Reklama

Prawie nie było samochodów i nie było łowców okazji

Ostatnia niedziela lutego. Rano leżał śnieg. Pojechaliśmy z kolegą na samochodową giełdę. Kiedyś spędzaliśmy w ten sposób wiele niedzielnych poranków. Wstawało się rano i jeszcze przed śniadaniem jechało na lotnisko.

Już przy ulicy stali tzw. łowcy okazji. Którzy zatrzymywali przejeżdżające samochody. „Na sprzedaż może?”. Tym razem nikogo. Na giełdzie również pustawo. Gdzie te czasy, gdy samochody ustawione były w trzy długie, długie aleje? Szło się i szło, a wokół kłębił się tłum kupujących i od czasu do czasu przechodził pan z tekturową tabliczką na kiju. Na tabliczce koślawymi literami wypisane było UMOWY.

Potem pojawił się też facet, który sprzedawał „prawa jazdy dla debili” i „dowody rejestracyjne dla kretynów”. Towar był żartobliwy, ale tak zręcznie wydrukowany, ze gdyby usunąć słowo debil i kretyn, mogłyby te papierki służyć przy dość pobieżnej kontroli. Podobno kilka kroków za żartownisiem szedł człowiek, który mógł takie dokumenty sprzedać.

Dziś nie było nikogo z umowami. Samochodów też była zaledwie jedna króciutka alejka.

Motocykle sprzedawano zawsze przy samym wjeździe. Tym razem nie było żadnego. Pierwsza alejka od strony działek pełna była części zamiennych i rozmaitego barachła. Odzieży wojskowej, butów ochronnych, odświeżaczy, ciastek, książek, staroci i rowerów. Dziś z rowerów był tylko monocykl na trzech kółkach. Monocykl na trzech kółkach?! Przecież monocykl ma tylko jedno. Pedały są bezpośrednio przy kółku z którego wyrasta rurka, na której umieszczone jest siodełko. Ten miał trzy kółka. Dwa od deskorolki. Pedały były przy zębatce i miał miniaturowy łańcuch. Monocykl szkoleniowy dla akrobatów czy co? Sprzedawca chciał 100 zł. Miałem tylko 50. Nie dobiliśmy targu. Kolega popatrzył na mnie z politowaniem. Po kiego Ci monocykl?

Kiedyś, kiedyś, kiedyś, przy każdej wizycie na giełdzie, po obejrzeniu wszystkich aut, rowerów, staroci i książek, szliśmy z kumplem zawsze na kebab. A jak było zimno okrutnie, to chowaliśmy się w barobusie. Gdzie za drzwiami zakrytymi kraciastym kocem zamawialiśmy herbatę lub kawę. Podawaną w plastikowych kubeczkach. Frytki posypywało się solą. Ze słoika , którego denko podziurawione było gwoździem.

Barobus był. Popatrzyliśmy na siebie z kumplem. Idziemy zaszaleć?

(Wojciech Koronkiewicz)

Reklama

Komentarze opinie

  • Awatar użytkownika
    gość 2017-03-01 21:13:41

    Treść komentarza...

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis
  • Awatar użytkownika
    gość 2017-03-01 21:23:48

    Też byłem w ostatnią sobotę na giełdzie, owszem pustawo. Moim zdaniem to przez pogodę,zimno spotęgowane przez wiatr i prószący śnieg skutecznie odstraszyło stałych bywalców giełdy.Zauważyć trzeba,że odbyła się po tzw, ,,Ostatkach'' i wypisywanie że coś się kończy to kompletna bzdura.Zal tylko sprzedających,bo w taką pogodę i psa wygonić to zbrodnia

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis
  • Awatar użytkownika
    Adam - niezalogowany 2017-03-01 23:31:46

    W sobotę na gieldzie? Powodzenia. Gielda zawsze w niedzielę.

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis
  • Awatar użytkownika
    Gość - niezalogowany 2017-03-02 17:58:59

    Hhhhe to byłyby czasy

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo ddb24.pl




Reklama
Wróć do