Się wydarzyło, się zadziało. Sęk w tym, że chyba tylko naiwniak ma wrażenie, że pierwsza tura wyborów prezydenckich cokolwiek zmienia i ma jakiekolwiek znaczenie, a nie jest tylko hucpą.
Wyniki - faktycznie zadziwiające. Gość, który na początku roku miał praktycznie zerową rozpoznawalność wygrał z miłościwie nam panującym. Miłościwie nam panujący z kolei - zupełnie zasłużenie - wytracił od początku kampanii prawie 20% poparcia. To też trzeba umieć. No i największy wygrany I tury - Kukiz, który prowadząc najbardziej negatywną kampanię w historii kraju (negatywną - czytajcie: mówił ciągle o tym, co mu się nie podoba, a nie proponował praktycznie żadnych rozwiązań), uwiódł co piątego Polaka. Grubo. Równie grube są (taki paradoks) cienkie wyniki reszty peletonu. Mój głos na przykład poszedł w skład wspaniałego wyniku opiewającego na 1,5%. No, ale przynajmniej głosowałem szczerze, a nie cynicznie, jak zdarzyło mi się w zeszłym roku i co moralnie jakoś tam odchorowałem. Choć na szczęście odbyło się bez maści na hemoroidy.
Zawieśmy jednak na chwilę swoje sympatie. Popatrzmy szerzej, możliwie obiektywnie... Trzy pierwsze miejsca. Nieszczególnie rozgarnięty gajowy, z przyzwoitym życiorysem, ale i poglądami rodem z jakiejś powieści Komudy ma prawie zagwarantowane zwycięstwo w pierwszej turze. Owo ma być motorem wyborczym dla partii, z której się wywodzi i zapewnić jej sukces w jesiennych wyborach parlamentarnych. Tymczasem rzeczony zaczyna konsekwentny pochód gaf, niezręczności, blamaży itd. No, ale Polak sam jest chamem i bucem, więc może tylko się ze swoim prezydentem czuje bliżej. Co przesądza o porażce prezydenta urzędującego? Moim zdaniem przede wszystkim buta. Arogancja i przekonanie, że w obliczu żałosnego poziomu kontrkandydatów, on się jakoś wyróżnia - choćby majestatem piastowanego już przecież stanowiska. Otóż nie. Dupa. Nie wyróżnia się. A Polak nie lubi, jak się ktoś wywyższa, bo budzi to w Polaku kompleksy. Spin doktorski fail master level. I dowód na to, co mówiłem zawsze. Że z Kamińskiego taki spin doctor, jak ze mnie wzorowy parafianin.
Przechodzimy na drugą stronę. Kandydat Duda. Tępawy, wciąż ten sam uśmiech, który prędzej niż dobry humor wyraża zakłopotanie. A o to nietrudno, bo nie zawsze wiadomo co powiedzieć - przynajmniej dopóki nie przyjdą instrukcje od prezesa. I tu gafa za gafą, szczególnie w kwestii in vitro, albo tego, czy zaśpiewać fragment PiS-owskiej kołysanki: "...ojczyznę wolną racz nam wrócić, panie". Facet przezroczysty, nie mający poglądów, z jedną zaletą - taką, że w miarę dobrze wygląda w gajerze. Jak się okazało, bożyszcze polskiej kato-wsi.
Między nimi polski muzyk punkowy, z dwiema doskonałymi płytami na koncie - mówię oczywiście o nagraniach grupy Aya RL. I niezliczoną liczbą płyt słabych na koncie - mówię oczywiście o wszystkich pozostałych, na czele z ostatnią, zupełnie już tragiczną, którą miałem nieprzyjemność recenzować dla portalu Interia. Facet może i honorowy, uczciwy i uczciwie zagniewany, nie mający jednak praktycznie żadnego pojęcia o polityce. Więcej - człowiek bez poglądów, bo przytulający się co chwila do innych środowisk, od prawa do lewa. Dodatkowo brzydko obecnie umoczony w konserwatywną i prawicową mentalność. Co najśmieszniejsze, mający absurdalny główny wyborczy postulat - a mianowicie jowy. Jowy, którymi Kukiz chce rozwalić "partiokrację", a które występują w USA, czy UK - krajach ewidentnie dwupartyjnych. W których dodatkowo szeroko dyskutuje się o zmianie ordynacji, by ułatwić przebicie się mniejszym inicjatywom politycznym. Sumując: facet, który jedzie na postulacie będącym zaprzeczeniem jego celu. Czyli nie rozumiejący zupełnie nic. Ale głośny, rozhukany i sprawiający wrażenie, że dobrze wyraża obywatelskie frustracje. Pewnie tak, bo przeciętny Polak równie mało z polityki rozumie.
Peletonu opisywać w sumie nawet nie ma sensu, może najwyżej warto wspomnieć, że kandydatka Ogórek została wystawiona po to, żeby za bardzo nie namieszać miłościwie nam panującemu, za co Miller Leszek, coraz mniej uroczy PRL-owski zombie miał mieć ponoć rzucony ochłap w postaci obietnicy bycia w następnej kadencji przystawką. Albo o tym, że kandydat Braun jeszcze nie orzekł, czy mistrz Yoda jest Żydem. Ale obiecał odnieść się do problemu w niedługim terminie.
Co jednak najbardziej niesmaczne, to fakt, że dwaj kandydaci, którzy znaleźli się w II turze, dosłownie pięć minut po ogłoszeniu wyników, zaczęli łasić się do tego trzeciego i licytować, kto - wybaczcie dosadność języka - bardziej zmysłowo gałę mu opie*doli. Umizgi tego typu - a jakże! - były widoczne we wszystkich poprzednich kampaniach. Nigdy jednak nie przybierały szat aż tak otwartego kure*stwa. To już nawet nie poziom białych kozaczków przy autostradzie. To już krzykliwy billboard "W paszczu i w japu 24/7". Żenujące. Smutne.
I trafia mnie, że faktycznie tabloidyzacja postępuje, bo jak pamiętam - a pamiętam, powiedzmy, większość ważniejszych wydarzeń politycznych i kampanii wyborczych od końcówki lat dziewięćdziesiątych - kiedyś jednak było inaczej. Kiedyś lwy i lwice lewicy na argumenty spierali się z jastrzębiami Unii Demokratycznej. Kiedyś politycy - jak Jerzy Buzek - nawet jeśli efekty były dyskusyjne, mieli odwagę - wróć - czelność wprowadzać niewygodne reformy. Kiedyś mniej było mielenia we własnym środowisku, mniej pozamerytorycznych jazd. Kiedyś partie przynajmniej sprawiały wrażenie, że mają jakiś program. I jasne, że można zgodnie z prawda powiedzieć, że spsienie polityki to głównie zasługa Kaczyńskiego, którego cynizm otworzył Platformie drogę do bycia nijaką. Że wojna polsko-polska tak pochłonęła prymitywne społeczeństwo, że przy okazji doszło do zupełnej marginalizacji lewicy. Nie wolno jednak zapominać o jednym. Politycy to reprezentanci. Moi, Twoi, Wasi, Pana... My ich wybieramy, co tylko nam samym świadectwo wystawia. Nie łudźcie się, że głosując na Kukiza zmieniacie świat - na Zachodzie już wiadomo, jak kończy się eksperyment z partiami populistycznymi - siermięgą i nieumiejętnością rządzenia. Głosując na któregokolwiek z pozostałych w wyścigu z kolei, nie łudźcie się, że jesteście w jakiś sposób odpowiedzialni. Bo żaden z nich odpowiedzialny nie jest. Teraz to już musztarda po obiedzie, ale jesienią... Walnijcie się, Moi Drodzy, w durny sagan i choć raz zagłosujcie na programy, a nie hasła. Nie na partiokrację, ani huczącą kukizokrację. Na merytokrację. Merytorkację. Jeden mądry wart legionu głupich.
W paszczu i w żopu chyba raczej, a co do konkluzji - fakt, mamy znów wybór między dżumą a cholerą. Ludzie są nieogarnięci w polityce. Głosują na garnitury, hasła i ładne (?) twarze. A szanowny pan autor chyba też niespecjalnie w programy wyborcze wnikał...
odpowiedz
Zgłoś wpis
Artur - niezalogowany
2015-05-15 02:08:06
Od dziś nie czytam twoich artykułów Nie masz bracie pojęcia o problemach Polaków . https://www.youtube.com/watch?v=afx5_Vw3edQ
odpowiedz
Zgłoś wpis
Podziel się swoją opinią
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
W paszczu i w żopu chyba raczej, a co do konkluzji - fakt, mamy znów wybór między dżumą a cholerą. Ludzie są nieogarnięci w polityce. Głosują na garnitury, hasła i ładne (?) twarze. A szanowny pan autor chyba też niespecjalnie w programy wyborcze wnikał...
Od dziś nie czytam twoich artykułów Nie masz bracie pojęcia o problemach Polaków . https://www.youtube.com/watch?v=afx5_Vw3edQ