Reklama

Okiem hejtera, odc. 96 - Hartkor



Ostatnimi czasy pewna osoba, wyraziła opinię, że Ona i jej znajomi uważają moje poglądy i sposób bycia, za - mówiąc eufemistycznie - hardcore"owe. Było to przyczynkiem do rozkminy - a owszem. Ale i pewnych szerszych wniosków.

Fajnie. Bo bycie kontrowersyjnym, a przy tym jeszcze (jakoś) rozpoznawalnym, jest przecież miłe. Wierzę, że Frytka z podskórną przyjemnością słuchała adresowanych do siebie epitetów dotyczących dziwkowatości, puszczalskości, Kena i jacuzzi. No bo nawet, jeśli faktycznie została dziwką, to najbardziej znaną dziwką w kraju. Ego mam przerośnięte - spokojnie dźwignę. Z radością wręcz. Natomiast w ogólnym rozrachunku zmartwiło mnie coś innego.

Co? Płytkość mentalna osób w taki sposób sprawę komentujących. Szczególnie wziąwszy pod uwagę, że owi konkretni akurat pracują w mediach. Nie, nie oczekuję, żeby każdy z samego faktu pracy w mediach stawał się tytanem intelektu. Godzę się z istnieniem uroczych i kompletnie nieinteresujących intelektualnie pogodynek, prezenterek, całego tego zakonu imienia Magdy Mołek. Natomiast pewien mój niepokój budzi fakt, że ludzie intelektualnie przewidywalni i nieciekawi tworzą grupę, która - jak by nie było - ma wpływ, nawet podprogowy, na społeczeństwo.

Świat w miejscu nie stoi. Przynajmniej na tyle, na ile my go postrzegamy. Zmiana na płaszczyźnie biologicznej jest zwykle ewolucyjna, natomiast w kulturze, socjologii, etc nieraz dzieje się w drodze rewolucji. Jakiś tam homo habilis patrzy na toczący się kamień i odkrywa pobieżną strukturę koła. Absolutny liberalny społecznie buc, jakim był Malthus, miał niebagatelny wpływ na Darwina i - za Dawkinsem - najważniejszą naukową teorię świata. Niepokorne myślenie napędza świat - niestety.

Tymczasem w mediach, poza absolutnymi limesami pokutuje przekonanie, że środowiska opiniotwórcze powinny być ostrożne, delikatne, wycofane i - co chyba najstraszniejszym jest konstruktem świadomościowym - obiektywne. Obiektywne w naszych czasach oznacza: "nie chcące nikogo urazić, nawet kosztem prawdy". I nie - nie wcielam się tu w Rafała Z., który własnego papieża nazwał idiotą (do tego sądu się przychylam) i postuluje istnienie w polskim dyskursie dwóch przeciwległych salonów. Nie. Postuluję, by media były odważniejsze i by mniej w nich zatrudniać planktonu.

Kiedy ogląda/czyta się polską publicystykę, trudno oprzeć się wrażeniu, że każdy odważniejszy sąd poprzedza jakiś taniec, jakieś umizgi, jakaś kokieteria. Że nawet wobec kompletnej mielizny intelektualnej interlokutora, wzorem prawa Godwina, jeśli sformułujemy zdecydowany sąd - przegrywamy. I wszystko w mainstreamowych mediach jest słodkopierdzące, zawoalowane, miałkie i bez charakteru. By piach gryźli puszcza się najwyżej jakiegoś Niesiołowskiego i Pawłowicz, którzy od merytoryczności są tak daleko, jak ja od jarania się "Janosikiem". Nie tędy droga.

Media - quod erat demonstrandum - są od tego, by oswajać cebulactwo z treścią bieżącego dyskursu. Obyczajowego, politycznego, społecznego. Jedna z pierwszych dziennikarskich lekcji (tu akurat chodzi o dziennikarstwo muzyczne), jaką odebrałem (od mega-fachowca, jakim jest Jarek Szubrycht) brzmiała: "Jeśli autor nie jest pewny swojego sądu, powinien odpuścić dzielenie się nim". Więc nie chcemy opinii wspartych na "chyba", "wydaje mi się", "może". Bo to nic nie warte opinie ludzi, którzy przez godzinę ssają kciuka zanim zabiorą głos w towarzystwie. Na takie opinie stać każdego. Kamila z redakcji programu newsowego, Edka spod budki z piwem, wuja Stefana na imieninach babki. Ludzie mediów nie mają być przezroczyści. Nie mają przepraszać za to że żyją i żywot ustawiać pod linijkę. Mają być JACYŚ.

Z tej perspektywy - jak zawsze powtarzam - wielce szanuję Terlika. Jasne, że praktycznie wszystko, co myśli uważam za głupotę. Ale Terlik ma charakter. Ma charyzmę, którą tworzy pewne intelektualne napięcie. On - jego adwersarz. Jest kontrowersja, dyskurs, dyskusja. Połączyć to z wysoką jakością merytoryczną i... każdy program z Terlikiem jest lepszym doświadczeniem intelektualnym, niż kompromisowe (i niezgodne z doktryną kościoła, a więc heretyckie) smęcenie takiego Hołowni. Kochajmy różnowierców. Kochajmy bliźniego. Nie mówmy muzułmaninowi, że - kurde - nie ma racji, uszanujmy go. Sprzeczne to z ideą apostołowania, która jest obowiązkiem każdego katolika i w ogóle jakieś kluchy niemożliwe. Niedosolone przy okazji.

Przestrzeń publiczna jest po to właśnie, żeby w niej dyskutować bolące, kolczaste tematy. Żeby - jak było z Biedroniem, czy Grodzką - przyzwyczajać społeczeństwo do rzeczy pozornie niewygodnych, otwierać mu mózgi na rzeczy, o których może im się nie śniło. Wzorem sytuacjonistów i rewolty industrialnej - stosować politykę szoku kulturowego. Zestawiać rzeczy, o których nikt nie pomyślałby, że można je zestawić. Prowokacja uruchamia intelekt - elo.

Tymczasem funkcjonujemy w świecie grzecznych marynarek, podgolonych opinii i przestróg, że oto uporządkowana osoba nie powinna się spotykać z kimś powszechnie uznawanym za hardcore"owego. Bezrefleksyjnie modlimy się co niedziela. Przyjmujemy antybiotyki na wirusowe zapalenie gardła. Myjemy ręce po siku, ale siku po rękach już nie. Wykonujemy nic nie znaczące rytuały, bez refleksji, bez przekonania, bez sensu. Następnym razem, kiedy skoncetrujecie się na robieniu czegoś, do czego jesteście przyzwyczajeni, może po prostu zapytajcie przy okazji samych siebie, dlaczego tak naprawdę to robicie. Dlaczego macie takie, a nie inne przekonanie. Idę w zakład, że w co najmniej połowie przypadków, odpowiedź wcale nie będzie taka łatwa.

(Paweł Waliński)
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo ddb24.pl




Reklama
Wróć do