Rodzice, których dzieci przebywają w Domu Pomocy Społecznej przy ulicy Baranowickiej, nie akceptują ani nowego dyrektora, ani całego obecnego stanu rzeczy. Chcą by na swoim stanowisku pozostała dotychczasowa zastępczyni – Margarita Jaroszuk i tego będą się domagać od prezydenta oraz radnych.
Pisma i skargi trafiały w próżnię od wielu lat. Praktycznie od samego początku zarządzania domem pomocy społecznej na Baranowickiej przez byłą już dyrektorkę – Ewę Bonarską – rodzicom osób niepełnosprawnych nie podobało się, jak dom jest prowadzony. Zgodnie twierdzą że Bonarska nie była dobrym dyrektorem, nie potrafiła dbać o personel, co w prostej linii przekładało się na opiekę nad niepełnosprawnymi ludźmi. Ich zdaniem była szefowa nie potrafiła też zadbać o komfort życia podopiecznych w kierowanym przez siebie ośrodku nawet na poziomie walki o ekrany akustyczne, ani przestrzeń do rekreacji.
Rodzice pisali pisma, byli na rozmowach. Kilka dni temu przedstawili dokumenty, z których jasno wynika, że ich prośby pozostawały bez odpowiedzi. I nie jest tak, że nikt niczego nie wiedział, co się dzieje w domu pomocy społecznej. Rodzice poinformowali, że pisali do Rzecznika Osób Niepełnosprawnych, byli na rozmowach w Departamencie Spraw Społecznych, widzieli się także z zastępcą prezydenta Białegostoku – Renatą Przygodzką, która odpowiada za sprawy pomocy społecznej w magistracie.
- Mówiliśmy, że sytuacja nie jest dobra. Już dawno temu było mówione, że pani Bonarska robiła przyjęcia z kawiorem i jesiotrami i innymi drogimi rzeczami, a dzieciom zostały zmniejszone racje żywnościowe. Miasto było informowane, że nie jest tam normalnie – mówi jedna z matek.
- Kiedyś dzieci miały możliwość wyjść na ognisko, pospacerować, bo obok był zadbany lasek. Jak przyszła Bonarska wszystko zarosło i nawet nie było tego komu uprzątnąć. Potem jeszcze się dowiedzieliśmy, że kawałek terenu, który wywalczyliśmy jeszcze za poprzedniej dyrektorki, Bonarska oddała dla miasta pod budowę drogi. Słów brakuje na takie zachowanie i nie liczenie się ani z nami, ani z chorymi ludźmi – mówi inna kobieta, której syn przebywa w DPS – ie.
Jednocześnie rodzice stanowczo sprzeciwiają się polityce prowadzonej przez obecnego dyrektora, który został przeniesiony bez konkursu z Ośrodka Interwencji Kryzysowej podlegającej pod MOPR. Nie podoba im się, że znów wprowadzany jest strach i niezdrowa atmosfera. Z ich relacji wynika, że dwie osoby dostały wypowiedzenie z pracy. Wszystko po to, by inni bali się otwierać usta i mówić, co się działo za murami placówki.
- To podstawiony człowiek sterowany przez dyrektorkę MOPR – u. Ona chce tam swoją córkę wsadzić na zastępcę dyrektora. Nie pozwolimy na to. Chcemy, żeby została pani Jaroszuk, która dobrze dbała o nasze dzieci i dobry z niej człowiek – mówią zgodnie jednym głosem.
Margarita Jaroszuk nadal nie zdecydowała się z nami porozmawiać. Z informacji przekazanych nam przez rodziców wynika, że jest ona w niedobrej kondycji zdrowotnej i psychicznej, po tym czego doświadczyła w DPS w ostatnich latach. Teraz ma ją jeszcze czekać zwolnienie. Obecny dyrektor placówki – Wojciech Jocz już zapowiedział personelowi i rodzicom, że zwolnienie jest konieczne z uwagi na zatrudnienie ratowników, którzy nie posiadają uprawnień. Niemniej okazało się, że to nie ona podpisywała umowę z ratownikami. Za zatrudnienie odpowiadała zwolniona Ewa Bonarska, z którą Prezydent Białegostoku pożegnał się pod koniec stycznia za porozumieniem stron.
Smaczku całej sprawie dodaje fakt, a być może właśnie ten smaczek jest przyczynkiem do zwolnienia i pozbycia się Margarity Jaroszuk, że to ona poinformowała przełożonych, czyli Prezydenta Białegostoku, o nieprawidłowościach finansowych w placówce. Z relacji rodziców wynika, że była zastraszana, poniżana i poddawana nieustającemu mobbingowi ze strony swojej byłej szefowej. Kiedy zdecydowała się na właściwe działanie w tej materii, teraz może czekać ją zwolnienie z pracy. Na dodatek najprawdopodobniej dyscyplinarne.
- Dla mnie jest to kompletnie niezrozumiałe. Ta Bonarska robiła szwindle latami na prawo i lewo. I nic je się nie stało. Pożegnali się z nią za porozumieniem stron. A ta, co była poniżana i pracowała uczciwie, mówię tu o pani Jaroszuk, ma dostać wilczy bilet? Za to, ze była człowiekiem cały czas? Nie pozwolimy na to – mówi pierwsza z matek.
Rodzice spotkali się już z członkami Komisji Spraw Społecznych w tej sprawie. Przekazali część dokumentów, z którymi odbijali się dotychczas od ściany wszystkich urzędów, które powinny się zająć rzetelnie ich skargami. Liczą na to, że być może postępowanie prokuratury, która prowadzi swoje czynności w związku z nieprawidłowościami finansowymi, pomoże naprawić sytuację, jaka panuje w Domu Pomocy Społecznej od wielu lat. Zażądali także spotkania w obecności członków Komisji Spraw Społecznych z dyrektorami Departamentu Spraw Społecznych, zastępcą Prezydenta Białegostoku – Renatą Przygodzką, ale nade wszystko z dyrektorką MOPR – Zdzisławą Sawicką.
- Ta pani powinna odejść i już nie mieszać. Wsadziła po nocy swojego dyrektora, który zamiast pilnować porządku, robi wszystko pod jej dyktando. Dość tego. Nie pozwolimy na to, żeby na tym cierpiały nasze dzieci. To przez panią Sawicką jest ten cały bałagan. Dlaczego nie kontrolowała Bonarskiej? Wiedziała o tym co tam się dzieje, bo spotykały się dwie panie nie raz, i nie dwa. Będziemy domagać się jej usunięcia i pozostawiania na stanowisku pani Jaroszuk – mówi jedna z kobiet obecnych na spotkaniu z radnymi.
Posiedzenie Komisji Spraw Społecznych zostało wyznaczone na 16 kwietnia na godzinę 16-tą. Rodzice zapowiadają ostrą dyskusję i obnażenie kłamstw urzędników w temacie zarządzania DPS-em. Chcą także ujawnienia pism, które składali od 2006 roku do różnych instytucji ze skargami na sytuację w placówce i działania byłej dyrektorki – Ewy Bonarskiej.
Jeszcze na początku lutego rzecznik prasowa Prezydenta Białegostoku zaprzeczała doniesieniom, że do magistratu docierały informacje o niewłaściwej sytuacji w DPS na Baranowickiej. Z takim stanowiskiem absolutnie nie zgadzają się opiekunowie osób umieszczonych w tej placówce więc będą twardo domagać się nagłośnienia sprawy i zaprowadzenia porządku. Podkreślali, że będą walczyć o pozostawieniem na stanowisku Margarity Jaroszuk i nie dopuszczą, aby na jej miejsce przyszła córka dyrektorki MOPR. Wówczas mielibyśmy do czynienia z klastycznym nepotyzmem, gdzie pracę córki musiałaby nadzorować własna matka.
Skandal dopiero będzie i dopiero wtedy zobaczycie prawdziwą odsłonę tego drmatau
Tak się pracuje w jednostkach urzędu miejskiego. Wszystkie ww. damy siebie warte.
Takie mamy czasy.Za naszą władzę trzeba odchorować.
Dobrze, że trzymacie rękę na pulsie