Pod koniec ubiegłego tygodnia przez media przetoczyła się dyskusja o Dominiku, trzynastolatku który - zaszczuty przez rówieśników - popełnił samobójstwo. W prawicowych mediach temat starano się przemilczeć. Nieprzypadkowo.
Bo dla prawicowych mediów był to temat wyjątkowo niewygodny. Co było przyczyną, przez którą Dominik targnął się na swoje życie? To, że rówieśnicy gnoili go wyzywając od "pedałów". Bardziej dobitnego dowodu, że prawicowa narracja - która ostatnimi czasy staje się coraz bardziej ekstremalna i powszechna - skutki może mieć opłakane, próżno szukać. Bo jak gdzieś na przełomie wieków i dumnie wkraczając do Unii Europejskiej łudziliśmy się, że demony kołtuństwa, prymitywizmu i głupoty, zostawiliśmy za sobą, tak ostatnio intelektualny skansen próbuje się przybrać czarem i przedstawić się jako atrakcyjny, alternatywny (dla zdrowego rozsądku na pewno), anty-systemowy, buntowniczy. Czyli atrakcyjny. Tak zwani dziennikarze niepokorni, a więc ci za słabi na sukces w mainstreamie, a zabezpieczający byt knuciem, sączeniem jadu i udawaniem leśnych partyzantów, nakręcili pewną koniunkturę. Językową i mentalną. Śmierć Dominika można rozumieć jako tej koniunktury daleki pogłos.
Durniem być ma prawo każdy. Gorzej, kiedy durnia dowartościowuje się, zapewniając mu dostęp do środków masowego przekazu. Wiele winy ponoszą tu i mainstreamowe media, które dla podniesienia słupków zapraszają do programów publicystycznych indywidua pokroju księdza Dariusza Kakowe Oko, który - zapewne tęskniąc za seminaryjnym dopchnięciem - gdzie nie pójdzie, pieprzy o rurach wydechowych, homoseksualizmie, gender i tak dalej. Znać po jego wypowiedziach niezdrową fascynację. Nie dziwota. Amerykański "Journal of Personality and Social Psychology" podał ostatnio wyniki badań prof. Richarda Ryana z University of Rochester. które po raz kolejny potwierdzają tezę, że większość osób nietolerujących homoseksualizmu, to homoseksualiści. Mechanizm wyparcia przemienia strach przed własną orientacją i nienawiść homoseksualizmu w sobie, w agresję wobec jej przejawów wokół. W końcu o niejednym skinheadowski coming oucie słyszeliśmy. Sęk w tym, że co innego, jeśli tego typu mechanizm działa w obrębie jednostki, albo nawet zbiorowości jednostek dorosłych - tu możemy już mówić o hamulcowych w postaci rozsądku, świadomości prawa, kultury osobistych. Nie możemy o nich mówić w przypadku dzieci. Nie możemy ich na podobny temu, jaki Kakaowe Oko uprawia, dyskurs narażać.
Prawilne media rozkręciły modę, by z agresji i forsowania poglądów większości czynić sobie powód do dumy. Nie ulegać poprawności politycznej (której ja osobiście jestem przeciwny z zupełnie innych powodów), "nazywać rzeczy po imieniu", a więc stosować krótkowzroczną, ograniczoną narrację, by zbijać się w kupę, jak muchy na gównie i tworzyć wspólny front przecie wszelkiemu możliwemu lewactwu i liberalizmowi. Proszę bardzo. Poglądy każdy może mieć, choćby i najgłupsze. Idzie jednak o wzrastającą bezczelność i lekkomyślność w sposobie tych poglądów wyrażania. Pół biedy, kiedy "Wprost" (w zeszłym tygodniu) opublikowało prostacki i pisany pod tezę materiał refutujący próby cywilizowania i pacyfikowania języka. Gorzej, kiedy prawicowe media nie reagują - więcej! - przyklaskują brutalizacji języka na forach, czy w tekstach własnych. Stąd tak nie w smak im Dominik i pisanie o nim. Dominik zabił się, bo mówili na niego "pedzio". U was terminy "pedał" i "pederasta" hulają jak zając na łące. Tu was boli. O Dominiku nie piszecie, bo nie macie do tego kwalifikacji etycznych. Więcej - nie macie kwalifikacji etycznych nawet na odźwiernego w burdelu.
Dlaczego używam mocnego języka? Dlaczego piszę, że Kakaowe Oko jest niedopchnięty. Bo widzę bardzo konkretną nierówność w publicznym dyskursie. Wszyscy, co w centrum i na lewo, starają się stosować język w szeroko pojętych (i przyjętych) normach, podczas gdy prawactwo pławi się wręcz we własnej niepoprawności, masturbuje własnym ekstremizmem, cmoka się wzajemnie po pindolcach, jak to pięknie "zmasakrowało lewaka" na przykład. Albo, że "żydki z Wyborczej a to, a tamto". "C*huj w dupę lewactwu" i inne podobne rzeczy. Ich metoda okazuje się lepsza, skuteczniejsza. Trafia (tu piszę metaforycznie) do oprawców Dominika, trafia do nieobytego społeczno-politycznie elektoratu Kukiza, czy Dudy. Trafia w tych, którzy - z racji wieku - chętniej ulegną zdecydowanym opiniom, szczególnie jeśli owe oszukańczo poda się jako antysystemowe. Wszak owi nie będą podziwiać zniuansowanych politycznych analiz Jacka Żakowskiego, wolą kukizowe szczekanie "JOW JOW JOW HAU HAU HAU", nawet jeśli kompletnie nie rozumieją (jak i Kukiz nie rozumie) istoty zagadnienia. Dlaczego więc się ograniczać? Dlaczego wznosić na wyżyny dobrego wychowania i kultury wysokiej? Dlaczego centrolewica i lewica musi udawać Aecjusza, ostatniego Rzymianina, kiedy prawilni Hunowie u wrót? Jasne, że wymiana ciosów, to wojna. A ta jest zła. Ale kiedy bije tylko jedna strona, to raczej też nie pokój, prawda?
Kilka dni temu Jakub Żulczyk skomentował sytuację związaną z Dominikiem. To mianowicie, że dwa niemal miesiące po jego śmierci na Facebooku spokojnie funkcjonował fanpage poświęcony wyśmiewaniu już nie jego samego, ale faktu, że odebrał sobie życie. Żulczyk uczynił to w ostrych słowach, które jednak większość moich - zazwyczaj umiarkowanych w poglądach - kolegów po fachu przyjęła z dużą, emocjonalną oczywiście, - bo zdroworozsądkowo chciałoby się jednak lżej - aprobatą. Żulczyk oprawców Dominika wyzwał od gnid, ku*ew i cweli. Napisał, że wziąłby na buty, choćby mu to honoru nie przyniosło, po to choćby tylko, by rzeczeni oprawcy, którym tak ciepło i wesoło było po stronie większości, choć raz poczuli, jak jest być w mniejszości. Bo żeby być w większości nie trzeba niczego specjalnego. Najsłabsze osobniki trzymają się ze stadem i żrą ochłapy. To bycie w mniejszości wymaga siły, charakteru, charyzmy... Wracając jednak do meritum - Facebook szybciutko, z automatu, skasował wpis Żulczyka, motywując ten fakt użyciem wulgaryzmów. Fanpage wyśmiewający śmierć Dominika z automatu usunięty nie został. Nieważne - człowiek, czy algorytm - Facebook zareagował na "cwel", "gnida", "ku*wa". Na "pedał" i "pedzio" nie. Jeśli to nie metafora sposobu myślenia naszego społeczeństwa, to nie wiem, co nią jest.
Poprawność polityczna - śmieszna sprawa - jest krytykowana przez prawicę, a to lewicy wytrąca z rąk oręż. Bo to lewica się jakkolwiek nią przejmuje. Prawica na nią gwiżdże. Rozwiązanie jest dwojakie. Albo prawicowe media w końcu zbastują, a mainstream przestanie pałować się słupkami i zapraszaniem debili i szczekaczy (wątpię), albo może czas w końcu zradykalizować język i po centrowej, i lewicowej stronie. Nie sądzę, by wszczepiający młodzieży złe pojęcie patriotyzmu nauczyciele - o których chwilę temu chodziło kilka tekstów po tygodnikach - szczególnie oglądali się na niuanse dobrego smaku. Dlaczego my byśmy mieli? Może to zbyt ważna walka, by stosować cywilizowane metody? A jak stosować niecywilizowane? Wzorzec jest na wyciągnięcie ręki. Prawej.
Komentarze opinie