Reklama

Pożar przy ulicy Angielskiej. Kolejny stary opuszczony dom spłonął. Mieszkańcy są zaniepokojeni

Pożar w opuszczonym budynku przy ulicy Angielskiej 20/1 wybuchł 9 września około godzinie 21, a już kwadrans później policja otrzymała informację o wydarzeniu i pojawili się pierwsi funkcjonariusze. Zablokowali oni przejazd ulicami Wyszyńskiego, Angielską i Bema w okolicy pożaru. Płonący budynek znajdował przy jednej z ważniejszych arterii miasta, którymi jeździ kilka linii komunikacji miejskiej. Po kolejnym kwadransie pojawili się strażacy: drużyny Ochotniczej Straży Pożarnej z Klepacz i Choroszczy oraz ekipa Państwowej Straży Pożarnej i natychmiast zaczęli akcję gaśniczą. Pożar ugaszono około 22.30, a jeszcze grubo po północy trwało dogaszanie pożaru. Wieczorem 9 września wiał mocny wiatr i płonące liście przelatywały na pobliskie garaże i domy oraz na wysuszone krzaki i zielsko.


- Strasznie to wyglądało na początek. Ogień buchnął wysoko i od razu wszystko paliło się. Strażacy przyjechali jak już to wszystko było w ogniu i mieli kłopoty z rozwinięciem węży od pożaru do hydrantu - opowiadał jeden z mieszkańców domów przy ulicy Angielskiej, których sporo przyglądało się pożarowi z pewnej odległości. 

Dom przy Angielska 20/1 był pustostanem przeznaczonym do rozbiórki. Według naszych ustaleń odkupiła go jedna z firm deweloperskich, która ogrodziła cały teren swoim ogrodzeniem. Jak twierdzili sąsiedzi w budynku pojawiali się bezdomni i narkomani. Według naszych ustaleń częściej przebywali jednak oni w opuszczonych budynkach obok spalonego domu. Strażacy i policjanci zabezpieczający akcję wyprowadzili bezpiecznie pięć osób z budynku w pobliżu płonącej budowli. Nic im nie wiadomo, aby w czasie pożaru ktoś był na terenie posesji. 

- Jak ogień buchnął to jakiś taki wyskoczył oknem i uciekł - opowiadał z kolei inny starszy mężczyzna mieszkający przy ulicy Angielskiej. 

Wczoraj wieczorem było za wcześnie na oficjalne informacje, ale według naszych ustaleń policja od razu przystąpiła do poszukiwania potencjalnych podpalaczy. Osiedle Przydworcowe to, niestety, niebezpieczne miejsce, gdzie pożary zdarzają się bardzo często. Zwłaszcza  przytrafiają się one w opuszczonych budynkach przeznaczonych do rozbiórki i to często jakoś krótko przed rozpoczęciem ich demontażu. 

- Tu pożary są cały czas. Przychodzą do nas przedstawiciele deweloperów i namawiają, żeby sprzedać domy. "Po co czekać? Jeszcze się dom spali" - tak mówią. Tu nie jest bezpiecznie. Co drugi dom to albo pustostan albo już sprzedana posesja i tylko patrzeć jak zaczną tutaj powstawać apartamentowce - mówił nasz rozmówca, mieszkaniec ulicy Angielskiej. 

Jak twierdzą mieszkańcy pożary w opuszczonych budynkach to nie może być przypadek. Zdarzają się one w miejscach, gdzie nie ma żadnej instalacji elektrycznej ani grzewczej. W wielu ze spalonych budynków nie pojawiali się bezdomni, bo zostały one zabezpieczone przed wejściem osób postronnych. 

- To skąd tam pożary? Przecież te domy są ze starego drewna, zawilgotniałe, zagrzybione. A zaraz potem po pożarze powstają w tym miejscu bloki jednorodzinne. Te pożary są tańsze od rozbiórki i szybciej trwa sprzątanie pogorzeliska niż zburzenie domu. A, że to niebezpieczne dla sąsiednich domów? To nawet lepiej dla zainteresowanych, bo ci co jeszcze nie chcą sprzedać swoich domów nie będą się czuli bezpiecznie i może zmienią zdanie - mówili mieszkańcy przyglądający się gaszeniu pożaru. 

- Dom drewniany się spali, strażacy resztę rozbiorą i nie trzeba będzie bawić się w papierki potrzebne do burzenia, czy rozbiórki. Bo po pożarze przecież domek rozbiorą i zburzą strażacy. Wszyscy wiedzą co tu się dzieje od lat i nigdy winnego nie ma, a bloki się budują – to słowa innego mieszkańca osiedla Bema.

Spalony dom przy to już ruina i z pewnością po akcji gaśniczej nie będzie kwalifikował się do normalnej rozbiórki. Obok niego stał też inny dom pod adresem Angielska 22 i 22/1 oraz baraki i stare garaże. Spadły na nie płonące liście z drzewa przy płonącym domu. Strażacy zapobiegli rozprzestrzenianiu się ognia na wszystkie niedaleko stojące zamieszkałe budynki oraz salon rowerowy. 

- Tu do tego domu co raz przyjeżdżała policja, bo libacje były. Niby dom pusty, a praktycznie każdego dnia trzeba było interwencji do tych, co tu biesiadowali. Kwestią czasu było, że ten dom się zapali. Tak było i poprzednimi razami, jak się paliły stare opuszczone domy. Wszyscy tu wiedzą, jaka jest praktyka – dodaje inny z mężczyzn.

Spotkani policjanci informowali nas, że przyjeżdżali - ale głównie do sąsiednich budynkach - z interwencją po skargach mieszkańców gdy bezdomni urządzali libacje. Nie dotyczyło to jednak spalonego domu, który nie bywał odwiedzany. 

Od strażaków (z ogniem walczyło 5 zastępów) usłyszeliśmy, że była to już ich czwarta akcja w poniedziałek (9 września). W Białymstoku i w okolicach jest bardzo sucho, obowiązuje już III, najwyższy stopień zagrożenia pożarowego. Nie wszystkie pożary są jednak dziełem przypadku, ale przy takim poziomie zagrożenia ogień może łatwo się wymknąć spod kontroli. 

Przemysław Sarosiek 

Medycyna estetyczna Warszawa
Aktualizacja: 24/03/2025 12:29
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama
Reklama
Wróć do