
Nie przeszkadza mi, że były senator, który bestialsko zamęczył swojego psiaka (pisałem o tym kilka godzin temu), był (jeszcze niedawno) pisowcem – bo ja się nie identyfikuję jako pisowiec, nawet jeśli niektórzy tak mnie określają, bo jako konserwatysta nieporównywalnie częściej krytykuję lewicowych ,,liberałów” i marksistów. I zamierzam dalej trzymać się tej linii – jest wystarczająco dużo ogromnych mediów i mających gigantyczne zasięgi polityków, którzy zajmują się rządem i jego grzechami, i przerażająco mało takich, którzy zajmują się narastającym problemem odradzającego się marksizmu.
Ale problem jest głębszy, bo ten gość identyfikował się jako konserwatysta. Tak jak ja. Tu już nie ucieknę od wspólnego mianownika z nim. Tak, jest mi za niego wstyd. Jest wielu konserwatystów, za których muszę się wstydzić, ale ten to przypadek rażący - mający piękne hasełka na ustach bydlak, zdolny do najgorszych potworności.
Czy ponoszę jego winę? W żadnym wypadku. Ale przecież sam, gdy coś strasznego odpali reprezentant którejś z grup, które krytykuję - często obciążam tym cały obóz, i krytykuję w liczbie mnogiej – że tacy są marksiści, lewacy itp. Dlaczego w drugą stronę miałoby to działać inaczej?
Odpowiedzialność zbiorowa zawsze jest błędem i złem, ale na podstawie powtarzających się sytuacji każdy ma prawo wyciągać wnioski a nawet tworzyć pewne stereotypy. Stereotypy często są krzywdzące, ale nie zawsze są obiektywnie złym zjawiskiem - to dzięki stereotypowemu myśleniu wiemy, że lepiej zostawić niemowlaka w pokoju z kotem, niż w klatce ze lwem.
Oczywiście, nawet przed tą sytuacją nigdy nie napisałem, że wszyscy konserwatyści są zajebiści, a każdy lewak to bolszewicki terrorysta. Jasne, że chciałbym, żeby to było tak zerojedynkowe, to by mi bardzo ułatwiło moją misję – jedyny, maleńki problemik polega na tym, że to po prostu nieprawda. Bywają lewacy, z którymi da się kulturalnie wymienić kilka zdań (mimo że uważam, że nawet ci lepsi wśród nich stoją „po złej stronie mocy"), i bywają tacy konserwatyści jak ten senator. Rzadko bo rzadko, ale jednak. Łatka konserwatysty (ani nawet samozwańczego patrioty) nie stanowi niestety immunitetu i nie chroni automatycznie przed zwykłym sk********stwem.
Dlatego po prostu przyjmuję do wiadomości, że moi ideologiczni przeciwnicy dostali kolejny argument przeciwko systemowi wartości, którego na co dzień bronię. Takie sytuacje to też dobra okazja do nauki pokory - pewnie, że chciałbym, żeby świat był skonstruowany w prosty sposób, że ci są obiektywnie dobrzy, ci są złem wcielonym, a tamci są czymś pomiędzy. Ale to tak nie działa. Świat jest o wiele bardziej skomplikowany, niż chciałbym, żeby był. Niż wszyscy byśmy chcieli.
Konserwatywny senator zamęczył psa na śmierć, liberał Lityński zginął próbując uratować psa. Niewygodne to fakty, ale nie mogę ich wygumkować jak ci, których krytykuję. Nie każdy chrześcijanin to dobry człowiek, nie każdy ateista to wróg cywilizacji. Nie każdy Żyd był w NKWD, nie każdy Niemiec popierał politykę Hitlera, nie każdy Polak wspierał Armię Krajową i żołnierzy Podziemia Antykomunistycznego. Nie każdy przeciwnik decyzji Trybunału to miłośnik Marty Lempart. Pasuje mi to do narracji? Ani trochę, same z tym problemy. Czy wypieram to ze świadomości? Jak widać – nie.
Przyjmuję rzeczywistość taką, jaka jest, a nie taką, jaką chciałbym, żeby była. Staram się (mimo błędów, które popełniam) kierować się faktami i rozsądkiem, a nie pozorami i emocjami.
I WŁAŚNIE DLATEGO, mimo sytuacji takich jak ta, i mimo wielu kolejnych które się jeszcze na pewno pojawią, dając kolejne nieprzyjemne lekcje pokory, mogę dalej – Z DUMĄ – powiedzieć o sobie:
jestem konserwatystą.
(Źródło: https://www.minds.com/RazProzaRazRymemWalczymyZAntypolskimRezimem, https://www.facebook.com/razproza/, a także http://www.razproza.pl/ Foto: Flickr.com/ Gerard Van der Leun)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie