Reklama

Okiem hejtera, odc. 117 - Promotrolling master level



Kochani, krytykujecie prezydenta miasta i jego zastępców. Otóż... robicie to źle. Talenty zarządzających miastem trzeba nie ganić, a kapitalizować. Zbadajmy to na hipotetycznym przykładzie.

Hipotetyczne miasto. Niech zwie się Białogród. Rządzi nim od trzech kadencji prezydent Mateusz Malinowski. Człowiek przyjezdny, nieprzesadnie błyskotliwy, tkanki miejskiej z powodów genetycznych nierozumiejący. Rozumiejący za to, że z jednymi warto wódkę pić, a z innymi nie. Że kadencja nie jest z gumy i przy skończonej liczbie możliwych do zrobienia lodów, trzeba wiedzieć, komu loda zrobić warto, a komu nie. Warto na przykład szwagrowi. Albo koledze - deweloperowi, z którego kieszeni wyłazi się jedynie dla celów promocyjno-kampanijnych. A i to nie zawsze. Wyobraźmy sobie wieżę - coś jak Barad-dur z Tolkiena - która łypie na miasto złowrogim okiem. Wyobraźmy sobie jak z takiej wieży Malinowski zarządza miastem, brudne sprawki realizując zazwyczaj za pomocą swoich pomagierów.

Ci, jak każe literacka i kinowa tradycja, winni być brzydcy, pokręceni, niegodziwi i moralnie obleśni. Orko-trolle takie. Ale przy tym cwani. Nie "inteligentni", ale "cwani". No i są. Dodatkowo bezczelni. Więc kiedy Malinowski potrzebuje załatwić jakąś sprawę - na korzyść swoich biznesowych mocodawców - wysyła takiego pomagiera, który człapie gdzie trzeba i śliniąc się oraz zacierając ręce, realizuje ukuty w wieży plan. Nie prośbą, a groźbą wymusza wprowadzanie zmian w planie zagospodarowania przestrzennego, z fałszywych profili w mediach społecznościowych rzuca kalumnie na ludzi wszelakich. Drugiego pomagiera, równie paskudnego bydlaka z niedowładem wargi nadającym jego twarzy ironiczny wygląd, Malinowski wysyła za to na odcinek PR-u. Z uwagi na ironiczny wygląd, ale i lenistwo, bo drugi pomagier pracować nie lubi, godziny w pracy oszukuje i - jak Gollum pierścień władzy - pieści bez przerwy swój tablet.

Powiecie: "Straszna wizja!", "Jak w tym Białogrodzie żyć?!". Otóż nie będziecie mieli racji. Takie miejsce może okazać się istnym rajem. Trzeba tylko wiedzieć jak z sytuacji skorzystać. Nie jest tajemnicą, że załatwianie czegokolwiek metodą książkową, a więc z poszanowaniem instytucji, prawa, obyczaju a i może również woli zainteresowanych, jest drogą przez mękę. Ileż łatwiej byłoby móc po prostu wypić z lokalnymi włodarzami wódkę, wręczyć kopertę i wydać dyspozycję? Znajdźcie mi biznesmena, który nie chciałby pracować w takich warunkach. Zamiast utyskiwać więc, mieszkańcy Białogradu promują swoje miasto hasłem "Zapomnij o mozolnym bieganiu po urzędach, pisaniu wniosków i business-planów. U nas wszystko załatwisz jedną kopertą!". Jaki efekt? Z całego kraju zbiegają się skuszeni owym hasłem inwestorzy. Na miejscu dowiadują się, że jeśli przeszkadza im na przykład grupka lokalsów, którzy - jak śmieją!? - mieszkają w miejscu, gdzie ma być prowadząca do ich inwestycji droga, spokojnie da się ich stamtąd wykurzyć spec-decyzją. Oko znad wieży walnie i teleportuje ich w inne miejsce miasta. A że akurat do faweli...

Jeszcze łatwiej z zabytkami. Które są nikomu przecież niepotrzebne. W końcu "zabytkową tkanką miasta" jeszcze się żaden biznesmen nie najadł, a utrzymywanie tego ścierwa każe człowiekowi iść w koszta. Więc - co logiczne - lepiej wyburzyć. A jeśli nie da się wyburzyć, bo stan jest zbyt dobry, da się podpalić, a potem wyburzyć. Zamiast mnożyć utrudnienia, lepiej je kreatywnie omijać. Grunt - jak kadencja - nie z gumy. A inwestycje być muszą... Wyciąć drzewa? Wybetonować park będący rezerwatem? I to się da zrobić. Dla powszechnego dobrostanu.

Pieniądze na remont potrzebne? "Drogi inwestorze, przy wódce na spotkaniu przebiegającym w atmosferze rodzinnej, twoja disco-polowa tancbuda, stanie się ważnym kulturalno-turystycznym obiektem i dostanie dotację z publicznych pieniędzy przeznaczonych na takie właśnie cele". Czyż nie jest to mega-atrakcyjne hasło? I z Krzemowej Doliny, czy innego Cupertino by się zjechali, gdyby wiedzieli, jak świetne warunki mieliby w Białogradzie. Za dodatkową kopertę można by nawet w "Pogoni" podmienić orzełka na jabłuszko. Koniec z niemocą, procedurami i urzędasami. W tej krainie wszystko możliwe!

No i temat tych gnid, zwanych eufemistycznie "obywatelami", którzy chcieliby utrudniać, psuć, zmieniać, decydować... A niech zdecydują, na końcu i tak urząd zweryfikuje. I zrobi tak, żeby było dobrze. Żeby rzeczone gnidy nie pokrzyżowały słusznych planów rozwojowych. Trzeba będzie tylko odpowiednio dobrać odpowiednie komisje, a jednego z orko-trolli wysłać, żeby pokłamał do obiektywu. Proste? Proste. "Sky is the limit!" - inwestorze. Pieniędzy w budżecie za dużo? Unia dotację dała? Same kłopoty. Na szczęście i tu można kreatywnie: zorganizować jakiś kongres, zlecić realizację kumplom. Wszystko, żeby nie zmarnować ani jednej złotówki. Wszystko dla inwestorów. Raj, Eden, najwspanialsze miejsce na Ziemi.

W ogólnopolskich mediach krąży promocyjny spot Podlasia. Kajakiem spokojnie płynie sobie turysta, aż tu nagle atakuje go zgraja nagich homoseksualistów. "Idź w ch** z takim żartem, Panie Drozda". Idź w ch** Podlasie z takim spotem. A przecież wystarczy wziąć przykład z hipotetycznego Białogradu i zacząć mówić głośno o prawdziwych atutach regionu. Za to doradztwo, chętnie przyjmę kopertę.

(Paweł Waliński)
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo ddb24.pl




Reklama
Wróć do