Reklama

Słowo po niedzieli: Gdzie jest Wspóltura?



Jeszcze nie tak dawno wiele osób i instytucji cieszyło się, że można razem się spotykać, rozmawiać i kreować politykę kulturalną Białegostoku. Dziś po tych wspólnych spotkaniach nie ma nawet śladu. Zresztą od początku, pomysł o ile był ciekawą inicjatywą, wiadomo było, że na dłuższą metę nie wypali.

Już właściwie od tego miejsca wszyscy zajmujący się kulturą oraz działaniami w tym obszarze mogą na mnie wylewać wiadra pomyj i obrzucać obelgami. Bowiem za chwilę popłyną gorzkie słowa. I naprawdę nie interesuje mnie, czy kolejny raz usłyszę, że źle pojmuję kulturę lub działania osób kreujących różne wydarzenia. Bardzo mi z tego powodu wszystko jedno. Sytuacja wygląda tak, że rację miałam ja, a nie krytykanci.

Od samego początku krytykowałam pomysł, który zrodził się samoistnie w postaci Wspóltury. Był to twór, który w żaden sposób nie był nigdy sformalizowany. Z jednej strony to dobrze, z drugiej strony okazało się, że na dłuższą metę, ta luźna forma tak szybko jak się zawiązała, tak samo szybko sama się rozwiązała. Dodam tylko w tym względzie tyle, że Wspóltura nigdy nie mogła być ciałem formalnym. Na przykład dlatego, że instytucje publiczne, jak muzea, galerie, czy ośrodki kultury dotowane i utrzymywane przez władze samorządowe nie mają i nigdy nie miały w zasadzie możliwości wchodzenia jako takie w struktury stowarzyszenia lub fundacji.

Z tego też powodu mówiłam od razu, że Wspóltura się rozleci. Zresztą nie była to jedyna słaba strona tego nieformalnego ciała. Najsłabszym ogniwem byli niestety sami ludzie, którzy próbowali skleić coś, czego nie dało się skleić. Na dodatek każdy był najmądrzejszy i musiał przewodzić, a w najlepszym przypadku zaznaczyć własną obecność i głos w środowisku. Pamiętam, jak rozmawiałam z kilkoma osobami na temat Wspóltury. Mówiłam, że ten numer nie przejdzie, ponieważ fakt, że w pracach nieformalnej grupy biorą udział jednostki organizacyjne miasta lub województwa, w mojej ocenie jest to sprytnym zabiegiem władz, aby Wspólturę rozprowadzić od środka. Nie było możliwości zawalczenia o wspólny budżet, ani nawet wymyślenia żadnej koncepcji, na którą można by było pozyskać pieniądze dla wszystkich podmiotów. Bo jak? Z budżetu miasta można by było finansować działania WOAK – u, albo opery? A może ze środków wojewódzkich sfinansować muzeum wojska lub BOK? Nie wspominając już o dotacjach z ministerstwa kultury lub Unii Europejskiej. Pamiętam, co mi wówczas powiedziano, kiedy wyciągałam kolejne argumenty o braku zasadności istnienia takiego tworu. Oczywiście to, że jestem hejterem i zabijam w zarodku fajną inicjatywę, która dopiero się tworzy. A przecież jest to coś co nigdy nigdzie dotąd nie powstało.

I u nas też nie powstało. Żałuję bardzo, że każdy z działaczy i osób, jakie uczestniczyły w kilku spotkaniach nie wpadło na prosty pomysł – przynajmniej stworzenia wspólnego kalendarza imprez. Że nikt nie pomyślał o wzajemnej promocji organizowanych wydarzeń. Także nikt nie pomyślał o tym, że w pewnych sferach można by było podać sobie ręce i działać razem, aby łatwiej było wywrzeć presję na rządzących, którzy nie zwracają uwagi na kulturę. Kultury przecież nie widać z kosmosu, jak nowych asfaltowych dróg lub stadionu tudzież innych rozwijających wyobraźnię i pasję inwestycji. Żałuję też, że każdy we Wsólturze chciał być najmądrzejszy i przewodzić reszcie. Żałuję bardzo, że kolejne spotkania rozbijały się o to, czyj projekt jest ważniejszy i kto lepiej się zna na kulturze.

Numer polega na tym, że kultura jest pojęciem o tyle wielkim, że nie ma możliwości ustalenia jednego eksperta, który znałby się na wszystkim. Nie powinno mieć znaczenia, kto będzie czemu przewodził i czyj projekt jest ważniejszy, bo każdy, absolutnie każdy, był i jest tak samo ważny. O tym ludzie kultury nie wiedzieli i sądzę, że nie wiedzą do dziś. Ja nie muszę chodzić na wszystkie wydarzenia, bo nie wszystko mnie interesuje. Na przykład nie interesuję się tańcem i nie mam o nim zielonego pojęcia, ale to wcale nie znaczy, że dla innych ludzi, jest to mniej ważne niż budowa muzeum Sybiru. Albo, że ubywa nam czytelników książek, w związku z czym należy olać czytelnictwo i promocję książek, a skupić się bardziej na festiwalu muzycznym, bo przychodzi na niego więcej osób niż na targi książki lub spotkania z takim czy innym pisarzem. To jest droga donikąd. I zresztą donikąd zaprowadziła, bo zamiast skupić się na pomocy pomiędzy sobą, trwały targi co jest ważniejsze od czego.

Nit, absolutnie nikt, też nie pomyślał o tym – w jaki sposób wykorzystać działające instytucje, które mają środki, pomieszczenia, infrastrukturę i opłacanych z naszych podatków pracowników. A można było wykorzystać choćby do wspólnych działań w tych samych pomieszczeniach, za których wynajem organizacje pozarządowe i ich członkowie zazwyczaj muszą płacić, aby móc tam zorganizować swoje wydarzenie. Nikt z pracowników instytucji nie pomyślał – w jaki sposób dogadać się z wolontariuszami stowarzyszeń lub ciał artystycznych, aby zachęcić ich do promocji swoich wydarzeń, poza miastem, gdzieś w Polsce, bo tam mają swoje możliwości dotarcia do osób zainteresowanych. Ale po co tak? Lepiej było przyjść pochrzanić o czymś, na czym każdy znał się najlepiej i rozejść się ustalając jakiś termin spotkania. Choć wiadomo było, że niezależnie od terminu i tak niczego nowego się nie ustali. I to właśnie z powodów, które opisałam.

Taki fajny projekt padł. Dziś już o nim nikt nie mówi, nie pisze i część uczęszczających, nawet nie pamięta, że było coś takiego jak Wspóltura. W mojej ocenie aktywiści i osoby działające w – nazwę to kulturalnym III sektorze – dały się rozprowadzić jak pijane dzieci we mgle. Komu? Nikomu innemu jak tylko i wyłącznie urzędnikom. I na dodatek poszło tak łatwo, ponieważ słabych, a nawet bardzo słabych, mamy tu na miejscu speców od kultury. Widzą oni tylko czubek własnego nosa i wyłącznie projekty, które realizują. Nie było żadnych działań w kierunku ustalenia słabych punktów polityki kulturalnej w Białymstoku lub naszym województwie, za to była cała masa najlepszych i najmądrzejszych specjalistów. I stawiam dolary przeciwko orzechom, że za ten tekst też mi się oberwie. Niemniej powtórzę – bardzo mi z tego powodu wszystko jedno. Białystok to dziura kulturalna i dziurą zostanie z takim myśleniem i z takim podejściem.

A jak ktoś jeszcze będzie chciał się mądrzyć niech mi wskaże, ile projektów wspólnych, choćby dla miasta, udało się zorganizować w taki sposób, żeby połączyć siły wszystkich możliwych osób i instytucji, tudzież stowarzyszeń i pokazać, że w Białymstoku jest Wspóltura? I, że jak coś robimy, to razem, bo wszystkie ręce są na pokładzie? Nie ma? Ojej! Przepraszam – jedna rzecz się udała – wykopanie z Białegostoku festiwalu „Pozytywne Wibracje”, co akurat uważam, za dobre. Złe jest natomiast to, że Wspóltura nie zadbała o to, aby pojawił się inny projekt, kulturalny, w to miejsce, jakikolwiek, który odpowiadałby wszystkim lub większości. Ważniejsze były pojedyncze projekty, na które co roku trzeba ciułać i żebrać, bo każdy robi to sam. Na dokładkę powiem, że ostatnia wzmianka o Wspólturze pojawiła się dokładnie 24 maja 2013 roku. Więcej o inicjatywie nikt nie słyszał po dziś dzień. A tyle było w niej fachowców od kultury najlepszych w kosmosie i okolicach, podmiotów i ludzi…

(Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska/ Foto: BI-Foto)
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo ddb24.pl




Reklama
Wróć do