Ściana przy ścianie, okno w okno, dwa krzaczki na krzyż, kawałek trawnika i parkingi – tak wygląda przepis na deweloperski sukces. Przyglądam się nowopowstającym w mieście budowlom i skłaniam do przypuszczenia, że inwestujący w Białymstoku budowlańcy są ludźmi sukcesu.
Mijam świeże, wciąż gęstniejące osiedle w okolicach ul. Kijowskiej (przy Operze od strony Wodociągów). Od Legionowej i Kaczorowskiego wygląda na betonowe klocki ustawiane z minimalnymi szczelinami pomiędzy nimi. Ktoś zapewne robił makietę przy pomocy kostek polbruku i szczelinomierza. Obserwacji towarzyszy pewne uczucie. Nie mogę pozbyć się tego samego wrażenia, idąc nową Jurowiecką, którą pamiętam wszak doskonale z dzieciństwa i młodości. Teraz wyrasta tam pionowa ściana Galerii Jurowieckiej, która optycznie spycha pieszych na jezdnię i znacznie zamyka dostęp do widoku nieba. Jeśli z drugiej strony powstałaby bliźniacza konstrukcja, utworzyłaby z pozornie przestronnej, bo jasnej, nisko zabudowanej niegdyś przestrzeni – surowe koryto. Nie myślcie teraz o pięknych krajobrazach, górach, lasach i wijących się między nimi korytach rzek. W tym przypadku słowo „koryto” kojarzyć ma się z chlewem.
Uczuciem, o którym mówię jest mieszanka przygnębienia oraz przytłoczenia.
To samo zaczyna kotłować się w trzewiach na odcinku ul. Kraszewskiego (niedaleko Urzędu Miasta). Dla mnie osobiście symbolu ekspansji nowego (czyli krótkowzrocznej ekonomii) na starobojarską historię i budowlany rozsądek. Mimo, że budynki nie są tam wysokie, ich przeraźliwe zbliżenie do siebie, spotęgowane ustawionymi wzdłuż samochodami, wzbudza litość wobec tych, którzy taki widok mają na co dzień. Według mnie jest nieludzki. Człowiek psychicznie potrzebuje przestrzeni. Zwłaszcza u nas.
Istnieje w nieodpowiedzialnym postępowaniu architektów aspekt kopania się z przyrodą, zamiast żyć z nią w zgodzie. W krajach śródziemnomorskich z przyjemnością wchodzimy w arcywąziutkie uliczki, obstawione domami po obu stronach i cieszymy widokiem, ponieważ tam izolacja od nieba daje ulgę. Żar zatrzymuje się na dachach, a ciało kojone jest błogosławionym cieniem. Zapominamy chyba jednak, że w naszym mieście średnia temperatura roczna wynosi 7 stopni Celsjusza, a większość dni jest pochmurna. Dlatego powinniśmy stosować zabiegi przeciwne. Odsłaniać miejsca przebywania ludzi, nie budować podwórek w postaci studni, zabudowanych z każdej strony itp. W praktyce należałoby unikać brył takich jak na przykład nowy blok przy ul. Legionowej (obok kościoła pw. św. Anny). Ogromną ścianę ulokowano tuż przy chodniku, który pełni rolę krótkiego łącznika między wieżowcem a ulicą.
Widziałem na jednym z balkonów dziewczynę, która wypoczywała na leżaku, wsłuchując w kojący zapewne warkot silników. Ona ma jeszcze dobrze, bo ma perspektywę, patrzy z góry. Ale co będzie, jeśli naprzeciwko postawią drugi taki blok? Życzę relaksu.
Komentarze opinie