Coś się kończy, coś się zaczyna. Tak to już w życiu jest. "Okiem hejtera" chyba wyczerpało swoją formę. To dobrze i źle, z przewagą źle oczywiście, ale to zupełnie naturalna kolej rzeczy.
Hejter z odbytu niebytu wyszedł 127 tygodni temu. Daje to 889 dni, czyli 2,569 roku temu. To kupa czasu. Nawet jeśli na co dzień wydaje nam się, że powodów, by czegoś nie znosić, nienawidzić, utyskiwać na to, jak arabscy uchodźcy na żarcie we włoskich obozach, na świecie, nie brakuje, kiedy zrelatywizować to do jednego prowincjonalnego miasta, okazuje się, że wcale nie tak łatwo co tydzień wyskoczyć z czymś świeżym. Bo prawda jest taka, że mimo fatalnego prezydenta i jeszcze bardziej fatalnych owego zastępców (o tym, że Rafał Rudnicki aka Rafalala robi z siebie pajaca, jak rozhisteryzowana pensjonarka, pozywając mnie o zniesławienie już, zdaje się, pisałem), Białystok nie jest jakąś skończoną du*ą świata. Najwyżej początkiem rowka. Ilość rzeczy do zhejtowania jest w nim więc skończona. A że skończona, nieraz zdarzało się wypływać na geograficznie (i mentalnie) szersze wody i krytykować zjawiska ogólnopolskie, czy wręcz globalne.
Z tym jednak koniec, bo wyjechawszy z miasta uważam, że może niekoniecznie powinienem się na jego temat wypowiadać. A bo nie jestem w kursie dzieła, a bo może to brzmieć ex cathedra, a bo od dawna powtarzam, że Polacy nie mieszkający w Polsce nie powinni mieć prawa wyborczego (bo niby dlaczego, skoro w Polsce nie mieszkają?), więc nieuczciwie i niezręcznie byłoby hejtować sprawy wewnątrzmiejskie z odległości. Trzymać natomiast rubrykę tylko na powszechnikach niekoniecznie jest sens. Lepsze podejście do powszechników znajdziecie bez zbędnego wysiłku od Tomasza z Akwinu po Jacka Żakowskiego.
To, z czego jestem z kolei zadowolony z perspektywy tych 2,5 lat, to fakt że samemu udało mi się zebrać za ten cykl masę hejtu. Dlaczego zadowolony? Bo potwierdza się moje przekonanie (a jak się komuś przekonanie potwierdza, to przecież zawsze radocha), że idiotów na świecie (i w Białymstoku) nie brakuje i zawsze znajdzie się jakiś kretyn, który nie zrozumie, nie odczyta ironii, ma jakieś świni z ucha wyjęte poglądy i oczywiście chce i musi dać im wyraz w sieci, choćby w komentarzach pod moim tekstem. Tym bardziej to cieszy, że widząc nadpodaż durniów, człowiekowi natychmiast rośnie ego. Każdy więc taki komentarz, to tylko dodatkowe paliwo.
Poza zbieraniem hejtów, hejterowi udało się też wkurzyć kilka - nominalnie - ważnych osób w mieście. Choćby w jego władzach. Słowa "nominalnie" używam tu, żeby zaznaczyć, że chodzi osoby ważne tylko ze względu na pełnione funkcje. Intelektualnie i charakterologicznie nierzadko są to postaci bliskie dnu, ale i tak cieszy, że kilkoma zdaniami albo prawdziwymi, albo złośliwymi, można zaburzyć ich pełne samozadowolenie. Taka rola komentatora. Podobnie jak, w mojej opinii, wkładanie kija w mrowisko.
W odległych siedemdziesiątych latach muzycy związani ze sceną industrialną i post-industrialną nierzadko stosowali terroryzm kulturowy, czy politykę szoku - taktykę wywiedzioną od sytuacjonistów, czyli (na skróty) lewicowych kulturowych performerów działających dekadę z naddatkiem wcześniej. Chodziło o to, by ludziom przyzwyczajonym do grzecznych i uładzonych przekazów, ludziom z myśleniem sformatowanym przez kapitalizm, zadać nagle przekaz, który kompletnie wytrąci ich z równowagi. Mogło być to coś brutalnego, kontrowersyjnego, absurdalnego... wszelka praktycznie prowokacja. Bo tylko taka zagrywka mogła zmusić zmurszałego intelektualnie człowieka Zachodu do refleksji, zadawania pytań, wyjścia poza jego własne, ciasne pudełko. Brzmi to górnolotnie, może wręcz trochę akademicko, ale w mojej opinii felietony, komentarze i tak dalej powinny pełnić i taką rolę. Zarzucać na czytelnika haczyk i nawet jeśli miałby się z tezą dogłębnie nie zgadzać, zmuszać go do minimalnego choćby wysiłku intelektualnego. Wsadzanie kija w mrowisko jest więc tym, co chciałem robić. Nie wiem z jakim skutkiem, ale chciałem.
Miałem też nadzieję przetrzeć odrobinę drogę tym, którzy nie boją się nazywać rzeczy po imieniu. Dyplomatyczny dyskurs bowiem, gadanie o rzeczach na zasadzie "bułkę przez bibułkę" jest moim zdaniem jedną z większych bolączek naszego kraju. Ze zrozumiałych, ale godnych potępienia przyczyn, meandruje się u nas tak, by nie trzeba było powiedzieć prawdy prosto w twarz. Mówi się "kibole", zamiast "bandyci", "rolnicy" zamiast "cwaniacy podatkowi", "górnicy" zamiast "terroryzujące kolejne rządy bandy". I tak dalej. A od biblijnych czasów wiemy przecież - szczególnie za sprawą króla-czarownika Dawida - że nie spęta się demona, kiedy nie znamy jego imienia. Prawidłowe i wprost, nazywanie zjawisk jest więc kluczem do rozwiązywania problemów. Chciałem też w tym, mocno przecież prawicowym (co jest jakimś znamieniem Polski B) mieście, przemycać wątki obyczajowo lewicowe, liberalne, wolnościowe. Zachęcać do krytycznego myślenia, do podważania rzekomych autorytetów, promować indywidualizm, ironię, odwagę w myśleniu i niechęć do mentalności stadnej.
Na ile cokolwiek z tego mi się udało - nie mam pojęcia. Jeśli choć jedna osoba pod wpływem któregoś odcinka hejtera poświęciła choć 5 minut na rozkminkę, albo zmieniła któryś ze swoich niemądrych poglądów, dostrzegła coś w szerszym kontekście, to może był sens takiej 2 i półrocznej pracy. I tak, zdaję sobie sprawę, jakim komunałem jest powyższe.
I tak to. Coś się kończy, coś się zaczyna. Nowe wyzwania, nowe sytuacje. Przy czym nie wykluczam dalszej współpracy z Redakcją (której swoją drogą dziękuję za ten hejterski czas) w jakichś innych okolicznościach, innej formie, może innym cyklu. A żeby nie kończyć tak słodko i miło, życzę Wam, Drodzy Czytelnicy miłego oddychania tadziowym betonem, spontanicznych samozapłonów i wyburzeń lokali na działkach, którymi interesuje się Rogowski Development, prowincjonalnego myślenia, 10 nowych kościołów przy każdej ulicy, chodzenia pod ziemią, kiedy w większych miastach zaczynają przejścia podziemne zakopywać, płacenia haraczy na Jagiellonię i srogiej zimy, żeby pieniędzy oszczędzonych na odśnieżaniu nie oddawać na jakieś festiwalowe fiu bździu, na które przyjadą ludzie z całej Polski. I biskupa w każdym domu. Ave!
Poczta. Jaka niekonkretna... A "Anonim" jest słaby. Ja się podpisuję nazwiskiem. Zapraszam do dyskusji. Wszelakiej.
Ależ ta poczta słabo działa. Anonimie, miej odwagę cywilną? Ja się podpisuję nazwiskiem.
Kolega hejter dostanie jeszcze 2 pozwy cywilne. Właśnie poszły opłaty. Sprawy karne też nie będą umorzone.