos i udawać świątecznego błazna.
Śmieszna reklama z elektryfikacyjnej akcji magistratu pokazuje jednak pewną przypadłość polskich władz. Po raz kolejny zapowiem, że bierze się ona z demokracji i motywowania polityków do „puszenia się”, żeby bardziej im ogony lśniły, żeby byli bardziej widziani i mogli zdobyć najlepsze legowiska podczas wyborczych godów. Na logikę nie potrafię wytłumaczyć, dlaczego to zapraszającym na fajne wydarzenia jest zawsze Tadeusz Truskolaski. W akcję chyba włączonych było jeszcze paru urzędników, jakieś służby techniczne, pani rzecznik – dlaczego nie zaprasza więc Urząd Miejski, który to zorganizował?!
Sytuacja podobna jest do tego, co działo się na dworach magnaterii. Jaśnie Pan był twarzą posiadłości i to ON urządzał bal, ON organizował na polowanie, ON ofiarował na akcję dobroczynną garniec dukatów, ON zbudował zamek. Tak samo jest przy Słonimskiej. Rzadko kiedy prezydent zajmuje się czymkolwiek, co dzieje się w mieście. Spirytus movens oraz roboczym wołem większości inicjatyw wydają się być pracownicy niższych szczebli, zaś stojący wyżej w hierarchii co najwyżej im nie zabraniają, a nie, że to oni coś poruszyli. A jednak pozwalamy na codzienną, nie zauważaną z przyzwyczajenia normę, że laury zbiera szef szefów.
Nawet w wojsku, o którym w antycznych czasach mawiamy potocznie, że tę bitwę wygrał Attyla albo Aleksander Macedoński, nie ma w XXI wieku zwyczajowego dopuszczenia, żeby twierdzić w poważnym dialogu, że to generał Anders zdobył Monte Cassino... tylko „Armia Andersa”. Jest w zasługach oddany honor wszystkim uczestnikom, jest podstawowa uczciwość we współdziałaniu. Wódz nie jest bezwzględny. Może być szanowany, wywyższany, ale tylko, gdy inni to uznają i robią. Sznyt i klasa nie pozwalają, żeby czynił to on sam.
Dlaczego więc Tadeusz Truskolaski prezentuje się jak białostocki car? Bo tak chce, a my mu na to pozwalamy – proste. Duet: brawury politycznej (odmówić jej prezydentowi nie można) i niemej aprobaty społeczeństwa tworzy starodawny szlachecki folwark tam, gdzie powinno być coś bliższego rodzinnej współpracy... Tfu! wróć. Nic o rodzinie nie wspominajmy, bo może przeczytają to polityczne frakcje zaprawione we wprowadzaniu swoich ziomków na fotele.
Nie ma rodziny, jest organizacja, w której każdemu oddać się powinno zaszczyt według jego własnych zasług. Cieszyłbym się, gdyby prezydent promował, także publicznie, zdolnych pracowników oraz swój zespół i dzielił się z nim sukcesami, a nie wszystko zgarniał dla siebie.
(Obywatel Gie Żet/ Foto: BI-Foto)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Brawo! Podpisuje się pod każdym zdaniem, prezydent już od dawna pełni tylko rolę udzielnego księcia, a na jego resztki dobrej opinii pracują urzędnicy. Chociaż chyba coraz mniej chętnie...
Normalnie Car na Kresach Wschodnich...
No przecie łon ze ślachty jest