Nie wiem jakie dokładnie są Wasze wrażenia po sobotnim święcie ponad 20 tyś. białostoczan, postanowiłem tymczasem, że podzielę się swoimi. O samym wyniku wie już cała Polska, choć nie tylko dlatego warto było być na stadionie przy Słonecznej. Ale po kolei.
Na stadion wybraliśmy się na dwa samochody wraz z zaprzyjaźnionym sąsiedztwem. Miejsca parkingowe mieliśmy u cioci Władzi w szeregówkach przy ul. Wspólnej .(Przy tej okazji: Ciociu pozdrawiamy, na kolacji nas dzisiaj nie będzie, chociaż wiemy, że zaproszenie płynęło z serca). Wychodząc z posesji zadzwonił szwagier, który już był na stadionie – pojechał z dzieciaczkami komunikacją miejską dużo wcześniej przed nam. Przewidujący i mógł wypić piwo.
Rozmawiamy:
- W jakim opakowaniu masz napoje? - pyta
- Dla wszystkich kupiliśmy jedną wodę w plastiku. 1,5 l. - odpowiadam
Szwagier – To nie bierz jej nawet z samochodu, bo nam właśnie ochrona taką zabrała. Musisz kupić 0,5l. Aaa i kup ze dwie takie dla mnie, bo ja już nie mam. (śmiech….)
Po szybkich zakupach w Biedrze docieramy na stadion. Wchodzimy od strony ul. Słonecznej, tak jak tydzień wcześniej na „Dzień otwarty” i sporo wcześniej na koncert Budki Suflera. Logicznym było to też dla tysięcy innych kibiców np., z uwagi na to, że wchodzi się od strony głównego parkingu. Jest tuż przed 17. Zanim stanęliśmy w wężyku do wejścia pytam zapobiegliwie stewarda:
- Czy na tych biletach wejdziemy tym wejściem?
Stewart poleciał do kolegi po mapę stadionu. Wraca z informacją:
- Jak Pan widzi pana sektor jest tu – pokazuje łuk od Ciołkowskiego – a my jesteśmy tu. Musi wiec Pan wyjść poza siatkę i przejść cały stadion dookoła do ul. Ciołkowskiego.
- Ale na koncert Budki Suflera wpuszczali tędy i przeszliśmy aż do sektora tego samego zresztą jaki teraz mamy. – dyskutuję dalej ze stewardem.
Ten odpowiada – Teraz tak nie można. Część musimy odsyłać do wejścia od. Wiosennej, a część od Ciołkowskiego. Podpowiem tylko, że tędy będzie szybciej – dopowiada ochroniarz wskazując, że po wyjściu za bramę kierować się w prawo.
(Nie wiedzieć czemu po zakończonym meczu mogliśmy już wyjść swobodnie od ul. Wiosennej)
Słysząc, że na płycie boiska trwa już inauguracja stadionu, szybkim krokiem zmierzamy do swoich bramek wejściowych. Docieramy. Na szczęście kolejka do naszych sektorów o wiele mniejsza. Ale zanim jednak przeszliśmy całą procedurę wejścia to widowisko się zakończyło.
Jednak jak się okazało największe atrakcje na otwarcie, zanim jeszcze wybrzmiał pierwszy gwizdek, postanowiły na nas zaczekać. Bo oto spiker wywołał do tablicy Prezydenta Miasta Białegostoku Pana Tadeusza Truskolaskiego. No i się zaczęło. Kto tylko miał wolne palce, nie trzymał w ręku kufelka i kto po prostu umiał – ten GWIZDAŁ!!! Solidarnie tak samo, co by nie było mu przykro, przywitany został Marszałek od fikołków tzn. Marszałek Dworzański (wcześniej zdaje się nauczyciel w-f). Nadmienię jeszcze, że przy drugiej przemowie Pana Truskolaskiego pojawiły się brawa. Niech jednak Pan Prezydent nie myśli, że to dla niego, bo to były dla zawodników którzy właśnie wyłonili się z tunelu prowadzącego na murawę (może szwagier Kulesza popędził swoich piłkarzy co by szwagra oszczędzić. Ja swojemu musiałem dokupić wodę. Wiadomo – RODZINIE SIĘ POMAGA). I tu mam pewien wniosek, lecz o tym na końcu.
Wybawienia nie potrzebował natomiast ani Tomasz Frankowski, ani zawodnicy, ani Michał Probierz – wszyscy witani chóralnymi okrzykami w pełnym najszczerszych emocji aplauzie.
Pilkę na stadion przywiózł nam łazik marsjański. I tu tez mam wniosek. Gdzie będzie? Na końcu.
Jeszcze przed pierwszym gwizdkiem, czułem się jak na meczu reprezentacji. Kibice zaśpiewali Hymn Jagiellonii. 21 196 kibiców nie żałowało gardeł z dumą i jak najwyżej prezentując ukochane barwy.
Zaczęliśmy. Doping nie ustaje. Wzruszenie w sercu nie mija. Obiekt robi wrażenie. Oprawa meczu ze strony sektora ULTRAS coraz sama składa ręce do oklasków od pozostałych kibiców. ŚWIĘTO!!!! ŚWIĘTO!!! ŚWIĘTO!!! I pierwszy GOOLLLLLL!!!!!!! CAŁY STADION SZALEJE, TAŃCZY KALINKĘ!!!!!!
Po tym golu Jagiellończycy nieco spuścili z tonu. Pierwsza połowa dobiega końca. Część kibiców wychodzi już do strefy GASTRO. Inna część upraszała mentalnie zegar, by ten poprzez gwizdek sędziego wywołał przerwę i by w szatni można było coś uporządkować. A tymczasem pada drugi GOOOOOOOLLLLLLL. Jest 43 minuta. Wznowienie gry ze środka. Coraz więcej idzie już do GASTRO. A tymczasem w doliczonym czasie (46 min.) GOOOOLLL na 3:0.
Do teraz zastanawiam się co musiała czuć kolejka do lokali gastronomicznych w tym czasie. Mam przy tym nadzieję że przynajmniej hot-dogi były dobrze ciepłe, a piwo dobrze zimne.
Przerwa upłynęła nam na zwiedzaniu toalety i fajeczce ze szwagrem który siedział 4 sektory dalej. Po przerwie dalsze ŚWIĘTO na trybunach: fala niczym tsunami na kilka okrążeń stadionu, kalinka kolejne 2 bramy i mimo 0 st. Celsjusza ogień w sercu każdego widza.
Wnioski:
1. Ów mecz mimo że kosztował tylko 1 PLN (przy wystanej w 2,5 godzinnej karcie kibica, ot taka promocja) wart był każdych pieniędzy.
2. Włodarze stadionu i klubu powinni pozostać w stałym kontakcie z Panami Truskolaskim i Dworzańskim niezależnie od ich losów w nadchodzących wyborach. Na wypadek spadku frekwencji ów dżentelmeni mogliby na taka ewentualność występować w roli mobilizatorów pod hasłem: Wygwizdało nas 21196 widzów. PRZYJDŹ NA MECZ! POBIJMY TEN REKORD!
3. Wynik był tak doskonały – bo piłka była marsjańska. Więc na każdy kolejny mecz niech łazik nadal wwozi futbolówkę.
Komentarze opinie