Reklama

Okiem hejtera, odc. 125 - Wyloguj się do życia


Szukać informacji - rzecz szlachetna. Kwestia jednak jak się ich szuka... i gdzie. Dziś o tym i potrzebie wylogowania się raz na jakiś czas.

Kiedyś już, przy innej okazji przytaczałem tę anegdotkę. Wojny napoleońskie. Epoka niby mocno już dziś rustykalna. A jednak ludzie zapadają w tych czasach na chorobliwy głód informacji. Objawia się to tym, że zamiast uczciwie zarabiać na wikt i opierunek dla swojej starej i pomiotu, mężczyźni przesiadują całymi dniami w gospodach. Nie dla trunku, ale dlatego, że tam najłatwiej o informacje - tam trafiają bowiem w końcu wszyscy konni posłańcy. Przypominam, że mówimy o początkach XIX wieku. I że minęło od tamtych czasów z naddatkiem dwieście lat.

Dziś podaż informacji jest większa o niewyobrażalne rzędy wielkości. A jeśli człowiek jeszcze hula po portalach społecznościowych, to w ogóle jest nimi zalany, jakby na filipińską chorobę zapadł. Jednak specyfika internetowej podaży informacji jest stosunkowo inna, niż w przypadku gazet papierowych. Jeśli kupujemy takie "Do Rzeczy", wiemy że mamy do czynienia z prawicowym szmatławcem. Jeśli nabywamy "Newsweeka", wiemy że PO będzie tam na propsach. A jeśli nasz wybór pada na "Politykę", zakładamy, że znajdziemy w niej publicystykę zazwyczaj centro-lewicową. Z siecią trudniej. W layoutowym pie*dolniku Fejsa, często giną podpisiki skąd dany link. Często człowiek nie zwraca uwagi, w jakie rejony internetsów go przekierowują. Nie zdarzyło się Wam? Na pewno zdarzyło. A bywa, że jest to owych internetsów czarna analna głębia.

Tekst pisany, kiedy jest na papierze, wydaje się budzić jakiś minimalny szacunek i takąż odpowiedzialność. Jeśli jest w nim teza, to paczamy czy dobrze wyłuszczona. Jeśli dane, to spodziewamy się napomknięcia o źródłach. W sieci te oczekiwania jakby się tępiły. Nagromadzenie sprawia, że mniej sprawne są nasze filtry. Efekty z kolei czasem przerażające. Widząc, jakie potoki i jakich bzdur wylewają się z okazji dyskursu o imigrantach, postanowiłem odpocząć od Fejsa. Bo musiałbym kilkunastu przynajmniej skądinąd rozsądnych zazwyczaj ludzi, usunąć ze znajomych, albo przynajmniej wyłączyć powiadomienia z ich ścianek. Uwikłałbym się przy tym w milion niepotrzebnych czaso-żernych polemik. A zamiast tego popracowałem i sprawdziłem znakomity brytyjski serial "Broadchurch". Polecam.

Uchodźcy to tylko kropla przepełniająca czarę, bowiem miliony wrzutek z istnych analnych krańców internetsów (tu w mojej opinii przodują niezalezna.pl i "Fronda"- celowo nie robię hyperlinków, żebyście nie klikali i żeby nie mieli reklamy) szły kaskadą w kwestii aborcji, in vitro, związków partnerskich, kampanii prezydenckiej, a teraz parlamentarnej. No i szczepionek. Które akurat są fajnym tematem, bo niezależnym od światopoglądu, weryfikowalnym naukowo. Antyszczepionkowcy są po prostu durniami, którzy są zagrożeniem dla reszty populacji. Taka bardziej pop wersja antyprzeszczepowców i antytranfuzjowców bez konieczności bycia świadkiem Jehowy albo mormonem.

Tego typu wklejki, wraz z intuicją, że jak słowo zostało gdzieś napisane, to jest bardziej wartościowe od mówionego, albo występującego w komentarzu sprawia, że po Fejsie i różnych forach lata tak ekstremalna ilość bzdur, że najpilniejszy mózgowy firewall nie wszystkie plewy od ziaren odsieje. A atmosfera się oczywiście nakręca. Łatwo ekstremalną opinię łyknąć, podać dalej, a zacietrzewienie własne rzadko umożliwia wycofanie się z danych poglądów, o odszczekaniu owych już nie mówiąc. Warto więc wcześniej zadać sobie ten zupełnie minimalny trud i sprawdzić, czy aby fantastycznie odkrywczy link z walla znajomego, w którym mówi się, że oto jakiś przykładowy Malik wwozi nam do kraju milion wagonów pełnych haubic nie jest humbugiem, nie pochodzi spod linka, gdzie tekst idzie pod tezę, wreszcie - czy znajduje pokrycie w innych źródłach. Albo czy rozklejany wszędzie naukowo "autorytet" wakcynacyjny nie jest aby szarlatanem, który strzykawki nie odróżnia od wziernika.

Przy okazji ostatniej wizyty pierwszego najbardziej znienawidzonego człowieka w kraju u drugiego z tej listy (Kuźniar u Wojewódzkiego) padła anegdota o tym, jak po jakimś mocno hejterskim komentarzu, następnego dnia, jego autor kulturalnie przeprosił, tłumacząc, że miał ekstremalnie zły dzień w pracy (chodziło bodaj o chirurga i śmierć pacjenta na stole) i że przeniósł chłopak swoją frustrację. I może faktycznie, nie jest tak, że ludzie piszący nieraz agresywnie o uchodźcach, przeciwnicy aborcji, szczepionek, czy in vitro są bandą złowrogich zbrodniarzy. Może po prostu są ludźmi nie za mądrymi, mocno zagubionymi w świecie i się świata bojącymi, którzy przytulają się do kupy, bo wszak w kupie cieplej i niesieni poczuciem przynależności strzelają radośnie z pompki. Sęk w tym, że jak wiele osób z takiej pompki strzeli, robi się kleiście i pachnie nie za ładnie.

Sam nie jestem bez winy, ale na swoją obronę mam akurat to, że jak się zapomnę (a w Polsce mamy przecież wielowiekową tradycje korzystania środków antypamięciowych), potrafię przeprosić, albo przynajmniej wyciągnąć grabę na zgodę. Ale jest jeszcze lepsza metoda. Właśnie kończę ją testować. Tygodniowe wylogowanie. Ot, żeby sprawdzić, czy się jeszcze da. Ot, żeby odpocząć i skoncentrować się na poważnych i ważnych sprawach. Ot, żeby patrzeć jak spadają liście, a nie hejty. Polecam.

(Paweł Waliński)
Reklama

Komentarze opinie

  • Awatar użytkownika
    - niezalogowany 2015-09-18 11:11:55

    no, upadek

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis
  • Awatar użytkownika
    - niezalogowany 2015-09-17 22:59:00

    Ale bełkot

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo ddb24.pl




Reklama
Wróć do