Impreza miała odbyć się w sobotę, 30 kwietnia, o godzinie 19. W Motopubie przy ulicy Młynowej. Tam jednak koncertu nie będzie. Powód? Występ kapel sceny alternatywnej, punk rockowych, związanych z ruchem antyfaszystowskim i anarchistycznym. Wokół wydarzenia rozpętała się mała burza i zostało ono w tym miejscu odwołane. Pojawiły się sugestie, że za wszystkim stoją kryminalni z komendy miejskiej, którzy sugerowali właścicielom nie dopuszczenie do tego rodzaju koncertu. Z tła nie da się przy tym wymazać sprawy sprzed ponad tygodnia, kiedy w studenckim klubie Gwint zagrały zespoły związane ze środowiskiem narodowców, tudzież nacjonalistów (przynajmniej takie informacje krążyły, bo swoją drogą, to do dziś nikt oficjalnie nie potwierdził nazw grup, które stanęły na scenie). Wtedy policja monitorowała okolicę. A mówiąc dosłownie - pilnowała, by nie było żadnych incydentów. Tym razem pojawiły się pogłoski, że może chcieć doprowadzić do tego, żeby impreza środowisk alternatywnych w ogóle się nie odbyła. Przedstawiamy więc opinie wszystkich stron - właścicieli lokalu, organizatorów koncertu, policjantów.
Jutro w Motopubie miały zagrać punkowe zespoły: Oreiro, Anemia 77, Uran, Mister X z Grodna i rosyjski Brigadir. Nazwy przeciętnemu białostoczaninowi nic nie mówią. Ale są znane w środowiskach alternatywnych i przynajmniej ponad sto osób chciało je zobaczyć na żywo. Organizatorzy zaalarmowali nas, iż impreza nie może dojść do skutku przez... policję. A ściślej: wydział kryminalny komendy miejskiej. Funkcjonariusze mieli przekonywać właścicieli lokalu, by odwołali imprezę. W komentarzach dotyczących wydarzenia na Facebooku było sporo goryczy, która przelała się na mundurowych. "Szok" czy "żałosne" to najdelikatniejsze z nich.
- Otrzymałem wiadomość od menadżerki Motobubu, iż koncert nie może się odbyć, trzy dni przed planowaną datą. Szkoda, że wcześniej jakoś nie było problemu - mówi nam Jacek organizator (imię i nazwisko do wiadomości redakcji).
Faktycznie, lakoniczna informacja brzmi, iż patrząc na obecną sytuację Białegostoku (narodowcy, ONR, Młodzież Wszechpolska), trzeba odwołać koncert: - Nie chcemy narażać klientów i zespołów na akty nietolerancji. Przykro mi że tak wyszło, ale lepiej nie wsadzić w tym wypadku kija w mrowisko.
Jacek postanowił skontaktować się telefonicznie z przedstawicielką lokalu. Miał usłyszeć, iż oliwy do ognia dolali policjanci, którzy zadzwonili w sprawie imprezy do właścicieli z jednoznacznymi sugestiami.
Ci ostatni zaprzeczają, skontaktowaliśmy się z nimi.
- Postanowiliśmy, że jednak taki koncert nie może się u nas odbyć. To prawda, że mieliśmy telefon z komendy miejskiej, ale nie było o czym rozmawiać, gdyż poinformowaliśmy o odwołaniu imprezy. Żadnego zastraszania nas zatem nie było - przekonują właściciele. - Motopub jest miejscem, w którym odbywa się sporo koncertów rockowych i chętnie udostępniamy na nie lokal. Ale w tym przypadku chodzi o względy bezpieczeństwa. Początkowo nie wiedzieliśmy, kto ma zagrać. Tymczasem okazało się, że mamy do czynienia z koncertem, pod który podpina się jakąś ideologię. To oczywiste, że obawialiśmy się, iż w okolicy, a nawet w samym lokalu może dojść do jakichś incydentów. Nie możemy sobie pozwolić na takie ryzyko, również w kontekście tego, że w remont włożyliśmy masę pracy, pieniędzy i energii. Motopub ma być miejscem, w którym ludzie mogą spokojnie napić się piwka, przyjść też na koncert, ale jako właściciele musimy brać pod uwagę wszystkie okoliczności, także zagrożenie, że może dojść do jakichś ekscesów. Przecież wiadomo, że druga strona mogłaby chcieć zakłócić tę imprezę.
- Nieprawda! - zarzeka się Jacek. - Przed tygodniem rozmawiałem z osobą odpowiedzialną za imprezy w Motopubie i twierdziła, że wszystko jest OK. Do tego plakat widniał w internecie, i nie tylko, od trzech tygodni.
Być może i policja w tym przypadku naprawdę nie wychyliła się przed szereg. Co nie zmienia faktu, że telefon od kryminalnych pewnie utwierdził właścicieli Motopubu w podjętej decyzji.
Sprawę wyjaśnialiśmy również z podinspektorem Andrzejem Baranowskim, rzecznikiem podlaskich policjantów. Dość szybko ustalił odbyty scenariusz.
- To prawda, że policjanci dzwonili do właścicieli tego lokalu. Ale żadne sugestie o tym, by odwołać ów koncert nie padły - podkreśla Baranowski. - W tym przypadku chodziło o dodatkowe informacje o planowanym przedsięwzięciu, istotne dla policji z uwagi na rozpoznanie ewentualnych zagrożeń, które należałoby wziąć pod uwagę w toku planowanej na ten dzień służby funkcjonariuszy, związanej z zapewnieniem na terenie miasta bezpieczeństwa i porządku. W trakcie tej rozmowy właściciel lokalu poinformował funkcjonariusza, że przedmiotowa impreza została odwołana. Zaznaczam, że w tym przypadku taką, wcześniej podjętą z własnej inicjatywy decyzję właściciel lokalu jedynie zakomunikował policjantowi i nie są prawdą wskazania, jakoby takie rozwiązanie miała w jakiejkolwiek formie sugerować policja.
Ostatecznie sam koncert się odbędzie, tyle że w Rejsie.
Inna sprawa, że - czego trudno nie przyznać - środowiska niezależne, oddolne, mają w Białymstoku ciężko. Być może ze względu na to, iż miasto nie jest metropolią zupełnie nieznajomych twarzy.
Jak twierdzi socjolożka Justyna Rembiszewska, w ostatnich latach pod prawicowymi rządami intensyfikuje się problem eliminowania z przestrzeni miejskiej subkultur alternatywnych. W 2005 roku, po sześciu latach funkcjonowania, władze podjęły decyzję o zamknięciu skłotu DeCentrum, w dużej mierze kulturotwórczego miejsca, tworzonego właśnie przez alternatywne środowisko białostoczan. Od tamtej pory malała również aktywność białostockiego środowiska muzycznego, wokół którego skupiało się szerokie grono ludzi. Białostockie stowarzyszenie Pogotowie Kulturalno - Społeczne do 2014 roku, w którym prokuratura białostocka kontrowersyjnie oskarżyła organizatorów o narażenie uczestników imprezy Up2Date na niebezpieczeństwo, zajmowało się organizacją imprez kulturalnych, warsztatów czy wystaw w kompleksie budynków przy ulicy Węglowej. Obecnie budynki stoją puste, a dysponuje nim Zarząd Mienia Komunalnego. Rembiszewska tłumaczy, że kolejny raz środowisko animujące niezależną kulturę zostało pozbawione przestrzeni na swoją działalność.
- W takich oto okolicznościach obserwujemy intensyfikowanie się postaw środowisk skrajnie prawicowych w ostatnim czasie, co z jednej strony jest symptomem problemu zachwiania swego rodzaju równowagi społecznej, z drugiej zaś problem ten tworzy. Decyzje władz i polityczny klimat sprzyjają przejmowaniu przestrzeni publicznej przez skrajnie prawicowe środowiska, których język i metody manifestowania swojej obecności w mieście stają się coraz bardziej ostentacyjne i odważne. Jednym z powodów narastania tego problemu jest brak silnej kontrkulturowej grupy, którą władze konsekwentnie pozbawiały przestrzeni dla działalności oraz brak zainteresowania problemem ze strony zwykłych mieszkańców - mówi.
Komentarz autora: Zwykle tak nie jest, ale tym razem prawda pewnie znalazła się gdzieś po środku. Pomijając kwestie ideologiczne, to strzał w stopę zaliczyli właściciele Motopubu. Zapewne skalkulowali ewentualne zyski i straty, ale w biznesie tak się nie robi. Po prostu. Opisane zachowanie podważa wiarygodność. Bez dwóch zdań. I ciężko zgodzić się z tłumaczeniem, że nie do końca wiedzieli, kto na ich scenie ma wystąpić. Przypomina to wyjaśnienia rektora politechniki, który też dowiedział się za późno, że w Gwincie zagra m.in. zespół propagujący treści ultra nacjonalistyczne. Taka to typowa zaściankowość - zgadzamy się na coś, a potem myślimy. Co do słów strony policyjnej: nie dziwią, takie miały być. Druga strona medalu jest taka, że służby mąciły, mącą i nadal będą to robić, na całym świecie. I bardzo trudno jest im udowodnić, że są adwersarzami jakichś wydarzeń. Jest to robione po cichu i żaden rzecznik oficjalnie tego nie przyzna. Ale to już temat na oddzielną dyskusję. Mam wrażenie, że w Białymstoku zaczął rządzić strach. Chyba nie o to chodziło włodarzom mówiącym po marszu ONR o działaniach "Białystok dla Tolerancji". Chyba.
Dobre kapele grały na squocie, ale psiarni i prezydentowi przeszkadzało.